NFZ zmienia zdanie - wizyta w szpitalu jednak nie jest niezbędna. Taki telefon dostała dziś matka nieuleczalnie chorego dziecka. Jednego z 21 nieuleczalnie chorych pacjentów z Podlasia wezwanych na badania, mimo że jakikolwiek transport ze względu na możliwość infekcji zagrażałby ich życiu. Na to żądanie Funduszu zareagował już Rzecznik Praw Pacjenta.
O sprawie pacjentów z Białegostoku informowaliśmy w czwartek. 21 chorych pozostaje we własnych domach pod paliatywną opieką medyczną. Do szpitala powinni trafiać tylko w ostateczności.
W takiej sytuacji jest m.in. chory Mateusz. - Od pierwszego dnia życia jest karmiony sondą i ma dietę przemysłową - mówi jego mama, Katarzyna Rymaszewska. W jego dokumentacji medycznej jest wyraźnie napisane, że ma kwalifikację szpitalną do specjalistycznego dożywiania. Mimo tego znalazł się na liście pacjentów, którzy zdaniem NFZ muszą udać się do szpitala na ponowną kwalifikację, która miała określić odpowiednią dla niego dietę. Dlaczego? Fundusz rozwiązał umowę z firmą Nutrimed, zajmującą się dojelitowym i pozajelitowym żywieniem nieuleczalnie chorych leżących w domach, która do tej pory opiekowała się tymi pacjentami. Urzędnicy żądają od firmy zwrotu ponad miliona złotych, ponieważ uważają, że dopuściła się ona licznych nieprawidłowości.
Sprzeczne informacje
NFZ stwierdził też, że brak jest dokumentacji medycznej i chorych trzeba jeszcze raz badać. Firma twierdziła, że wszystko jest udokumentowane, a lekarze firmy ustalali dietę na podstawie dokumentów ze szpitala. Zaskoczony był też szpital, do którego na badania mieli trafić pacjenci. W tej sytuacji najbardziej zdezorientowane były rodziny nieuleczalnie chorych.
- Zupełnie sprzeczne informacje. Bo jednego dnia otrzymuję od lekarza rodzinnego informację, że musi dać skierowanie dla mojego syna na oddział do dożywienia dojelitowego, celem ustalenia diety, która - pisze w karcie - że jest ustalona. Później dostaję sprzeczne informacje, że mój syn nie potrzebuje kwalifikacji - skarży się pani Katarzyna.
Telefon z NFZ
Dziś NFZ zajął nowe stanowisko. Do pani Katarzyny zadzwoniła przedstawicielka białostockiego funduszu. - Niespodziewany telefon, że kwalifikują syna do dalszego dożywiania. To oznacza, że mój syn nie będzie narażany na żadne odwiedziny w szpitalu - cieszy się, bo to oznacza, że nie będzie ryzykownego transportu do szpitala, który wymagałby pomocy kilku osób i karetki. Ponadto każde wyjście z domu może zakończyć się infekcją.
Postępowanie NFZ dziwi też Rzecznika Praw Pacjentów. - Lekarz prowadzący powinien podjąć decyzję, czy tego pacjenta można transportować do szpitala po to, żeby wykonać tą kwalifikację, czy to nie będzie zagrożenie - mówi pełniąca tę funkcję Krystyna Kozłowska. Jak zapewnia, każda z rodzin ciężko chorych pacjentów może się z nią kontaktować, gdyby mimo wszystko – w tak trudnej sytuacji – były zmuszane do wyjazdu do szpitala.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24