Negocjacje z dyrekcją szpitala nie przyniosły efektu, ratownicy medyczni z Makowa Mazowieckiego rozpoczynają głodówkę. - Mieliśmy ogromne nadzieje, że dojdziemy do porozumienia, ale dyrektor stwierdził, że nie ustąpi ani o złotówkę - relacjonował w TVN24 ratownik Grzegorz Chmieliński.
Najpierw przeprowadzili protest ostrzegawczy, potem krótką okupację. Ratownicy żądają sześciuset złotych podwyżki. O dodatkowych pieniądzach rozmawiali z dyrekcją szpitala, ale nie doszli do porozumienia.
- Pan dyrektor obstawia swoją propozycję: 5, 10 lub 15 procent, w zależności od stażu - relacjonował Chmieliński. Jednak ratownicy wolą stałą kwotę, choć są gotowi do ustępstw. - Myśmy nawet chcieli zejść z tych 600 złotych, ale on stwierdził, że nie ustąpi ani o złotówkę - mówił ratownik. Według niego dyrektor obiecał im znalezienie satysfakcjonującego ich finansowo rozwiązania do końca roku, ale strajkującym to nie wystarcza.
- Jest nas 11 plus dwóch na dyżurze i gotowość do strajku głodowego jest obecnie 100 procentowa - zapewnił Chmieliński. Ratownicy zamierzają podczas głodówki normalnie jeździć do chorych - nie będzie głodówki z przerwą na dyżury.
- Nie wiemy jak długo wytrzymamy. Zależy od tego, kto ma jaki organizm - dodał Chmieliński. Zapewnił, że protest ratowników nie odbije się na pacjentach. - Na początku zakładaliśmy, że nasze działania nie dotkną nikogo. Nie dojdzie do sytuacji, w której ratownik nie wyjedzie do wezwania. Karetka z naszą obsadą zawsze będzie wyjeżdżała, tam gdzie będzie potrzebna - dodał.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24