|

Do dna. "Byłam przedszkolanką. Codziennie wciągałam kreskę"

Narkotyki (zdjęcie ilustracyjne)
Narkotyki (zdjęcie ilustracyjne)
Źródło: Shutterstock

Był tak naćpany, że nie zauważył, że w Polsce skończył się komunizm. Tygrys, czysty od 30 lat, pomaga nie przegapić życia innym. Takim jak Adam. Jego dno? Robił w domu prywatny detoks, bo był tak pijany, że nie był w stanie chodzić, aby pojechać na detoks do szpitala. Pamięta też leżącego przy nim płaczącego ojca, gdy sam już stygł.

Artykuł dostępny w subskrypcji
TVN24
Dowiedz się więcej:

TVN24

800 199 990 - Ogólnopolski Telefon Zaufania Uzależnienia, czynny codziennie od 16 do 21.

801 889 880 - Telefon Zaufania, uzależnienia behawioralne, czynny codziennie od 17 do 22.

Weronika nie pamięta mieszkań, w których nocowała i chłopaków, z którymi spała. Chce zawalczyć o córeczkę.

Wojtek nie pamięta dzieciństwa swojej córki.

Radek: - Mam takie dziury w głowie, że nie pamiętam wiele z 2022 roku. Pustka. Można to nazwać taką małą śmiercią, prawda?

Antek: - Z pracy chodziłem na imprezy, z imprezy znów do pracy, aż w końcu zabrała mnie karetka. Byłem tak uzależniony, że wmawiałem sobie, że to nie od dragów, tylko że mam problemy z sercem.

Adam: - Wiesz, kiedy się na serio przeraziłem? Jak poszedłem na stację benzynową, a potem obudziłem się cały we krwi.

Czterech chłopaków i jedna dziewczyna, którzy jeszcze parę miesięcy temu byli sobie zupełnie obcy.

Łączy ich wiele.

Nie mają pracy.

Są inteligentni, bardzo wrażliwi.

Ich bliscy robili wszystko, by im pomóc.

Musieli sięgnąć własnego dna, by chcieć się ratować.

Walczą z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków.

Od lat nastoletnich.

- Alkoholik, ćpun. Myślisz: zwykły menel, ktoś z marginesu. Ktoś z innego świata, który nie jest twoim. Mam dobry dom, wspierających rodziców. Nie wiem, kiedy to się stało - mówi Radek.

Nie skończył liceum, choć nauka szła mu bardzo dobrze. Zaczęło się w gimnazjum. Gdy rodzice byli w pracy, palił z kolegami trawkę.

- Trzynastolatek w centrum Łodzi mógł szybciej kupić marihuanę niż alkohol. Potem już wszystko. Mieszałem ze sobą dragi, piłem, ćpałem dla samego ćpania. Nie czekałem na żaden efekt - mówi.

Pan Mateusz walczy z uzależnieniem od fentanylu. "Czuję obrzydzenie do samego siebie"
Źródło: Marzanna Zielińska/Fakty TVN

***

Drewniany płot w centrum Ostrołęki, za nim dwupiętrowy dom z ogrodem. Dwóch chłopaków wpuszcza mnie przez bramę. Trzeci zamiata chodnik, kilku siedzi na tarasie. Wołają panią Jolę. Przechodzę przez zadbane podwórko otoczone drzewami i mijam huśtawkę, na której w słońcu wygrzewa się kot. Z kierowniczką ośrodka idziemy korytarzami do jej gabinetu, pachnie bigosem.

- W tej chwili jest u nas 21 osób, 19 chłopaków i dwie dziewczyny. Przyjmujemy osoby, które skończyły 18 lat. To ośrodek finansowany przez NFZ. Terapia trwa dwanaście miesięcy, to tak zwane długoterminowe leczenie. W tej chwili są u nas osoby pomiędzy 18. a 45. rokiem życia - wylicza pani Jolanta.

- Jakie warunki trzeba spełnić, by się tutaj dostać? - pytam.

Pacjent musi:

  • być trzeźwy;
  • sam zadzwonić do ośrodka;
  • mieć skierowanie z ośrodka psychiatrycznego;
  • być po detoksie.

Jolanta: - Zwykle trwa on miesiąc. Do nas pacjent trafia odtruty, bez zespołu abstynencyjnego. Bez psychoz charakterystycznych dla odstawienia z dnia na dzień wszystkiego, co pacjent przyjmował.

I zastrzega: - Nie przyjmujemy osób uzależnionych, które mają choroby psychiczne, takie jak schizofrenia albo choroba afektywna dwubiegunowa. Dla nich są przeznaczone inne ośrodki, ale nie działają one w strukturach Monaru.

Są takie dni, że do ośrodka nikt nie dzwoni. A są takie, że jest i dziesięć telefonów.

W trakcie naszej rozmowy, która trwa półtorej godziny, dzwonią dwa.

Tygrys, sam w przeszłości uzależniony od heroiny, z młodymi ludźmi pracuje już od ponad 30 lat.

- Jestem dla nich wiarygodny. Sam byłem w piekle - mówi.

Ma długie włosy, a w głosie coś, co od razu budzi respekt. Skąd ksywa Tygrys? Gdy w latach 90. wyszedł z nałogu i zaczął pomagać jako streetworker, reagował szybko, gdy ktoś miał jakieś "ale".

- Uczymy tych ludzi prostych spraw, jak sprzątanie, gotowanie, ścielenie łóżka, zwykłego funkcjonowania na co dzień, dyscypliny. Osoba uzależniona po pewnym czasie tego już nie potrafi, bo nałóg przejmuje nad nią kontrolę, wypada z rutyny - wyjaśnia terapeuta. I dodaje: - A podczas terapii indywidualnej i grupowej pracujemy nad emocjami. Uczymy, jak je wyrażać, opisywać, jak komunikować się bez agresji, mieć kontakt z samym sobą.

Aktualnie czytasz: Do dna. "Byłam przedszkolanką. Codziennie wciągałam kreskę"

Kierownik SOM-u czy kwiatkowy

Podstawowa zasada: musisz się odnaleźć.

Pierwszy tydzień to tydzień obserwatora, do drugiego miesiąca pobytu jesteś nowicjuszem. Do dziewiątego miesiąca jesteś domownikiem, a od dziewiątego do dwunastego monarowcem.

- Każdy pełni w ośrodku jakąś funkcję. Jest szef kuchni, gospodarz ośrodka, ale też kwiatkowy, który odpowiada za dbanie o rośliny, czy zwierzakowy, który zajmuje się zwierzętami. Mamy tu psy i koty, więc każdy ma co robić. Jest też egzekutor, czyli ten, co egzekwuje wykonanie zadań. Społeczność wraz z psychoterapeutami wybiera pracowników Służby Ochrony Monaru, która jest naszą wewnętrzną strukturą. Pracownicy SOM-u sprawdzają na przykład, czy ktoś nie jest pod wpływem. Jeśli złapiemy kogoś na zażywaniu, opuszcza ośrodek - opowiada Tygrys.

Najpierw, na etapie bycia domownikiem, jesteś kwiatkowym, potem zwierzakowym i tak, z czasem, pniesz się w hierarchii coraz wyżej. Najbardziej zaufani sprawują pieczę nad nowymi, którzy dołączają do społeczności.

Aktualnie czytasz: Do dna. "Byłam przedszkolanką. Codziennie wciągałam kreskę"

Te wszystkie funkcje, mówi Tygrys, to ważna sprawa.

- Uczy to odpowiedzialności, pracy zespołowej - tego, że to, co robię, ma wpływ na innych. Staramy się zaszczepić wartości, takie jak szczerość, uczciwość, prawdomówność. Człowiek uzależniony żyje w kłamstwie, wszystko, co robi, od pewnego momentu polega na oszukiwaniu innych. Tu nie ma na to miejsca - tłumaczy terapeuta.

Nie ma go też na agresje słowną czy fizyczną. Ani na seks.

Łamiesz te zasady - wylatujesz.

Można palić jedynie papierosy.

Trzeba:

  • wstać o 7, o 8.15 jest śniadanie;
  • podlać kwiaty, nakarmić zwierzaki, sprawdzić trzeźwość kuracjuszy, w zależności od funkcji zająć się rozmaitymi obowiązkami w ośrodku;
  • pobiegać, rozgrzać się;
  • pójść na terapie grupowe i indywidualne.
3105N333XR PIS DNZ ZALEWSKI
Alkohol wciąż na stacjach paliw. Były zapowiedzi, ruchów brak
Źródło: TVN24

Własne dno

Tygrys zwołuje grupę, przedstawiam się.

Umowa jest między nami jasna: kto chce, może na osobności odpowiedzieć na kilka moich pytań.

Zgłasza się kilka osób.

Rozmawiamy w pokoju terapeutów.

Adam (30 lat), domownik, do wyjścia zostało mu sześć miesięcy: - Dwa lata temu mój szef dał mojemu ojcu numer do tego ośrodka. Chciał mnie ratować od ćpania i picia. Jak usłyszałem, że mam tu siedzieć rok, to nie chciałem. Mówiłem: rok to wyrok. W pracy się ukrywałem, że jestem nawalony. Udawało mi się, bo jestem dobrym kucharzem. Dobrze się uśmiechałem, dobrze manipulowałem. Potem już wiedzieli. Do pracy koleżka przywoził mi kokainę. Rozstałem się z dziewczyną. Wszystko się nawarstwiło. Pojechałem pracować do Irlandii, a tam wszyscy chleją. Popłynąłem. Wróciłem do Polski i nie trzeźwiałem. Musiałem robić w domu prywatny detoks, bo nie byłem w stanie chodzić, żeby pojechać na detoks do szpitala. Pamiętam, że przyjechał lekarz, a mój ojciec leżał na ziemi i płakał. Doktor dotknął moich rąk i nóg. Powiedział ojcu, że są zimne, nie ma krążenia i że za parę godzin byłbym w piachu. Piłem, potem ćpałem, żeby pić dalej. Ja już umierałem. Powiedziałem ojcu: dzwoń, czy mają miejsce, pojadę tam.

Radek (24 lata), nowicjusz, do wyjścia zostało mu 11 miesięcy: - Rodzice mają tylko mnie. Mają też wyższe wykształcenie, dobre stanowiska. Gdy zorientowali się, że ćpam, a miałem wtedy 16 lat, zagrozili, że po 18. urodzinach nie wpuszczą mnie do domu. U nas nigdy nie było alkoholu, nikt nawet nie pali papierosów. Liceum zawaliłem, poszedłem do pracy, naprawiałem meble. Oczywiście nadal ćpałem. Skończyłem osiemnaście lat. Póki jeszcze pracowałem, rodzice się nie wtrącali. Jestem tu, bo postawili warunek: jak nie skończę tej terapii, to nie mam powrotu do domu. Wcześniej byłem w innym ośrodku, ale wróciłem do Łodzi i do starego towarzystwa. Ja, chłopak z dobrego domu, zacząłem kraść, bo nie miałem na ćpanie.

Aktualnie czytasz: Do dna. "Byłam przedszkolanką. Codziennie wciągałam kreskę"

Antek (22 lata), obserwator, do wyjścia zostało mu 11 miesięcy i trzy tygodnie: - To moja druga terapia. W poprzednim ośrodku złamałem zakaz abstynencji seksualnej i wyleciałem. Brakowało mi bliskości, w tamtym momencie miałem trudną sytuację i stało się. Mój pierwszy raz? Miałem 15 lat i napiłem się bimbru. Potem uciekałem w alkohol od złych emocji, od tego, co działo się w moim domu. Obiecałem sobie, że do 18. roku życia nie wezmę żadnych twardych narkotyków. Ale piłem. Dostałem się do technikum informatycznego, w ostatniej klasie zawziąłem się i przez trzy miesiące spiąłem się z nauką, zdałem maturę. Poszedłem na studia informatyczne do Warszawy. Poszedłem w używki. Miałem dziewczynę, która chciała, żebym się ogarnął. Straciłem dziewczynę, straciłem miejsce na studiach. Wszystko zaczęło się sypać. Gdy chciałem skakać z ósmego piętra, pomyślałem, że już czas. Że naprawdę potrzebuję pomocy.

Weronika (22 lata), nowicjuszka, do wyjścia zostało jej 10 miesięcy: - Ojciec jest policjantem, zgarniał mnie z ulicy, a potem przywiązywał do łóżka, żebym nie ćpała. Byłam przedszkolanką, codziennie wciągałam mefedron. Poznałam chłopaka, który też ćpał, próbowałam go ratować, dałabym się za niego pokroić. Sama zapomniałam, kim jestem. Zaszłam z nim w ciążę. Jestem tu dla córeczki, ma trzy lata, bardzo ją kocham. Nie chciałabym dla niej takiego życia, które ja do tej pory miałam. Chodzenie "na klimat", czyli tam, gdzie wszyscy przez parę dni ćpają. Paranoje, czy ktoś widzi, że jestem "zrobiona", że wciągałam. Byłam już na jednej terapii, spodobał mi się chłopak, który tam przychodził. On wcześniej skończył terapię. Miałam lewy telefon, zaczęłam z nim pisać. Powiedział, że mam wyskoczyć przez płot, że przyjedzie po mnie. Wziął mnie "na klimat". Piłam tam, ćpałam, brałam leki. Wróciłam na ośrodek, nikt nie zauważył. Potem jednak wpadłam, dostałam wypis. Popłynęłam, w ogóle siebie nie poznawałam.

Aktualnie czytasz: Do dna. "Byłam przedszkolanką. Codziennie wciągałam kreskę"

Wojtek (45), monarowiec, do wyjścia został mu miesiąc: - Miałem dwie próby samobójcze. W ośrodku jestem drugi raz, znów dotknąłem swojego dna. Pierwszy raz, 25 lat temu, przyjechałem tu, żeby walczyć o miłość życia. Chciałem przekonać ją do siebie, żeby ze mną została. Po dwóch miesiącach pobytu tutaj zostawiła mnie. Ale wiesz co? Po pól roku już o niej nie myślałem. Myślałem tylko o tym, że chcę żyć. Wtedy terapia trwała dwa lata. Skończyłem ją, byłem z siebie dumny. Przeniosłem się do Anglii i normalnie żyłem. Do czasu, aż miałem wypadek w pracy, urwało mi palec. Bolało tak, że uzależniłem się od leków. Czułem, że zawiodłem wszystkich. Teraz jestem tu dla innej miłości życia - dla córeczki. Córa ma już 16 lat. Przez to, jak żyłem, wychowuje się w rodzinie zastępczej.

Mała śmierć

Każda osoba, z którą rozmawiam, opowiada mi o chwilach całkowitego braku kontaktu z rzeczywistością. Jakby ktoś wyłączył im światło w głowie.

Tygrys: - Byłem heroinistą, tak ćpałem, że nie zauważyłem, że w 1989 roku skończył się komunizm.

Adam: - Wiesz, kiedy się na serio przeraziłem? Jak poszedłem na stację benzynową, a potem obudziłem się cały we krwi. Nie wiedziałem, gdzie byłem, która jest godzina, co się stało. Czy to cudza krew, czy moja. Byłem już tak uzależniony, że po małej ilości alkoholu urwał mi się film.

Radek: - Mam takie dziury w głowie, że nie pamiętam wiele z 2022 roku. Pustka. Można to nazwać taką małą śmiercią, prawda?

Aktualnie czytasz: Do dna. "Byłam przedszkolanką. Codziennie wciągałam kreskę"

Antek: - Nie pamiętam całych okresów, gdy siedziałem sam w pokoju i ćpałem. Nie wiem, czy trwało to tygodnie, czy miesiące.

Weronika: - Nie pamiętam mieszkań, w których nocowałam, i chłopaków, z którymi spałam. A może nie chcę pamiętać rzeczy, które robiłam, żeby mieć gdzie zostać na noc i co ćpać.

Wojtek: - Niczego nie pamiętam z dzieciństwa córki. Przez to, że zaniedbywałem nasze życie, trafiła do rodziny zastępczej. W Anglii wstydziłem się kogokolwiek prosić o pomoc.

Odbieram reakcję

Zdarza się, że wśród pacjentów jest wielu tak zwanych Jasiów Wędrowniczków.

- Czyli ludzi, którzy trafiają do nas, i to jest na przykład ich dziesiąty albo jedenasty ośrodek. Tu byli tydzień, uciekli, tu byli dwa dni, a tam miesiąc. Nie mogą się odciąć, nie potrafią. Uzależnienie wyciąga ich z placówki. Niektórym nie da się pomóc od razu. My walczymy, by nasz ośrodek był dla nich tym ostatnim - mówi Jolanta.

Pytam, czy bliscy interesują się tym, jak ich dziecko sobie radzi.

Jolanta: - Na początku dzwonią, czy syn lub córka w ogóle jest w ośrodku. Obawiają się, że uciekli. Potem dzwonią przez kilka dni, dopytują się, czy są postępy. Rozmawiają też z dziećmi. Po pół roku można wychodzić na przepustki. To zawsze dla naszego pacjenta ważny test. Nie przyjmujemy jednak nigdy ludzi z Ostrołęki i okolic.

Aktualnie czytasz: Do dna. "Byłam przedszkolanką. Codziennie wciągałam kreskę"
Źródło: Maria Samczuk , Adam Ziemienowicz/PAP

Dlaczego? 

Tygrys: - Chodzi o to, by pacjent czy pacjentka byli z dala od towarzystwa, z którym brali. Z dala od dilerów, którzy w każdej chwili mogą coś wrzucić do ogródka, który mamy przy ośrodku, lub przekazać narkotyki czy alkohol w inny sposób. Mieliśmy ostatnio tu dziewczynę, która długo nas oszukiwała. Na teren ośrodka przemycała narkotyki, zażywała je. Po tym incydencie bardziej uważamy, częściej przeprowadzamy kontrole w pokojach, sprawdzamy, czy nikt nie jest pod wpływem.

Gdy rozmawiam z Adamem, kierownik SOM-u puka do drzwi.

- Odbieram reakcję - mówi kierownik.

Adam patrzy mu w oczy.

- Co to znaczy? - pytam.

Adam: - Sprawdzają źrenice, czy nie jestem pod wpływem. Reakcja jest odbierana na wyrywki, tu nikogo nie oszukasz. Zanim trafiłem do ośrodka, to chodziłem na terapię ambulatoryjną. Miałem dwa spotkania grupowe w ciągu tygodnia i jedno indywidualne. Myślisz, że nie piłem? Piłem, ale się kryłem. Nie mogłem przestać, bo mój organizm na to nie pozwalał. Wiesz, że przychodzi taki moment, kiedy musisz wypić lufkę, żeby w ogóle wstać z łóżka? Pod łóżkiem miałem piwo, bo inaczej nie byłem w stanie się podnieść.

Spożycie piwa w Polsce jest jednym z najwyższych w Europie
Spożycie piwa w Polsce jest jednym z najwyższych w Europie
Źródło: PAP

Radek: - Piłem, ćpałem i kłamałem, aż zacząłem mieć problemy z prawem. Matka z ojcem mi ufali, miałem wszystko, wolną chatę, pieniądze. Nie wiem, kiedy to wszystko się ze mną stało. Jestem trzeźwy od miesiąca i czuję się z tym dziwnie. Ciężko kogokolwiek tu okłamać, emocje wracają, kontakt z samym sobą. Przestałem sam siebie oszukiwać.

Antek: - Pamiętam moment, że uznałem, że trudno - popłynę. Zacząłem brać pożyczki, odciąłem się od przyjaciół, kłamałem, że wychodzę do sklepu albo potrzebuję samotności - i ćpałem. Najdłużej 12 dni byłem w ciągu. Siedziałem sam w pokoju i brałem wszystko po kolei. Straciłem też dużo pieniędzy, zamawiałem dragi przez sieć, dilerzy mnie oszukiwali, czasem w ogóle nie przyjeżdżali. Było mi wszystko jedno. Jeśli za tysiąc złotych dostałem jakiś lewy proszek, to szukałem kolejnego dilera. Nie skoczyłem z okna tylko dlatego, że nie chciałem matce zniszczyć reszty życia. Zadzwoniłem do niej, że potrzebuję pomocy. Matka znalazła mi ośrodek. Dopiero tu sobie uświadomiłem, że jestem uzależniony i jak to działa. Byłem kompletnie nieświadomy swojego problemu.

Weronika: - Okłamywałam samą siebie, mówiłam sobie: przecież chodzisz do pracy, jeździsz samochodem, nie zatrzymują cię. Ćpałam w domu, potem w pracy, wciągałam kreski, a byłam przedszkolanką. I tak w kółko. Ale wydawało mi się, że wszystko ogarniam. Udawałam. Uświadomiłam sobie, że jest ze mną źle, kiedy przez pięć miesięcy nie rozmawiałam z ojcem, a jest mi bardzo bliski. Wtedy zadzwoniłam do niego i przyznałam się, że potrzebuję pomocy.

Wojtek: - Przez lata ćpania gdzieś mi umknęło to, kim naprawdę jestem. Okłamywałem się, że ten naćpany to jestem prawdziwy ja. A przecież chciałem mieć to, czego jako dziecko nie miałem. Rodzinę, którą zbuduję na innych zasadach. Zrozumiałem, że dłużej tak nie mogę, że jedyne miejsce, które mi pomoże, jest w Ostrołęce. Jak tu przyjechałem, to myślałem, że ja już wszystko wiem, przecież już byłem na terapii. Okazuje się, że nie wiedziałem, że miałem sporo do przepracowania. Teraz dopiero nabrałem respektu do życia.

Czyja wina?

Najgorsze, z czym trzeba się zmierzyć, to poczucie winy i wstyd.

Adam: - Żal mi mojego ojca, mam tylko jego. Matka jest alkoholiczką, ojciec pogonił ją dawno temu, a mnie chciał dać przykład. Był i jest dobrym ojcem. Wstydzę się, że go zawiodłem, że tyle przeze mnie wycierpiał. Wstydzę się też, że raniłem swoją dziewczynę, która naprawdę stawała na głowie, żeby mi pomóc.

Radek: - Jak tak rozmawiamy, to się uśmiecham, ale to wszystko jest żenujące. Nie oszukujmy się, nie chciałbym, żeby moi znajomi zobaczyli, że udzielam takiego wywiadu. Wstyd mi. Wstydzę się, że wszystkie związki z dziewczynami rozwaliłem, że tyle straciłem. Straciłem też całkiem sensownych kolegów, których miałem. Później już miałem łatkę ćpuna, który się odkleił, wszyscy się ode mnie odwrócili. Rodzice rozpaczają cały czas, mama chodziła na terapię dla współuzależnionych, chorowała na depresję. Mam z tego powodu ogromne poczucie winy.

Antek: - Wywalili mnie z pierwszej pracy, uznałem, że moja dziewczyna jest toksyczna, odciąłem się od niej. Wyprowadziłem się do przyjaciół, myślałem, że to będzie dobre rozwiązanie, że to na pewno pomoże. Wmawiałem sobie, że miałem problemy przez zły związek z dziewczyną. Poszedłem w melanż. Poczułem, że sobie nie radzę. Próbowałem robić kontrolowane przerwy, tu trochę amfetaminy, tu MDMA, żeby sobie coś pokazać, udowodnić. I wiesz co? Wstyd poczułem, jak zrozumiałem, że nie potrafię. Nie potrafię bez tego żyć. Przez osiem miesięcy to była już totalna demolka. Z pracy chodziłem na imprezy, z imprezy znów do pracy, aż w końcu zabrała mnie karetka. Byłem tak uzależniony, że wmawiałem sobie, że to nie od dragów, tylko że mam problemy z sercem. Jak przetrzeźwiałem, to zrozumiałem, że zniszczyłem czteroletni związek.

Weronika: - Wstydzę się, że się nie szanowałam, że za nocleg "na klimacie" i narkotyki płaciłam ciałem. Nigdy bym nie chciała, żeby moja córka musiała wybierać pomiędzy ćpaniem a dawaniem dupy.

Wojtek: - Nie mam nikogo poza córeczką i byłą partnerką, na którą zawsze mogę liczyć. Pozostałe osoby straciłem. Wstydziłem się, że wróciłem do nałogu, a tyle pracy włożyłem, by wyzdrowieć. I znów wszystkich zawiodłem.

Od prochu do prochu

Do nowego życia bez alkoholu i używek trzeba się przyzwyczaić.

Adam: - Na początku wszystko cię boli, fizycznie i psychicznie. Myślisz sobie: "ja pie****ę, i tak cały rok?". Dociera do ciebie, co robiłeś. A trzeba wstać, zająć się sobą, zająć czymś ręce i głowę. Czy mam do kogo wracać? Mam tylko ojca, o dawnych znajomych nie myślę.

Radek: - Mam znów normalny sen, apetyt. Pamiętam, co chcę zrobić, co powiedzieć. Wiem teraz, że nałóg to jest choroba emocji. Chciałbym, by rodzice znów we mnie uwierzyli.

Antek: - Zrozumiałem, że do dawnego życia nie ma już powrotu. Odciąłem się od tego, teraz patrzę tylko do przodu. Mam jakieś plany, to dla mnie coś nowego. Jak ciągle ćpasz, to żyjesz od prochu do prochu, dni zlewają się w jedno.

Jak pomóc dziecku uporać się z lękiem?
Źródło: TVN24

Weronika: - Najważniejsze jest dla mnie, że na trzeźwo zrozumiałam, że nie chcę już wracać do ojca mojej córki. Sam jest uzależniony, a ja próbowałam go ratować i wypierałam, że sama potrzebuję pomocy. Teraz to wiem, chcę stanąć na nogi. Tęsknię za córką, chcę po wyjściu stąd być jak najlepszą mamą.

Wojtek: - Pamiętam moment, kiedy zacząłem trzeźwieć w ośrodku. Świat wydał mi się piękny. Z tego, że jestem trzeźwy, czuję tylko dumę. Za miesiąc wychodzę. Czy boję się wracać do Anglii? Tak. Znajomi zachęcają, żebym został w Polsce. Ale nie chcę rozwalać życia córce, która się tam wychowała, ma tam szkołę i przyjaciół. Mam nadzieję, że poukładam się tam na nowo.

Marzenie

Pytam Tygrysa, czy jest jakieś wspólny mianownik dla ich uzależnienia?

Odpowiada jak prawnik: - Każda historia jest indywidualna.

I od serca dodaje: - To, co przewija się w opowieściach naszych pacjentów, to niska samoocena wynikająca z wychowania, zaniedbanie emocjonalne, czyli brak relacji rodziców z dziećmi, normalnej rozmowy. Zdarzają się też rodzice nadmiernie kontrolujący, nadopiekuńczy. Jeśli dom nie jest dysfunkcyjny, to wpływ ma środowisko, towarzystwo, do którego dziecko trafia. Osoby, które zmagają się z nałogiem, są często bardzo wrażliwe, nie radzą sobie z różnymi trudnymi sytuacjami. Próbują narkotykami zniszczyć w sobie cierpienie lub lęk.

Depresji nie wolno lekceważyć, należy szukać pomocy. "Nie wiedziałam, że to jest choroba"
Źródło: Stefania Kulik/Fakty po Południu TVN24

A co daje im pobyt w ośrodku?

Adam: - Jeszcze parę miesięcy temu byśmy tak szczerze nie rozmawiali, tylko zaprosiłbym cię na drinka. I pewnie bym się upił. Tutaj, w ośrodku, zacząłem marzyć, zapomniałem wcześniej, że jest coś takiego jak marzenia. Chciałbym pojeździć po świecie, gotować w różnych krajach. W jakieś piękne miejsca pojechać, cieszyć się życiem. Na terapię ambulatoryjną chodziłem dla partnerki, a teraz jestem w ośrodku i po raz pierwszy robię to dla siebie, nie dla kogoś. Daje mi to bardzo dużo siły.

Radek: - Wiem jedno: nie wrócę już do Łodzi. Mam swój plan. Zostanę w Ostrołęce, założę własny warsztat samochodowy. Napiszę maturę. Najlepsze jest to, że uwierzyłem tu, że mogę to dla siebie zrobić. Wiesz, co bym powiedział synowi, gdybym go miał i chciał go ustrzec przed tym, co mnie spotkało? Wziąłbym go do takiego ośrodka i pokazał mu, jak kończą narkomani.

Antek: - Najbardziej cenne jest dla mnie to, że możemy o tym wszystkim rozmawiać. Powiedzenie o tym, że mam taki problem, to dla mnie życiowy przełom. Wypierałem to bardzo długo, nie chciałem przyznać na przykład, że mam ogromny lęk przed bliskością. A teraz słyszysz? Mówię to głośno.

Weronika: - Wiesz, co jest tu najlepsze? Że czuję, że to miejsce to mój drugi dom. Odkąd tutaj jestem, nigdy nie zostałam oceniona.

Wojtek: - Chcę odzyskać córkę, naszą relację, wspólny czas. Jestem na dobrej drodze. Zacząłem zwracać uwagę na to, co mnie dookoła otacza, bo wcześniej tego nie zauważyłem. To było bardzo duże przeżycie. Czego nie widziałem? Kolorów na przykład. Różnych drobnych rzeczy, na które wcześniej nie zwracałem uwagi. Byłem zatruty tym wszystkim, taka monotonia. A teraz to wszystko odbieram. Odbieram, czuję i widzę piękno świata.

Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, TUTAJ znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.

być trzeźwy;

sam zadzwonić do ośrodka;

mieć skierowanie z ośrodka psychiatrycznego;

być po detoksie.

wstać o 7, o 8.15 jest śniadanie;

podlać kwiaty, nakarmić zwierzaki, sprawdzić trzeźwość kuracjuszy, w zależności od funkcji zająć się rozmaitymi obowiązkami w ośrodku;

pobiegać, rozgrzać się;

pójść na terapie grupowe i indywidualne.

Czytaj także: