W wąskim, trzykilometrowym pasie wzdłuż polsko-białoruskiej granicy władza po raz pierwszy w historii III RP wprowadziła stan wyjątkowy. Tym samym zakazała tam wstępu mediom. Ale do ograniczania dziennikarzom wolności słowa, a obywatelom dostępu do informacji, wcale nie potrzeba ustawodawstwa stanu wyjątkowego.
Od 2 września 2021 roku, zgodnie z ogłoszonym na terenie 183 miejscowości stanem wyjątkowym i rozporządzeniem rządu w sprawie ograniczeń wolności i praw w związku z wprowadzeniem stanu wyjątkowego, na tym terenie obowiązuje "zakaz utrwalania, nagrywania i fotografowania obiektów i obszarów obejmujących infrastrukturę graniczną" oraz "ograniczenie dostępu do informacji publicznej dotyczącej czynności prowadzonych na obszarze objętym stanem wyjątkowym".
Swoje stanowisko w tej sprawie wyraził rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek. W liście do premiera podkreślił, że nie widzi podstaw do kwestionowania zasadności wprowadzenia stanu wyjątkowego, wyraził jednak wątpliwości dotyczące ograniczenia pracy dziennikarzy, a także prawa dostępu do informacji publicznej. Napisał też, że oczekuje od Mateusza Morawieckiego wyjaśnienia, "czy prawodawca rozważał (...) objęcie dziennikarzy i innych przedstawicieli środków społecznego przekazu 'mechanizmem przepustkowym', a jeśli tak - dlaczego nie zdecydowano się na jego wprowadzenie".
"Działania władz są sprzeczne z zasadą wolności słowa" - napisali w oświadczeniu przedstawiciele kilkudziesięciu mediów elektronicznych i prasowych, krytykując zakaz relacjonowania tego, co dzieje się na granicy. Tyle że do ograniczania dziennikarzom wolności słowa, a obywatelom dostępu do informacji, wcale nie potrzeba ustawodawstwa stanu wyjątkowego.
Od 2015 roku, czyli od objęcia rządów przez Zjednoczoną Prawicę, mamy do czynienia z systematycznym ograniczaniem prawa i dostępu obywateli do informacji. Przy czym władza stosuje tu różnego rodzaju tricki, nie tylko prawne.
Zapisane w konstytucji
Na początek trzeba jednak przypomnieć art. 61 Konstytucji RP:
"Obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne. Prawo to obejmuje również uzyskiwanie informacji o działalności organów samorządu gospodarczego i zawodowego, a także innych osób oraz jednostek organizacyjnych w zakresie, w jakim wykonują one zadania władzy publicznej i gospodarują mieniem komunalnym lub majątkiem Skarbu Państwa".
W kolejnych ustępach tego artykułu zapisano prawo do obserwowania posiedzeń kolegialnych organów władzy publicznej, łącznie z dostępem do ich dokumentów. Według konstytucji ograniczenie prawa do informacji "może nastąpić wyłącznie ze względu na określone w ustawach ochronę wolności i praw innych osób i podmiotów gospodarczych oraz ochronę porządku publicznego, bezpieczeństwa lub ważnego interesu gospodarczego państwa".
Na podstawie wyżej wymienionego artykułu konstytucji 6 września 2001 roku uchwalono ustawę o dostępie do informacji publicznej, która obowiązuje od 1 stycznia 2002 roku. Opisuje ona tryb udzielania obywatelom informacji o działaniach władz publicznych. Tu kluczowy jest art. 3.
1. Prawo do informacji publicznej obejmuje uprawnienia do: 1) uzyskania informacji publicznej, w tym uzyskania informacji przetworzonej w takim zakresie, w jakim jest to szczególnie istotne dla interesu publicznego; 2) wglądu do dokumentów urzędowych; 3) dostępu do posiedzeń kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów. 2. Prawo do informacji publicznej obejmuje uprawnienie do niezwłocznego uzyskania informacji publicznej zawierającej aktualną wiedzę o sprawach publicznych.art. 3 ustawy o dostępie do informacji publicznej
Na podstawie ustawy powstało centralne repozytorium, czyli Biuletyn Informacji Publicznej. Ale każdy ma prawo do pozyskania informacji, które w BIP się nie znalazły - występując z wnioskiem, na który instytucja czy urząd powinny odpowiedzieć "bez zbędnej zwłoki" w ciągu 14 dni. Tę ustawę za rządów PiS Sejm nowelizował sześciokrotnie; np. w nowelizacji z 2 października 2016 roku wprowadził przepisy o "otwieraniu danych publicznych", które pozwoliły uruchomić rządowy portal dane.gov.pl.
"Ograniczenia są wyjątkiem, jawność - regułą. Jednak władza ostatnio usilnie poszukuje furtek, by ten dostęp ograniczyć. Niektóre nie są wcale nowe, ale w innych przypadkach testuje się granice wytrzymałości 'petenta'" - opowiadał dr Witold Zontek z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego w rozmowie z Konkretem24.
Jak wskazują prawnicy, obecna władza ograniczała czy wręcz zamykała kanały dostępu do wiedzy o działaniach urzędników, nie tylko zmieniając ustawę o dostępie do informacji. Nowe ograniczenia rozsiane są w różnych, często zmienianych przepisach prawa.
Bez sprawozdań prokuratury
Zjednoczona Prawica, tworząc na początku swoich rządów nową ustawę o prokuraturze (na powrót łącząc stanowisko prokuratora generalnego ze stanowiskiem ministra sprawiedliwości), zniosła wymóg przedstawiania przez prokuratora generalnego dorocznego sprawozdania z działalności prokuratury. Wprawdzie Prokuratura Krajowa publikuje dane statystyczne o prowadzonych postępowaniach, ale nie dowiemy się już np., jak wygląda struktura zatrudnienia w prokuraturach. Do 2015 roku takie informacje były zawarte właśnie w tych sprawozdaniach.
Dlatego teraz nie wiemy, ilu jest zatrudnionych prokuratorów w poszczególnych jednostkach, ilu z nich jest delegowanych. Próbowaliśmy uzyskać takie informacje, żeby poinformować o liczbie prokuratorów wysyłanych na delegacje od 2016 roku.
Nie znamy też wysokości wynagrodzeń prokuratorów czy kosztów działalności prokuratur.
Utajnione pytania dla lekarzy i dentystów
Nowelizując w październiku 2016 roku ustawę o zawodach lekarza i lekarza dentysty, na pięć lat utajniono pytania egzaminacyjne na lekarzy i dentystów. Tłumaczono to tym, że ujawnianie tych pytań tuż po przeprowadzeniu egzaminu mogłoby doprowadzić do obniżenia standardów jakościowych sprawdzianu wiedzy lekarza.
Te przepisy zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego w marcu 2017 roku Naczelna Rada Lekarska - skarga do tej pory nie została rozpatrzona.
Ograniczona wiedza o lotach VIP-ów
Po ujawnieniu przed media - w tym także przez tvn24.pl - prywatnych lotów polityków PiS rządowymi samolotami, Sejm uchwalił 30 sierpnia 2019 roku ustawę o lotach najważniejszych osób w państwie.
Na mocy nowej ustawy utworzono rejestr oficjalnych lotów prezydenta, premiera, marszałków Sejmu i Senatu (do tej pory nie było takiego publicznego rejestru). Ale, jak zwróciła uwagę Sieć Obywatelska Watchdog Polska, informacje z rejestru mogą być udostępniane na wniosek obywatela, tylko że szefowie kancelarii prezydenta i premiera mogą wyłączyć dane "z publicznego udostępnienia ze względu na ważny interes państwa lub bezpieczeństwo" najważniejszych osób w państwie. "Czyli jawniej, ale ciemniej" - skomentowała Watchdog Polska.
O tym, że nowa ustawa skutecznie zamyka dostęp do danych o lotach VIP-ów (mają status lotów HEAD), przekonali się m.in. dziennikarze portalu tvn24.pl, którzy 15 czerwca i 4 sierpnia 2020 roku zwrócili się do szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka - który jest odpowiedzialny za tworzenie rejestru i udostępnianie danych - o rejestr lotów prezydenta, premiera oraz marszałków Sejmu i Senatu. 10 września otrzymali dane dotyczące tylko lotów premiera.
Zakaz wstępu do parlamentu
Ograniczenia w dostępie obywateli do informacji o działaniach władz nie są zawarte wyłącznie w ustawach.
Eliza Rutynowska, prawniczka Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju, przypomina zarządzenie marszałka Sejmu z 14 lipca 2017 roku, które na tydzień (w tym czasie posłowie debatowali nad ustawami zmieniającymi ustrój sądów) ograniczało wstęp do budynków Sejmu i Senatu osobom zapraszanym przez kluby poselskie. Zakaz, zdaniem Rutynowskiej, naruszał prawo obywateli do informacji publicznej w postaci konstytucyjnej możliwości wstępu na posiedzenia kolegialnych organów władzy publicznej pochodzących z powszechnych wyborów.
Bez skargi na urzędy
Podczas pandemii, z racji wprowadzania kolejnych przepisów z nią związanych, zmiany legislacyjne wykorzystano do kolejnych ograniczeń prawa do informacji publicznej. I tak przez cztery miesiące, na podstawie ustawy covidowej z 2 marca 2020 roku, ze względu na epidemię nie obowiązywały przepisy pozwalające na zaskarżenie bezczynności organu, który w ustawowym terminie nie udziela odpowiedzi na wniosek o dostęp do informacji publicznej.
Tajemnica dyplomatyczna
21 stycznia 2021 roku Sejm większością PiS uchwalił rządowy projekt ustawy o służbie zagranicznej. Wprowadza ona nową kategorię tajemnicy: tajemnicę dyplomatyczną - nie będzie ona informacją niejawną, ale jej ujawnienie "mogłoby szkodzić polityce zagranicznej Rzeczypospolitej Polskiej i naruszać jej wizerunek międzynarodowy". Co więcej, jej naruszenie przez zawodowego dyplomatę grozi odwołaniem ze stanowiska.
Dokument wewnętrzny
W celu uniknięcia obowiązku udostępniania danej informacji publicznej urzędnicy zaczęli wykorzystywać pojęcie "dokument wewnętrzny". Eliza Rutynowska jako przykład podaje projekt wniosku Ministerstwa Sprawiedliwości o wypowiedzenie Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej (tzw. konwencja stambulska). Udostępnienia tego wniosku domagało się od resortu Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego. Ministerstwo uznało jednak ten projekt za "dokument wewnętrzny". 27 września 2019 Naczelny Sąd Administracyjny przyznał jednak rację PTPA. Mimo wyroku ministerstwo nie przesłało towarzystwu wnioskowanych informacji.
Podobnie Biuro Analiz Sejmowych uznało protokoły z posiedzeń komisji Krajowej Rady Sądownictwa za "dokumenty wewnętrzne" - i według urzędników BAS nie stanowią już one informacji publicznej. Pisaliśmy o tym w Konkret24 po tym, jak ujawniono dodatkowe zarobki niektórych członków KRS.
Działanie na przeczekanie
Prawnicy zwracają uwagę, że ograniczenia prawa do informacji to nie tylko przepisy - to także niestosowanie się urzędników do istniejących regulacji o dostępie do informacji publicznej. Najczęstszym tego przejawem jest przedłużanie terminu udzielenia odpowiedzi na wniosek o udostępnienie informacji publicznej. Ustawa zobowiązuje, by urząd, instytucja, firma, do której zwracamy się po informacje, odpowiedziała "bez zbędnej zwłoki", w ciągu dwóch tygodni.
Moje doświadczenia redakcyjne pokazują, że w przedłużaniu, a często zapominaniu o udzieleniu odpowiedzi, celuje Centrum Informacyjne Rządu. Np. od 19 października 2020 roku CIR nie udzieliło odpowiedzi na pytania o firmy, które na polecenie premiera dokonywały zakupów sprzętu medycznego na potrzeby walki z pandemią. Od 11 sierpnia tego roku, mimo kilkukrotnych interwencji telefonicznych, CIR nie przesłało informacji o absencji ministrów na posiedzeniach rządu.
W takim działaniu można dostrzec element premedytacji, wykorzystujący szybkie "starzenie" się newsów. Chodzi o przeczekanie do czasu, aż temat, do którego niezbędne są jakieś dane, zniknie z przestrzeni publicznej. To jest to "testowanie wytrzymałości petenta", o którym wcześniej mówił dr Zontek.
Stosowany jest też zabieg, polegający na tym, że odpowiedzi, w których odmawia się udostępnienia informacji - nie mają formy decyzji administracyjnej, czego wymaga ustawa o dostępie do informacji publicznej. Takiej odmowy nie można zaskarżyć do sądu.
W odpowiedziach odmawiających udzielenia informacji na poparcie tej odmowy przywoływane są wyroki sądów administracyjnych w podobnych sprawach. Tyle że w Polsce nie ma prawa precedensowego, orzeczenia sądów dotyczą konkretnych spraw. Ocena prawna wyrażona w orzeczeniu sądu administracyjnego wiąże ten sąd oraz organ administracyjny w danej sprawie. Nie jest ona wiążąca przy rozpatrywaniu spraw podobnych.
Droga sądowa dla cierpliwych
Od wejścia w życie ustawy o dostępie do informacji publicznej - czyli od 2002 roku - sądy administracyjne w Polsce, zgodnie z tym, co zawiera internetowy portal orzeczeń sądów administracyjnych, wydały 22 584 orzeczenia w sprawach związanych z udostępnianiem informacji (w powiązaniu także z prawem prasowym); zapadły w tym czasie 17 493 prawomocne orzeczenia. Najnowsze rozstrzygnięcie pochodzi z 7 lipca 2021 roku, gdy Wojewódzki Sąd Administracyjny w Szczecinie stwierdził, że prezes jednego z sądów "dopuścił się bezczynności" przy rozpoznawaniu wniosku o udostępnienie informacji publicznej, bo nie udzielił odpowiedzi w 14-dniowym terminie.
Droga sądowa jest dla ludzi cierpliwych i wytrwałych. Przekonali się o tym m.in. dziennikarz tvn24.pl i Konkret24 Jan Kunert oraz Fundacja ePaństwo (obecnie Fundacja Moje Państwo). 4 grudnia 2017 roku fundacja zwróciła się do Ministerstwa Sprawiedliwości o udostępnienie algorytmu do tzw. "sądolotka", czyli systemu losowego przydziału spraw sędziom. Ministerstwo Sprawiedliwości odmówiło, twierdząc, że algorytm nie jest informacją publiczną, że są to informacje techniczne oraz że istnieje niebezpieczeństwo modyfikacji programu i ingerencji w jego strukturę. Fundacja tę decyzję zaskarżyła.
Ostateczne rozstrzygnięcie nastąpiło przed Naczelnym Sądem Administracyjnym. NSA w wyroku z 19 kwietnia 2021 roku nakazał ministerstwu udostępnienie algorytmu.
Pełny opis algorytmu systemu losowego przydziału spraw Ministerstwo Sprawiedliwości udostępniło 16 września, ani słowem nie wspominając, że stanowi to realizację wyroku NSA.
Od złożenia wniosku o udostępnienie algorytmu do jego faktycznej realizacji upłynęło 1382 dni, czyli trzy lata, dziewięć miesięcy i 12 dni.
Jan Kunert 8 września 2017 roku w trybie dostępu do informacji publicznej poprosił Polską Fundację Narodową o wykaz zawieranych przez nią umów na realizację zleconych badań. Po odmowie ze strony fundacji sprawa trafiła najpierw do wojewódzkiego sądu administracyjnego, a potem do Naczelnego Sądu Administracyjnego, który w orzeczeniu z 18 maja przyznał rację dziennikarzowi. W tym przypadku od złożenia wniosku do sądowego rozstrzygnięcia upłynęło 1348 dni - trzy lata, osiem miesięcy i dziesięć dni.
Autorka/Autor: Piotr Jaźwiński
Źródło: Magazyn TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Artur Reszko/PAP