- Nie było negocjacji Kancelarii w sprawie Romana Polańskiego - zapewniał w "Jeden na jeden" w TVN24 prof. Tomasz Nałęcz. Prezydencki doradca stwierdził, że z punktu widzenia polskiej historii prokurator amerykański wykazał się "absolutną ignorancją", wnioskując o zatrzymanie reżysera - dziecka Holocaustu - w dniu otwarcia Muzeum Historii Żydów Polskich.
Reżyser przyjechał w ubiegłym tygodniu do Warszawy na otwarcie Muzeum Historii Żydów Polskich. Według tygodnika "Wprost" jego przyjaciele od miesięcy negocjowali nietykalność reżysera z Pałacem Prezydenckim.
W TVN24 prezydencki doradca prof. Tomasz Nałęcz zaprzeczył tym doniesieniom.
- To brzmi ładnie na okładce, bo przyciąga oko czytelnika i rodzi pokusę kupienia pisma, ale to nie ma nic wspólnego z prawdą. To (jest) wyssane z palca - przekonywał. Gość TVN24 podkreślał, że Kancelaria Prezydenta nie prowadziła żadnych negocjacji w tej sprawie, gdyż nie jest jej stroną. - Zresztą nie ma co negocjować, bo polskie prawo jest jasne - mówił. Nałęcz pytany, czy w związku z informacjami tygodnia kancelaria zażąda sprostowania, odpowiedział: - Tylko głupcy się procesują z prasą.
"Gruboskórność i bezmyślność" USA
Choć władze Stanów Zjednoczonych wystąpiły do Polski o aresztowanie 80-letniego dziś Polańskiego, to zdaniem prof. Nałęcza mógł on zakładać, że na uroczystościach otwarcia muzeum będzie bezpieczny.
- Tak mogło sobie też wykoncypować to otoczenie Polańskiego, licząc zresztą na gruboskórność, na pewną bezmyślność Amerykanów. Jako historyk ja się mogę tylko z zażenowaniem uśmiechnąć - powiedział.
Prezydencki doradca ocenił, że amerykański urzędnik, który wnioskował o zatrzymanie Polańskiego podczas jego wizyty w Polsce, "wykazał się absolutną ignorancją", biorąc pod uwagę, że reżyser pojawił się na otwarciu muzeum świadczącym o gościnności Polaków wobec Żydów.
Jego zdaniem niestosowne było "żądać od takiego kraju w tym momencie wydania dziecka Holocaustu, przy całej ohydności tej zbrodni, którą Polański popełnił 30 lat temu".
W 1977 r. reżyser został zaocznie uznany przez sąd w Los Angeles za winnego uprawiania seksu z nieletnią Samanthą Gailey (obecnie Geimer). Przed ogłoszeniem wyroku potajemnie opuścił USA, obawiając się, że sędzia nie dotrzyma warunków zawartej z nim ugody.
Autor: db/kka / Źródło: tvn24