- Jak nie wiadomo, co zrobić, a trzeba coś powiedzieć, to trzeba posłużyć się terminem Kancelaria Prezydenta. W praktyce oznacza to, że nikt nie chciał dać twarzy i nazwiska dla tego oświadczenia - mówił w "Faktach po Faktach" profesor Tomasz Nałęcz. Odniósł się w ten sposób do oświadczenia prezydenckiej kancelarii na temat czwartkowego postanowienia Sądu Najwyższego.
Sąd Najwyższy poinformował w czwartek, że kieruje do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej pięć pytań prejudycjalnych oraz zawiesza stosowanie przepisów ustawy o Sądzie Najwyższym określających zasady przechodzenia sędziów SN w stan spoczynku.
W odpowiedzi Kancelaria Prezydenta wystosowała oświadczenie, w którym napisano, że postanowienie SN nastąpiło bez prawidłowej podstawy prawnej i nie wywiera skutków wobec Prezydenta RP, ani jakiegokolwiek innego organu.
"To nie prezydent wydał oświadczenie"
- Jarosław Kaczyński uznał chyba, że Sąd Najwyższy jest "pozamiatany", a tu pojawia się zdarzenie, którego nikt po stronie PiS nie przewidywał i które może pobudzić ogromny dylemat dla obozu władzy - ocenił w "Faktach po Faktach profesor Ryszard Bugaj. - Reakcja pana prezydenta wydaje mi się pospieszna i nie wiem, czy przemyślana - dodał.
Inne spojrzenie na sytuację miał drugi gość programu, profesor Tomasz Nałęcz.
- To nie prezydent wydał oświadczenie. - powiedział. - Jak nie wiadomo, co zrobić, a trzeba coś powiedzieć, to trzeba posłużyć się terminem Kancelaria Prezydenta. W praktyce oznacza to, że nikt nie chciał dać twarzy i nazwiska dla tego oświadczenia - wyjaśnił były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Według profesora, zdanie prezydenta Andrzeja Dudy może wyrazić jedynie on sam.
- Gdyby chciano nadać temu poważną wagę, to oczywiście mógłby się wypowiedzieć prezydent - kontynuował. - Dlaczego nie (zrobiła tego - red.) szefowa jego kancelarii? Gdzie jest rzecznik? Dlaczego nawet na Twitterze nikt nie napisał? - pytał i odpowiadając zaznaczył, ze posłużono się najbardziej miękkim rozwiązaniem. - Być może ktoś się pospieszył z wydaniem oświadczenia - dodał Nałęcz.
- Niezależnie od tego, że nikt nie chciał go wydać, to jednak na konto prezydenta to idzie - zauważył profesor Bugaj. - Opinia publiczna odbiera to jako stanowisko prezydenta i na to nie ma rady.
Podkreślił, że konsekwencje tego oświadczenia jeszcze bardziej zamykają możliwości szukania kompromisu.
"Sąd Najwyższy zadał cierpienie prezesowi Kaczyńskiemu"
- Dowcip polega na tym, że prezes Kaczyński nie wie, co zrobić. Przejął lub spacyfikował wszystkie instytucje, które mogłyby rozstrzygnąć spór o stan praworządności w Polsce. Moim zdaniem, rewelacyjnym ruchem Sąd Najwyższy przesunął ten spór do instytucji europejskich - dodał Nałęcz. - Chociaż prezes cierpi na kolana, to cierpienie, które zadał mu dzisiaj Sąd Najwyższy, jest stokrotnie większe. Prezes nie wie, co zrobić i w związku z tym wszyscy milczą - podsumował.
Zgodził się z nim Bugaj, który powiedział, że nie byłaby to pierwsza sytuacja, w której władze Prawa i Sprawiedliwości nie przewidziały rozwoju sytuacji.
- Intuicja polityczna prezesa jest na ogół przeceniana - wyjaśniał.
Dodał, że można wyliczyć długą listę błędów Kaczyńskiego.
- Ostatnim, spektakularnym błędem była nowelizacja ustawy o IPN i potem jej odszczekanie pokazujące wszystkim, że czynniki zewnętrzne decydują o tym, co klub PiS i obóz rządowy kierują do Sejmu - mówił.
"Czego by nie zrobili, będzie to fatalne"
Profesor Nałęcz odniósł się również do komentarzy polityków PiS, którzy twierdzili, że SN nie miał prawa skierować sprawy do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
- Czy Trybunał Sprawiedliwości ma prawo się tym zająć i czy polski Sąd Najwyższy miał prawo się (do niego - przyp. red.) zwrócić, to rozstrzygnie decyzja Trybunału. Albo się tą sprawą zajmie, albo uzna, że nie mieści się to w jego kompetencjach - mówił Nałęcz.
Obaj goście "Faktów po Faktach" nie potrafili odpowiedzieć na pytanie, czy prezydent i rząd zastosują się do zabezpieczenia ustanowionego przez Sąd Najwyższy, czy je zignorują.
- Są w sytuacji, w której - z ich punktu widzenia - czego by nie zrobili, będzie to fatalne - powiedział Nałęcz.
"Jeśli Polska tego nie uzna, postawi się poza Unią"
Jak zaznaczył, rządzący muszą zdawać sobie sprawę z tego, że sytuacja wyszła poza granice kraju.
- Orban tu Polsce nie pomoże. To nie są polityczne gremia Unii, które będą coś głosowały, gdzie można zyskać sojuszników - od biedy jednego, węgierskiego lub kilku, żeby zablokować decyzję sprawdzającą stan praworządności w Polsce - kontynuował Nałęcz. - Tu będzie postępowanie niezależnego sądu, którego postanowienia w Europie szanują wszyscy. Jeśli Polska tego nie uzna, to praktycznie postawi się poza Unią - podsumował.
Autor: est//plw
Źródło zdjęcia głównego: tvn24