Wychowawczyni dała uczennicom po klapsie. Jak oświadczyła, był to żart, którym chciała zakończyć konflikt, bo dziewczynki wcześniej się pobiły. Matka jednej z nich zgłosiła jednak sprawę na policję. Nauczycielce, która - według dyrektora szkoły - ma dobrą opinię, może grozić nawet rok pozbawienia wolności. Materiał magazynu "Polska i świat".
- Klepnęła mnie mocno w nogę - mówi siedmioletnia Zuzia Klimczuk. Jej matka, Katarzyna Klimczuk, nie może pogodzić się z tym, co zaszło na szkolnym korytarzu. - To nie są żarty, Zuzia jest dopiero w pierwszej klasie - przekonuje. I domaga się wyjaśnień.
Wychowawczyni tłumaczy, że próbowała pogodzić dwie uczennice, które się ze sobą pobiły. Obu dała klapsa. Miało to załagodzić konflikt, a wywołało kolejny.
"Ja bym tego klapsem nie nazwała"
Uczennice miały dostać klapsy na korytarzu w obecności innych dzieci. Matka jednego z nich nie widzi problemu. - To było na zasadzie klapsa, ale ja bym tego klapsem nie nazwała - mówi. Dodaje, że według niej było to raczej "dotknięcie".
"Dotknięciem" nazywa to też sama nauczycielka. "Pochyliłam się i w żartach dotknęłam ręką obu dziewczynek w okolicy uda i powiedziałam, że to na zakończenie konfliktu. Żadna z dziewczynek nie odniosła najmniejszych obrażeń. To był lekki, symboliczny klaps, a nie żadne uderzenie" - napisała w oświadczeniu.
"Dziewczynka została skrzywdzona"
Tyle, że zdaniem specjalistów nawet symboliczny klaps, zwłaszcza w obecności rówieśników, może mieć negatywne skutki dla dziecka. - Jest duże prawdopodobieństwo, że to wydarzenie dzieci będą przypominać tej dziewczynce miesiącami, wyśmiewając ją, a więc dziewczynka została poważnie skrzywdzona - twierdzi psycholog dziecięcy, Aleksandra Piotrowska.
Sprawę wyjaśnia prokuratura po tym, jak matka siedmioletniej Zuzi zgłosiła sprawę na policję. Nauczycielce za naruszenie nietykalności cielesnej uczennicy może grozić kara do roku więzienia - mówi Karol Radziwonowicz z Prokuratury Rejonowej w Białymstoku. Tłumaczy, że "jest to postępowanie na wstępnym etapie" i prowadzone "w sprawie", a nie przeciwko nauczycielce.
Dyrektor zgłasza sprawę
Dyrektor szkoły podstawowej numer 2 w Łapach mówi, że nauczycielka ma wieloletni staż pracy i cieszy się dobrą opinią. Mimo to przełożony zgłosił sprawę do rzecznika dyscyplinarnego dla nauczycieli. - No popełniła ten błąd. Nie wiem, duży, mały - mówi Krzysztof Łapiński. - Najlepiej, niech to organy zewnętrzne wypowiedzą się, przeprowadzą postępowanie wyjaśniające - dodaje dyrektor.
Do czasu wyjaśnienia sprawy nauczycielka będzie pracować w szkole. - Jeśli jednak potwierdzi się, że nauczyciel uderzył dziecko, konsekwencje mogą być bardzo poważne, łącznie z zabronieniem wykonywania obowiązków nauczyciela - zauważa Bożena Dzitkowska, pełniąca obowiązki podlaskiego kuratora oświaty.
Szczegółowego wyjaśnienia sprawy domaga się rzecznik praw dziecka. Komisja dyscyplinarna ma na to trzy miesiące.
Więcej materiałów na stronie magazynu "Polska i świat" TVN24.
Autor: mm//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24