Dwoił się i troił, by oszukać swoje ofiary. I to dosłownie. Raz udawał wnuczka, innym razem - brata, a bywało, że i siostrzeńca. Za każdym razem szeptem lub z chrypką prosił o pilną pożyczkę, bo właśnie miał wypadek samochodowy. - Tylko nie mów nic nikomu, bo po co wszystkich denerwować - deklarował i wyciągał od niczego nieświadomych ludzi ogromne sumy pieniędzy.
Jedna z kobiet, która uwierzyła w historię "siostrzeńca ze złamaną w wypadku nogą" straciła... 20 tys. zł!
Oszust z okolic Płocka nie poprzestał tylko na jednej oszukanej osobie. Tylko w czwartek dzwonił z prośbą o pomoc co najmniej cztery razy. Na nękające telefony kilkakrotnie skarżyły się zaniepokojone telefonami panie. - Oszust brał swoje ofiary na litość – opowiada st. asp. Małgorzata Bachman.
Jak dodaje, wszystkim paniom mówił, że pilnie potrzebuje pieniędzy, stoi właśnie gdzieś na drodze rozbitym autem, sam jest porozbijany, zaufany kolega przyjdzie po żądaną kwotę. Niektóre panie skłonne były nawet poratować krewnego w biedzie, ale po odłożeniu słuchawki stwierdzały, że coś im nie pasuje. Oddzwaniały do brata, wnuczka i słyszały: Co??? Dzwoń natychmiast na policję!
"Babciu potrzebuję pieniędzy...."
Płocka policja dokładnie przytacza treść rzeczywistych rozmów oszusta:
- Cześć babciu, potrzebuję szybko pieniędzy, mogłabyś mi pomóc?
- Co się stało?
- Mam wypadek, tylko nie mów nikomu, po co mają się denerwować...
- A co ty tu w ogóle robisz, przecież jesteś w Anglii...
- No tak, ale wiesz, leczę się teraz, to tu przyjechałem, bo taniej...
Kobieta uznała, że to nie do pomyślenia, by nie powiadomić syna o wypadku jego dziecka, a jej wnuka. Zatelefonowała do niego, by się przekonać, że wszystko to było jedną wielką lipą. Potem wykręciła numer 997.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24