Jego życie prywatne może nie było pasmem szczęścia, ale dawni sąsiedzi i współpracownicy są zaskoczeni, że wdarł się z bronią do biura posłów PiS w Łodzi. 62- letni Ryszard C., który we wtorek zabił jednego a asystentów polityka PiS, a drugiego ciężko ranił, usłyszał już zarzuty.
Ulica Mała Warszawka, gdzie mieszkał ze swoją drugą żoną jeszcze nigdy nie budziła tyle ciekawości. Dziś każdy chce wiedzieć, kim jest człowiek, który z zimną krwią mordował z nienawiści do polityków, tym bardziej, że jak mówią jego znajomi, polityką nigdy specjalnie się nie interesował.
Nikt niczego się nie spodziewał
- Absolutnie nie spodziewałam się niczego. To był szok – mówi była żona Ryszard C. Jak dodaje, wspomina go dobrze.
Dom państwo C. stawiali od fundamentów, a inspirację czerpali z Kanady, gdzie Ryszard C. często wyjeżdżał do pracy na budowach. Ostatnio tylko się tam pokazywał, żeby nie stracić dobrej kanadyjskiej emerytury. Tam też zobaczył inne, lepsze życie, o którym często opowiadał kolegom. - On się nie mógł tu odnaleźć. Wiadomo jak jest ciężko – mówi pan Zbyszek, taksówkarz i kolega Ryszarda C.
– Jak się zaczął krach na taksówkach to rzucił to i znowu wyjechał. Tam ześwirował i to wszystko – podsumowuje pan Zenon, także kolega z postoju.
Taksówką jeździł sześć lat. W korporacji, w której pracował, nadal są jego dokumenty. Jak mówią szefowie „Echo Taxi” w Częstochowie Ryszard C. nie miał zbytnich powodów, żeby narzekać: miał dobry samochód, znał angielski.
Ale jego życie stanęło do góry nogami rok temu, kiedy rozstał się z żoną, potem sprzedał dom. Wtedy też złożył wymówienie w korporacji taksówkowej.
We wtorek mężczyzna wdarł się do biura polityków PiS w Łodzi, gdzie zabił jedną osobę, a drugą ciężko ranił.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24