Nauczanie zdalne w praktyce. Kolejka do komputera w kawalerce i jedne słuchawki na cały dom dziecka

Justyna Suchecka o przygotowaniu szkół do zdalnego nauczania
Źródło: TVN24

Zdalne lekcje to wyzwanie dla nauczycieli, uczniów i ich rodziców. Brakuje sprzętu, internet na wsiach jest za słaby, a z niektórymi dziećmi od dwóch tygodni nie ma w ogóle kontaktu. Tymczasem od środy wszystkie szkoły będą musiały obowiązkowo uczyć dzieci na odległość.

W gminie Płużnica w województwie kujawsko-pomorskim w szkołach podstawowych uczy się 443 uczniów. 112 nie ma odpowiedniego sprzętu do nauki zdalnej, a z 21 nauczycielom nie udało się w ogóle skontaktować.

- Prosiliśmy, by rodzice wskazywali konkretne liczby sprzętu. Na przykład, jeśli w domu jest trójka dzieci, a jeden komputer, to liczyliśmy, że jeden uczeń ma dobry dostęp, a dwoje nie – tłumaczy wójt Marcin Skonieczka. – Ale problemem jest nie tylko sprzęt, bo nawet jakby wszyscy mieli komputery, to nie wiadomo czy będą potrafili tak pracować. Wszyscy są zagubieni: nauczyciele, rodzice, dzieci – podkreśla.

90 procent szkół prowadzi zdalne nauczanie, ale...

Ale premier Mateusz Morawiecki i minister edukacji Dariusz Piontkowski uważają, że szkoły są przygotowane. – Już wiemy, że ponad 90 procent szkół zorganizowało naukę zdalną – mówił Morawiecki, ogłaszając w piątek stan epidemii i informując, że przerwa w normalnej pracy szkół i przedszkoli zostaje wydłużona do Wielkanocy.

Skąd te dane? Ministerstwo edukacji zebrało je za pośrednictwem kuratoriów. 19 marca rozesłało do dyrektorów ankietę z pytaniami, na które mieli odpowiedzieć do piątku 20 marca do godz. 10.

- Pismo na szkolną skrzynkę przyszło w czwartek po godz. 21, ja nie zdążyłam na nie nawet odpowiedzieć. A na podstawie tych formularzy wszyscy są teraz tacy zadowoleni, bzdura! – mówi dyrektorka jednego z radomskich techników.

Do tej pory zdalne nauczanie nie było obligatoryjne. W czasie zawieszania zajęć dydaktycznych w szkołach, wielu nauczycieli prowadziło zajęcia dla swoich uczniów, ale te nie były obowiązkowe, a nauczyciele nie mogli ich oceniać i to, co działo się wówczas online, nie mogło być wykorzystywane na przykład przy klasyfikacji uczniów. To się zmieni dopiero teraz.

Minister edukacji o zamknięciu szkół do świąt
Źródło: TVN24

To inna nauka, niż ta w klasie

Od środy 25 marca skończy się okres zawieszenia, który trwa w szkołach od 12 marca. Od teraz wszyscy nauczyciele będą już musieli realizować zdalnie podstawę programową i będą mogli uczniów z niej rozliczać i oceniać.

- To inna nauka, niż ta w klasie. Musimy pamiętać, że uczniowie nie zawsze mają dostęp do internetu czy do komputera. Trzeba też pamiętać, by dostosowywać liczbę zadawanych materiałów do możliwości uczniów. Z tych samych komputerów mogą korzystać też ich bracia czy siostry, którzy również pracują zdalnie. Apeluję i proszę dyrektorów szkół oraz nauczycieli o zwrócenie szczególnej uwagi na równomierne obciążenie ucznia zajęciami w danym dniu, a także uwzględnienie możliwości psychofizycznych dzieci – mówił minister Piontkowski.

Dla nauczycieli miał jedynie dobre słowo. Pytany o problemy ze sprzętem i internetem, odsyłał do samorządów.

Wójt Marcin Skonieczka: - I właśnie zaczęło się przerzucanie tym, kto jest za to odpowiedzialny.

Ministerstwo edukacji chce zdalnej nauki
Źródło: TVN24

Internet mieli dotąd w bibliotece

Nauczyciele obawiają się, że zdalne nauczanie pogłębi rozwarstwienie społeczne i doprowadzi do wykluczenia z nauczania całych grup.

Monika Rowińska jest bibliotekarką w Szkole Podstawowej nr 4 w Augustowie. - Mam w bibliotece sześć komputerów dla uczniów z dostępem do internetu oraz drukarkę. Co roku jest kilkunastoosobowa grupa dzieci, która z tych komputerów korzysta, bo w domach nie mają internetu albo komputerów, a ich telefony są bardzo stare i nie obsługują nowoczesnych aplikacji – mówi Rowińska.

I dodaje: - Nie wyobrażam sobie, jak te dzieciaki teraz mają sobie radzić ze zdalnym nauczaniem. Nie mają do tego warunków.

Rowińska wspomina, że kilka lat temu w jej mieście działał program unijny, w ramach którego uboższe rodziny mogły otrzymać komputer, drukarkę i roczny abonament na internet.

- Ale program się skończył, a wraz z nim tusz w drukarkach i internet. W domach tych dzieci zostały komputery, których teraz nie ma jak wykorzystać – mówi. – Do tego znam rodziny, w których jest szóstka dzieci na dwóch pokojach, jak one mają się teraz uczyć?

rozmowa_szkoly2
Szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej o ewentualnej zmianie terminów egzaminów
Źródło: TVN24

Jeden komputer na 15 wychowanków

Monika, nauczycielka wychowania fizycznego w szkole w niedużym mieście na Kujawach: - Sama mieszkam poza miastem i mam słaby internet. Laptop przed chwilą oddałam córce, bo musiała połączyć się z panią od matematyki, więc ja swoje rzeczy robiłam na komórce. Mam trójkę dzieci i jeden komputer, drugi właśnie pożyczyliśmy od teściów, ale wiem, że nie wszyscy mają taką możliwość. Jestem wychowawczynią szóstej klasy, więc piszą do mnie dzieci i rodzice i stąd wiem, jakie mają problemy.

Monika najbardziej martwi się o jedną z uczennic, która mieszka w domu dziecka.

– Tam jest jeden komputer i para słuchawek na piętnaścioro dzieci w różnym wieku – mówi.

I dodaje: - Nam się wydaje, że w XXI wieku to wszyscy mają telefony, a to nieprawda. Te dzieci często ich nie mają. Sama dowiedziałam się o tym przez przypadek. Kiedyś szłam z klasą na basen i o czymś rozmawialiśmy, a ta moja wychowanka, która mieszka w domu dziecka, mówi do mnie: "Proszę pani, ale ja nic o tym nie wiem". I dopiero wtedy do mnie dotarło, że nie może wiedzieć, bo rozmawialiśmy o tym z uczniami na messengerze. Nikt o tym wcześniej nie pomyślał. A to był drobiazg, trudno mi sobie wyobrazić, jak będzie teraz.

Ale zagrożone wykluczeniem są nie tylko dzieci w domach dziecka. Nauczyciele mówią o problemach z dotarciem do całych grup uczniów np. tych z mniejszości romskiej albo pochodzących z Ukrainy, co do których nie mają nawet pewności czy przebywają teraz w Polsce.

Rodzice też się boją

Małgorzata Biernat, nauczycielka wczesnoszkolna z Gdańska, też stara się pomagać rodzicom. – Dużo się mówi, że nauczyciele nie są gotowi do zdalnego nauczania, ale co z rodzicami? Ich też nikt z tego nie szkolił – zauważa. – Rodzice wręcz dziękują za analogowe zadania w zeszycie. Wcale nie chcą przechodzić na żadne aplikacje, to zaburza ich poczucie bezpieczeństwa. Myślą, że nie dadzą rady i ich dzieci będą wykluczone – dodaje.

Małgorzata, która jest wychowawczynią trzeciej klasy, zauważa też, że wielu rodziców do tej pory dawkowało dzieciom dostęp do elektroniki. – Mieli swoje domowe zasady korzystania ze sprzętu, które teraz legły w gruzach – mówi. – A im więcej dzieci w domu, tym trudniej. Moi uczniowie muszą czekać w kolejce do komputera. Najmłodsi są zwykle na końcu. Często z tego samego sprzętu korzysta nie tylko ich starsze rodzeństwo, ale i rodzice.

Przypomina, że rodzice są różni: - Jedni utrzymują intensywny kontakt, piszą niemal codziennie o sytuacji w swoich domach, przyznają, że nie zawsze dają radę z pomocą dzieciom, które muszą uczyć się zdalnie. Ale są tacy, którzy w ogóle się nie odzywają, choć widzę, że odbierają moje wiadomości. Trudno mi zgadywać jak sobie radzą – przyznaje nauczycielka.

Bez drukarki i bez laptopa

Zadania z klasycznych kart pracy dają dzieciom i rodzicom poczucie bezpieczeństwa. O ile nie pojawia się inny problem – w wielu polskich domach zwyczajnie nie ma drukarek, na których można byłoby je wydrukować.

Co z nauczycielami bez laptopów? Według ministra swoją pracę mogą realizować na szkolnym sprzęcie w placówkach. Ale ten też pozostawia wiele do życzenia. Ponad połowa szkolnych komputerów ma więcej niż pięć lat, a wiele nawet więcej niż 10 - wynika z danych, które szkoły wpisały do Systemu Informacji Oświatowej (dane na 31 grudnia 2018 roku).

Liczba komputerów mających do pięciu lat to około 143 tysięcy urządzeń, między pięć a 10 lat miało około 150 tysięcy, a starsze to około 57 tysięcy sztuk.

W wielu z nich nie ma też szybkiego internetu. W połowie 2019 roku do Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej i szerokopasmowego internetu było podpiętych tylko 3,2 tysięcy szkół, a w Polsce mamy ich ponad 25 tysięcy.

Marta, nauczycielka z jednego z warszawskich liceów mieszka pod miastem: - Pakiet internetu w komórce, z którego na co dzień korzystam, skończył się po czterech dniach zdalnej edukacji. Nie wiem, kto za to zapłaci.

Dr Sławomir Drelich wykładowca na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu i nauczyciel wiedzy o społeczeństwie w I LO w Inowrocławiu. - Wśród moich licealistów największym problemem jest internet, szczególnie w obszarach wiejskich. Oni wszyscy mają własny smartfon czy tablet, jednak jakość połączenia z siecią często uniemożliwia odbiór wykładu online, czy udział w e-konferencji. Bez problemu jednak odbierają materiały – dodaje.

Dr Drelich uważa, że jego uczniowie akurat sobie radzą. – Ale ci zmarginalizowani społecznie zostaną zmarginalizowani jeszcze bardziej – podkreśla.

Bodnar: żadne dziecko nie może zostać poza systemem

We wtorek (24 marca) wystąpienie do ministra edukacji w sprawie zdalnego nauczania skierował Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich. W piśmie do Dariusza Piontkowskiego RPO sygnalizuje wątpliwości dotyczące przede wszystkim dostępu do sprzętu komputerowego ze stosownym oprogramowaniem oraz szybkiego internetu.

I przypomina, że większość nauczycieli nie dysponuje służbowymi komputerami, zaś te używane w szkołach są często przestarzałe. Dodaje, że w wielu przypadkach podjęcie przez nauczycieli nauczania na odległość nie jest możliwe bez uprzedniego przeszkolenia. Brakuje wsparcia technicznego w razie ewentualnego niepowodzenia w prowadzeniu lekcji przez Internet. 

Problemy mają też uczniowie. Bodnar przywołuje przykład SP nr 11 w Puławach, gdzie aż 53 procent uczniów nie ma możliwości uczestnictwa w lekcjach online.

Bodnar mówił w "Tak jest" o sytuacji związanej z koronawirusem
Źródło: TVN24

Obawy Bodnara dotyczą także uczniów ze szczególnymi potrzebami edukacyjnymi, gdyż nauczanie na odległość wyklucza stosowanie niektórych metod, które do tej pory okazywały się skuteczne. "Wszystko to sprawia, że równość w dostępie do nauki nie zostanie zapewniona" – czytamy w liście Bodnara.

RPO przypomina, że w trakcie pracy nad rozwiązaniami należy zadbać o to, aby żadne dziecko nie zostało pozostawione poza systemem oświaty.

"Apeluję, aby przede wszystkim zatroszczyć się o dzieci, które nie mogą liczyć na pomoc i wsparcie rodzin. Pozbawienie części uczniów dostępu do edukacji może przyczynić się bowiem do powstania wielu zaległości w nauce i pogłębić już istniejące różnice społeczne" – napisał Bodnar.

Czytaj także: