Komornik zabrał auto matce, pomimo, że dłużnikiem była jej córka i swój dług spłacała regularnie. Nie pomogło okazanie dokumentów ani faktury zakupu. To jedno z wielu przewinień kancelarii komorniczej z Bełchatowa. Materiał "Blisko Ludzi".
Mariola Łącka prowadzi własną działalność gospodarczą. W listopadzie ubiegłego roku komornik zabrał jej auto pomimo, że nie jest dłużnikiem. Z auta pani Marioli okazjonalnie korzystała jej córka, Marta Łącka. Kobieta ma kilkanaście tysięcy długu, który wprawdzie pod przymusem, ale regularnie spłaca. Któregoś dnia jechała samochodem należącym do swojej matki. Jak relacjonuje, w pewnym momencie zatrzymał ją asesor komorniczy i zabrał auto. Nie pomogły dokumenty ani tłumaczenia, że to nie dłużniczka, a jej matka jest właścicielką auta. Nie pomogło także okazanie dokumentów samochodu i faktury zakupu, z której wynikało, że matka jest właścicielką samochodu od początku. Auto nie zostało na nią przepisane, żeby córka mogła uciec od zobowiązań. Dłużniczka w żaden sposób nie ukrywała swoich dochodów i co miesiąc spłacała 1700 zł.
"Dopuszcza się bezprawia"
Sprawie przyjrzała się senator Lidia Staroń, znana ze ścigania komorników nadużywających swych uprawnień.
- Nawet nie można nazwać, że to jest egzekucja, bo to jest zabór mienia. Przychodzi funkcjonariusz publiczny i wydaje się, że powinien w majestacie prawa przeprowadzić swoje czynności, natomiast w mojej ocenie absolutnie dopuszcza się bezprawia - powiedziała.
Na większość pytań zadawanych przez reportera "Blisko Ludzi" Rafała Stangreciaka komornik z Bełchatowa postanowił nie odpowiadać. Nie pozwolił również na podanie swojego nazwiska ani publikację wizerunku.
- Tym samochodem od wielu miesięcy porusza się pani dłużniczka. I to upoważniało pana asesora do odebrania tego samochodu - tłumaczył.
Nagminne łamanie przepisu
Jednak według art. 845 par. 2 kodeksu postępowania cywilnego, "zająć można ruchomości dłużnika będące bądź w jego władaniu, bądź we władaniu samego wierzyciela". Ten przepis komornicy nagminnie łamią, bo na podstawie słowa "władanie" zajmują ruchomości osób, które z długiem nie mają nic wspólnego. - Miało tu miejsce rażące naruszenie prawa - stwierdza radca prawny Lech Obara. Co więcej - jak podkreśla - jeśli komornik już zajął auto, to nie powinien go fizycznie zabierać.
Art. 855 par. 1 kodeksu postępowania cywilnego mówi, że "zajęte ruchomości komornik pozostawi we władaniu osoby, u której je zajął. (…)".
Szukała auta na własną rękę
Dopiero po tym, jak w listopadzie sprawą po raz pierwszy zajął się program „Blisko Ludzi” komornik wyraził zgodę na zwrot auta. Jak się wkrótce okazało, właścicielka musiała szukać swego samochodu na własną rękę. Komornik w dokumentach podał nazwę firmy oraz adres spod którego można było odebrać auto. Mąż pani Marioli pojechał tam osobiście. Okazało się jednak, że pod wskazanym adresem nie ma samochodu. Nie było też jakiegokolwiek śladu, który świadczyłby o tym, że firma, której komornik powierzył auto w dozór, w ogóle istnieje.
Zabrał auto pracodawcy dłużnika
To nie jedyne rażące przewinienie na koncie jednej z bełchatowskich kancelarii komorniczych.
Zadłużony pracownik Radosław Buczek był właśnie na dializach, gdy do jego domu zapukał asesor komorniczy. Nie zważając na protesty żony nieobecnego mężczyzny, wywiózł z podwórka na lawecie dostawczy samochód. Auto było służbowe, co było widać na pierwszy rzut oka - na całej powierzchni karoserii wymalowane były znaki firmowe pracodawcy. To, że to nie dłużnik, a przedsiębiorca jest właścicielem samochodu, potwierdzał jednoznacznie dowód rejestracyjny.
Na miejsce działań asesora przyjechał właściciel samochodu. Gdy zobaczył, że zabierana jest jego własność, wezwał policję. Gdy asesor oświadczył, że prowadzi egzekucję, funkcjonariusze uwierzyli mu i nie interweniowali. Jakiś czas później komornik wystawił dłużnikowi nakaz zapłaty za... asystę policji.
Brak samochodu praktycznie sparaliżował działalność firmy budowlanej należącej do Krzysztofa Sobańca z Bełchatowa. Przedsiębiorca interweniował więc w kancelarii komorniczej, żeby odzyskać auto. Tam miał usłyszeć propozycję nie do odrzucenia - odzyska busa, jeżeli weźmie dług pracownika na siebie. Jak twierdzi, nie miał wyjścia. Gdyby odmówił, nie mógłby zarabiać na życie.
Zawieszony asesor
Sprawa Marioli Augustyniak spod Warszawy była już pokazywana w programie "Blisko Ludzi" na początku stycznia tego roku. Asesor z tej samej kancelarii komorniczej próbował wmówić kobiecie, że mieszka u niej jej zadłużony ojciec. Po czym wywiózł z jej domu sprzęty gospodarstwa domowego oraz elektroniczny instrument muzyczny, na którym jej dziecko uczyło się grać.
Po tym zajściu minister sprawiedliwości zawiesił asesora w obowiązkach i toczy się wobec niego postępowanie dyscyplinarne. Kancelaria z Bełchatowa nie jest jedyną, która zajmuje majątek ludziom nie mającym długów. Zdaniem ekspertów część komorników nadużywa na swoją korzyść przepisów o tak zwanym władaniu rzeczą.
Nie mogą zaś zajmować własności osób trzecich
Tymczasem w zgodnej opinii rozmówców "Blisko Ludzi" - radcy prawnego Lecha Obary i prof. Andrzeja Marciniaka (przewodniczącego Rady Naukowej Ośrodka Naukowo-Szkoleniowego przy Krajowej Radzie Komorniczej) komornik może zająć tylko ruchomości dłużnika, które są w jego władaniu lub we władaniu osób trzecich. Upraszczając, komornik może zająć tylko własność dłużnika - niezależnie od tego, czy korzysta z niej sam dłużnik, czy osoby trzecie. Komornicy nie mogą zaś zajmować własności osób trzecich, z której korzysta dłużnik. Jeżeli są jakieś wątpliwości co do tego, czy dłużnik nie ucieka z majątkiem przed odpowiedzialnością, to wyjaśnieniu tych wątpliwości służy postępowanie sądowe o wyjawienie majątku.
- Jeśli na przykład osoba dysponująca samochodem pokazuje komornikowi tytuł własności z którego wynika, ze nie jest to własność dłużnika, to żaden przepis prawa nie zezwala na zajmowanie takich przedmiotów - tłumaczy radca Lech Obara.
Po emisji materiału w studiu "Blisko ludzi" odbyła się dyskusja z udziałem wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego, wiceprzewodniczącego Krajowej Rady Komorniczej Rafała Łyszczeka, senator Lidii Staroń, radcy prawnego Lecha Obary i profesora Uniwersytetu Łódzkiego Andrzeja Marciniaka.
Autor: js/ / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24