Szczegółowa kontrola ma prześwietlić to, w jaki sposób wydano 1,6 miliarda złotych na budowę zapór na wschodnich granicach Polski, czy zapory spełniają swoją rolę, a także w jaki sposób funkcjonariusze wykonywali push backi - wynika z nieoficjalnych informacji tvn24.pl.
To już kolejny audyt, który uruchamia Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, od kiedy 13 grudnia ubiegłego roku rząd Donalda Tuska zastąpił rząd Zjednoczonej Prawicy, a kierownictwo resortu objął Marcin Kierwiński.
W ubiegłym tygodniu na łamach tvn24.pl informowaliśmy, że już rozpoczęło się szczegółowe badanie mające odpowiedzieć na pytania, ilu policjantów angażowano w ochronę mieszkania prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i kolejnych miesięcznic smoleńskich oraz ile za to zapłacił polski podatnik.
Decyzja o budowie "muru"
Teraz równie kompleksowa kontrola ma dotyczyć wszelkich aspektów budowy fizycznych i elektronicznych zapór na wschodnich granicach. Nie wiadomo, kiedy kontrola się zacznie. Informatorzy tvn24.pl mówią, że "lada dzień" i że "trwają przygotowania".
Gdy w 2021 roku na granicy z Białorusią zaczęli masowo pojawiać się migranci, rząd Mateusza Morawieckiego zdecydował o budowie "muru". Prawną podstawą do działania była specustawa "o budowie zabezpieczenia granicy państwowej", którą uchwalano w błyskawicznym tempie: projekt wpłynął do Sejmu w październiku 2021 roku, a już na początku listopada prezydent Andrzej Duda złożył pod nią podpis.
Człowiek ze służb
Ustawa wyłączyła działanie szeregu przepisów, które w ocenie rządu mogły spowalniać powstawanie zapory, wynikających m.in. z prawa budowlanego, wodnego, ochrony środowiska, a nawet zawiesiła dostęp do informacji publicznej czy prawo zamówień publicznych.
Ustawa jako inwestora wskazywała Straż Graniczną, ale dodatkowo powołała do życia urząd pełnomocnika ds. budowy zapory, na którego działania Straż Graniczna już nie miała wpływu.
W nieprzejrzysty sposób (m.in. bez jawnego konkursu) pełnomocnikiem ds. budowy zapory został Marek Chodkiewicz, znajomy ówczesnego szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego. To urzędnik, który swoją karierę związał ściśle z rządami PiS. Od 2006 do 2007 roku był nawet wiceszefem Służby Wywiadu Wojskowego, a w latach 2017-2019 - wiceministrem infrastruktury.
Pytania bez odpowiedzi
O rolę Chodkiewicza w zawieraniu umów na budowę o wartości setek milionów złotych kilka razy pytaliśmy resort kierowany przez Kamińskiego - m.in. w grudniu 2022 roku i w maju 2023, ale nigdy żadnych odpowiedzi z MSWiA nie otrzymaliśmy.
Ostatecznie budową fizycznej bariery zajęły się firmy Budimex oraz konsorcjum Unibep i Urbex. Wśród firm z branży przyjęto z dużym niedowierzaniem wybór firmy, która miała zbudować warstwę elektroniczną dla muru: sprzężony system kamer, mikrofonów i m.in. czujników ruchu.
- Wrocławski Elektrotim nie miał wcześniej doświadczeń z pracami na rzecz Straży Granicznej i generalnie tak wielkimi zamówieniami - mówił tvn24.pl jeden z konkurentów.
Kolejny "wstrząs" stanowiły koszty budowy warstwy elektronicznej. Jeszcze w listopadzie 2021 roku, w towarzyszącej ustawie ocenie skutków regulacji, rząd szacował je na 115 milionów złotych. A niespełna cztery miesiące później wartość podpisanej umowy wyniosła 335 milionów złotych.
Również biografia ówczesnego prezesa wrocławskiej firmy Ariusza Bobera budziła kontrowersje: w przeszłości prowadził on spółki w Rosji. Dodatkowo zasiadał w radzie nadzorczej spółki Procom System SA wraz z wpływowym doradcą premiera Mateusza Morawieckiego, Wojciechem Myśleckim.
Zapora poznańsko-wrocławska
Kolejną umowę o wartości 373 milionów złotych na wykonanie zapory elektronicznej - tym razem na granicy z rosyjskim obwodem kaliningradzkim - otrzymał Telbud, niewielka firma z Poznania.
Z jej akt w sądzie gospodarczym wynika, że założona została pod koniec lat 80. i przez długi czas zatrudniała co najwyżej 40 pracowników. Rządowe zamówienie na zaporę wielokrotnie (minimum 12-krotnie) przewyższało jej roczne obroty.
W aktach można odnaleźć też informację, że poznańska spółka współpracowała ściśle z wrocławskim Elektrotimem. Dziennikarze tvn24.pl znaleźli także ślady po sporach sądowych z Wojskiem Polskim, dla którego Telbud wykonywał prace. Dlatego też Telbud - na mocy prawa o zamówieniach publicznych - wykluczany był z kolejnych przetargów.
"W wyniku zaniedbań w realizacji zamówienia zamawiający zobowiązany był w interesie Skarbu Państwa odstąpić od umów… z analizy wynikało, że wykonawca dopuścił się rażącego (a nie tylko poważnego) wykroczenia zawodowego" - to fragment dokumentu Wojska Polskiego z 2014 roku.
Mimo że kilkukrotnie pytaliśmy samą firmę, a także MSWiA, o te wątpliwości, nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Latem 2022 roku ówczesny wiceszef MSWiA Maciej Wąsik ujawnił, że budowa zapory na granicy z Białorusią kosztowała Polskę 1,6 mld zł.
Wyniki dla opinii publicznej
We wrześniu ubiegłego roku Wojciech Czuchnowski na łamach "Gazety Wyborczej", powołując się na poufne dokumenty Straży Granicznej, ujawnił, że zarówno zapora fizyczna, jak jej elektroniczna część, nie spełniają swojej roli. Kamery i czujniki mają być tak fatalnie zestrojone, że powodują tysiące alarmów w trakcie doby.
- Nie odróżniają ruchu zwierzyny od ruchów człowieka. Funkcjonariusze zalewani są fałszywymi alarmami, więc przestali na nie reagować - tłumaczą tvn24.pl rozmówcy związani ze Strażą Graniczną.
Fizyczna zapora zaś łatwo poddaje się szlifierkom stosowanym przez migrantów, a nawet zwykłemu brzeszczotowi. Według doniesień "Wyborczej", od 1 stycznia do 17 września 2023 roku uchodźcy pokonali zaporę… 30 tysięcy razy.
Kontrola ma również prześwietlić stosowanie przez funkcjonariuszy zakazanej prawem międzynarodowym oraz krytykowanej przez obrońców praw człowieka procedury push back. Była ona stosowana przez Straż Graniczną, od początku kryzysu na granicy, na bezpośrednie polecenie władz MSWiA.
Z raportu, który pozyskali dziennikarze "Wyborczej", wynika, że w 2022 roku push backi wykonano 3962 razy, a na Białoruś wypchnięto 2005 osób. Rok później (dane do 17 września 2023) było już to już ponad 16 tysięcy razy, choć wobec 1,6 tysiąca osób. Uchodźcy regularnie byli zmuszani przez białoruskich pograniczników do kolejnych prób przekraczania zapory, stąd jedna osoba mogła być kilkukrotnie poddawana tej procedurze.
- Chcemy, by kontrola, którą teraz przeprowadzi Departament Kontroli MSWiA, pokazała całą prawdę o budowie zapory oraz jej funkcjonalności. Wyniki pozna opinia publiczna - usłyszeliśmy od urzędnika resortu spraw wewnętrznych i administracji.
Operacja "Śluza" - zemsta Łukaszenki
Kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą został wywołany przez Aleksandra Łukaszenkę, który jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej. Polega ona na zorganizowanym przerzucie migrantów na tereny Polski, Litwy i Łotwy.
Łukaszenka w ciągu ponad 27 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.
CZYTAJ TEŻ: OPERACJA "ŚLUZA" - SKĄD LATAŁY SAMOLOTY DO MIŃSKA? OTO, CO WYNIKA Z ANALIZY TYSIĘCY REJSÓW >>>
Akcję ściągania migrantów na Białoruś z Bliskiego Wschodu czy Afryki, by wywołać kryzys migracyjny, opisał na swoim blogu już w sierpniu 2021 roku dziennikarz białoruskiego opozycyjnego kanału Nexta Tadeusz Giczan. Wyjaśniał, że białoruskie służby prowadzą w ten sposób wymyśloną 10 lat temu operację "Śluza". Pod płaszczykiem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Unii Europejskiej, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie przewoził ich na granice państw UE, gdzie służby białoruskie zmuszają ich, by te granice nielegalnie przekraczali. Ta operacja wciąż trwa.
Autorka/Autor: Robert Zieliński
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Getty Images