To historia jak z filmu - dla jednych jak z komedii, dla innych - jak z dramatu. Pewne jest to, że pan Jan, przedsiębiorca z Podlasia, dostał rachunek z warszawskiej izby wytrzeźwień. Rzecz w tym, że w stolicy nie był od co najmniej kilkunastu lat...
Zdziwienie, szok i pytanie: o co chodzi - tak pan Jan zareagował, gdy listonosz przyniósł mu rachunek. Sam dokładnie nie pamięta, kiedy był ostatnio w Warszawie - ale na pewno nie dlatego, że był pijany, a po prostu, że było to tak dawno.
Za kogo więc ma zapłacić? Najprawdopodobniej jeden z niedawnych gości przybytku na stołecznej ulicy Kolskiej, choć w krwi promili mu nie brakowało, zachował "trzeźwy" umysł i podał wymyślone dane. Pech chciał, że choć wtedy pewnie je zmyślił, to od lat należą one do kogoś prawdziwego.
Pana Jana zastanawia tylko jedno - dlaczego izba wytrzeźwień uwierzyła na słowo komuś, kto ledwo trzymał się na nogach. Policja odpowiada, że w takich sytuacjach spisuje się podane imię, nazwisko, datę urodzenie - a potem konfrontuje z systemem PESEL. Jeśli podane dane należą do kogoś innego - trzeba to zgłosić policji.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24