- Babko, babko udaj się, jak się nie udasz, to cię zjem. Jak się udasz, to cię nie zjem, babko, babko udaj się - Ewa, mama półtorarocznej dziewczynki uderza łopatką o foremkę.
Siedzimy razem w jednej z olsztyńskich piaskownic. Patrzę na nią jak zahipnotyzowana.
Czy to na pewno tak szło? Pamiętam to nieco inaczej - myślę. Ale nic nie mówię.
Babka się udała, nie ma co psuć zaklęcia.
Kilka tygodni później leżę w łóżku z moją niespełna dwuletnią córką. Do snu czytamy o Jadzi Pętelce, bohaterce serii dziecięcych książeczek stworzonej przez Barbarę Supeł i narysowanej przez Agatę Łukszę. To akurat odcinek o tym, że Jadzia nie chcę oddać innym dzieciom łopatki.
"Babko, babko, udaj się, bo jak nie - będzie źle" - mówi książkowy Bartuś.
A ja znów myślę po cichu: Nie, to szło jeszcze jakoś inaczej.
Zasypiam i znów zapominam o sprawie. Aż pewnego słonecznego dnia moja córka uderza łopatką o wiaderko. - Babo, babo - powtarza rytmicznie.
I jeszcze nie ma ciągu dalszego. Ale nie mogę przestać zastanawiać się, jaka wersja rymowanki zagości w jej głowie. Olsztyńska, Jadziowa, a może jeszcze jakaś inna, którą ona usłyszała w żłobku, a ja nawet nie zdaję sobie z tego sprawy?
Temat przykleja się do mnie jak te ziarenka piasku. Muszę wiedzieć, jak niosą się przez świat i piaskownice dziecięce rymy, rytmy i żarty. I jak to jest, że niektóre wciąż się nie starzeją, a jedynie obrastają w nowsze wersje.
Zatem: "palec pod budkę, bo za minutkę budka się zamyka, gości nie przymyka".
Zapraszam do czytania.
Gdzie są te dzieci?
Najpierw szukam w książkach i publikacjach naukowych.
Ku mojemu zaskoczeniu odkrywam, że wcale nie ma tego za dużo. Tak jakby wierszyki miały na zawsze zostać w piaskownicach i broniono im wstępu na salony oraz uniwersytety.
Na dłużej zatrzymuje mnie tekst polonisty i medioznawcy dr. Jacka Lindera, który postanowił przyjrzeć się "zapomnianemu światowi wyliczanek".