Najwyższa Izba Kontroli skierowała zawiadomienia do prokuratury w związku z zakupem respiratorów w 2020 roku. Jedno z nich dotyczy ówczesnego wiceministra zdrowia Janusza Cieszyńskiego. Według ustaleń "Gazety Wyborczej" chodzi o zakup za 3,5 miliona złotych 30 chińskich respiratorów, które w ogóle nie nadawały się do użytku. Cieszyński powiedział w rozmowie z TVN24 BIS, że prezes NIK Marian Banaś "ma swoje powody, żeby mścić się na rządzie". Jego zdaniem "NIK nierzetelnie podszedł do sprawy".
Wydział prasowy Najwyższej Izby Kontroli poinformował w piątek po południu na Twitterze, że "w związku z kontrolą dotyczącą zakupu respiratorów w 2020 r. NIK skierowała do Prokuratury dwa zawiadomienia o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez wysokich urzędników państwowych". "Jednym z nich jest Janusz Cieszyński. Sprawa jest rozwojowa" - czytamy we wpisie.
Z ustaleń "Gazety Wyborczej" wynika, że zawiadomienie NIK nie dotyczy głośnego zakupu 1241 respiratorów od firmy E&K, reprezentowanej przez byłego handlarza bronią, ale chińskich aparatów JIXI-H-100A kupionych przez Ministerstwo Zdrowia na początku epidemii od państwowego koncernu KGHM. "GW" podała w poniedziałkowej publikacji, że za 30 respiratorów resort zdrowia zapłacił KGHM 3,564 miliona złotych, czyli prawie po 119 tysięcy złotych za sztukę. "Tymczasem producent aparatów Jiuxin Medical Technology Co. oferował je wówczas w internecie po 2,3 tys. dol., czyli - wg ówczesnego kursu - niecałe 10 tys. zł" - dodano.
Gazeta napisała, że z listy zakupów covidowych, którą przedstawiało Ministerstwo Zdrowia, wynikało, że były to pierwsze aparaty kupione przez resort w 2020 roku.
Dziennik podał, że według ustaleń NIK, chińskie aparaty w ogóle nie nadawały się do użytku, nawet doraźnego. Jak czytamy w publikacji "GW", KGHM sprzedał Ministerstwu Zdrowia chińskie respiratory 4 kwietnia 2020 roku, a fakturę wystawił trzy dni później, 7 kwietnia. Dodano, że o ich zakup wnioskował departament ratownictwa medycznego i obronności Ministerstwa Zdrowia, który nie podlegał wtedy Cieszyńskiemu, tylko wiceministrowi Waldemarowi Krasce.
"Resort kupił respiratory, nie zawierając z KGHM żadnej umowy. Urzędnicy MZ uznali, że wystarczy, jeśli koncern wystawi fakturę" - napisała "Wyborcza".
"GW": Cieszyński nie miał zastrzeżeń do respiratorów, choć nie miały certyfikatów
"Jak się okazuje, respiratory od KGHM trafiły do składnicy Agencji Rezerw Materiałowych (dziś Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych w Lublińcu) już 31 marca 2020 r. A więc w dniu, w którym – jak ujawniła 'Wyborcza' – premier Mateusz Morawiecki na piśmie polecił miedziowemu koncernowi kupowanie 'produktów leczniczych i wyrobów medycznych', zaznaczając przy tym, że od tej decyzji nie przysługuje odwołanie. W dokumentach ARM była wzmianka, że to aparaty na sprzedaż dla Ministerstwa Zdrowia" - dodano.
"GW" podała, że protokół odbioru respiratorów ma datę 6 kwietnia, czyli wcześniejszą niż faktura. Dodała, że "podpisany jest pod nim Cieszyński". Według ustaleń dziennika, nie miał co do aparatów żadnych zastrzeżeń, choć, jak czytamy, respiratory JIXI-H-100A - jak ustaliła NIK - nie miały certyfikatów CE, a więc nie były dopuszczone do obrotu na terenie Unii Europejskiej.
Dodano, że respiratory "nie miały też instrukcji po polsku, paszportów technicznych wymaganych przy dopuszczeniu do użytku jakiegokolwiek sprzętu medycznego ani nawet oznaczeń producenta na tabliczkach znamionowych". Aparaty miały mieć przeterminowane czujniki tlenu. Jak napisała "GW", ich przydatność skończyła się w marcu 2019 roku.
Cieszyński: szef NIK ma swoje powody, żeby mścić się na rządzie
Do sprawy odniósł się w poniedziałek w rozmowie z Janem Niedziałkiem z TVN24 BIS Cieszyński. Powiedział, że "warto się skupić na faktach". - Pierwszy, najważniejszy fakt jest taki, że na czele Najwyższej Izby Kontroli stoi pan Marian Banaś, który ma swoje powody, żeby mścić się na rządzie - dodał.
Zdaniem Cieszyńskiego "NIK nierzetelnie podszedł do sprawy, ponieważ nie uwzględnił faktu, że dokumenty, takie jak na przykład dopuszczenie do obrotu, zostały 31 marca (2020 roku - red.) dla tego sprzętu wydane przez Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych".
Dodał, że "to było dopuszczenie na zlecenie pana profesora Andrzeja Horbana, konsultanta krajowego w dziedzinie chorób zakaźnych, później też głównego doradcy rządu w sprawie pandemii". - My w Ministerstwie kierowaliśmy się właśnie tymi wskazaniami oraz tym, że ten sprzęt został dopuszczony - przekonywał.
Pytany, czy to wina Horbana, że "dopuścił coś, co jest nic niewarte", Cieszyński odpowiedział, że "jeżeli chodzi o to dopuszczenie, ono dotyczy tego, czy taki sprzęt w ogóle można w Polsce wykorzystywać". - Te zarzuty dotyczyły także faktu, czy to w ogóle było dopuszczone do wykorzystania na terenie Unii Europejskiej. Taki dokument jest w dyspozycji Ministerstwa Zdrowia. Na pewno mógł się z nim zapoznać też NIK, dlatego dziwi, że są podawane nieprawdziwe informacje - dodał.
- 6 kwietnia ten sprzęt został dostarczony do Agencji Rezerw Materiałowych. Do Ministerstwa Zdrowia, jakakolwiek informacja w tym zakresie, że są jakiekolwiek problemy, wady tego towaru, nie została przekazana. My działaliśmy w dobrej wierze, kupiliśmy sprzęt, który spółka sprowadziła na podstawie polecenia Prezesa Rady Ministrów zgodnie z przepisami covidowymi i w momencie, w którym on został dostarczony, nam zależało na tym, żeby jak najszybciej został przekazany do Agencji Rezerw (Materiałowych -red.), w związku z czym opłaciliśmy fakturę - mówił Cieszyński.
- Warto pamiętać o tym, w jakiej sytuacji się wtedy znajdowaliśmy. W sytuacji, w której w całej Europie z krajów o systemach ochrony zdrowia uważanych za dużo sprawniejsze niż Polski spływały tragiczne informacje o braku sprzętu, braku możliwości zapewnienia pacjentom odpowiedniej opieki - tłumaczył.
Cieszyński: oceny należy pozostawić innym
Cieszyński został zapytany, czy ma sobie coś do zarzucenia i kto za to ostatecznie odpowiada. - Nieprawdziwe są zarzuty, jakoby to był sprzęt niedopuszczony do użytku w Unii Europejskiej. Wszystkie dokumenty były w porządku - powtórzył. - To jest sprzęt, który został zakupiony przez KGHM i odkupiony przez Ministerstwo Zdrowia w związku z tym, że KGHM dostał polecenie realizowania tego typu zakupów. Sprzęt został dostarczony do Agencji Rezerw Materiałowych i ARM nie poinformowała nas o tym, że są jakiekolwiek wady tego sprzętu - dodał.
Dopytywany, czy nie ma sobie czegoś do zarzucenia, odpowiedział, że jest ostatnią osobą, żeby oceniać swoje postępowanie.
- Zawsze myślę, że te oceny należy pozostawić innym, najlepiej obiektywnym osobom, czyli nie panu (Dariuszowi) Jońskiemu, nie panu (Michałowi) Szczerbie, nie panu Banasiowi, tylko osobom, które są rzeczywiście ekspertami w swoim fachu i niech takie osoby, takie oceny formułują. Ja się tym ocenom z pełną pokorą poddam, bo taka jest moja rola jako osoby, która pełni publiczną funkcję - dodał pełnomocnik rządu ds. cyfryzacji.
Źródło: TVN24, Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24