Jacek Harłukowicz, dziennikarz Onetu, który opisał oskarżenia padające pod adresem Mirosława Skrzypczyńskiego, mówił w TVN24 po rezygnacji prezesa Polskiego Związku Tenisowego, że "presja ma sens, odwaga ma sens". Dodał, że życzyłby sobie, żeby "ta cała sprawa była początkiem zmiany myślenia o metodach szkoleniowych, o podejściu do zawodników i zawodniczek".
Mirosław Skrzypczyński zrezygnował z funkcji prezesa Polskiego Związku Tenisowego - poinformował w komunikacie zarząd PZT.
Zarząd podjął też uchwałę o powołaniu komisji, "której zadaniem będzie zbadanie wszelkich okoliczności dotyczących spraw związanych z osobą Pana Mirosława Skrzypczyńskiego, które były przedmiotem ostatnich artykułów prasowych, wywiadów i doniesień medialnych".
Harłukowicz: presja ma sens, odwaga ma sens
Rezygnację Skrzypczyńskiego komentował w TVN24 Jacek Harłukowicz, dziennikarz Onetu, który razem z Januszem Schwertnerem jako pierwszy poinformował o zarzutach pod adresem Skrzypczyńskiego.
- Presja ma sens, odwaga ma sens, bo nie mam wątpliwości, że to właśnie odważna postawa pani poseł Katarzyny Kotuli, która po latach postanowiła jeszcze raz zmierzyć się z tą okropną sytuacją, której doświadczyła dawno temu, a następnie te dwa oświadczenia wydane przez najlepszych polskich tenisistów doprowadziły w końcu do tego, że ktoś powiedział "dość" - mówił.
- Przepraszam, nie chce mi się wierzyć, że to pan Skrzypczyński, sam w sobie, przed własnym sumieniem uznał, że osoba, wobec której są formułowane tak poważne oskarżenia, nie może piastować tak ważnej funkcji. Jestem wręcz przekonany, że została wywarta na niego również presja, czy to przez działaczy, czy to przez ministra sportu, który - co ciekawe - do tej pory nie wydał z siebie żadnego komunikatu - mówił dalej dziennikarz.
- Stało się to, co stać się musiało. Pytanie co dalej - kontynuował.
Harłukowicz: nie jest tajemnicą, że świat tenisowy wiedział o tych oskarżeniach od dawna
Harłukowicz mówił, że życzyłby sobie, żeby "ta cała sprawa była początkiem zmiany myślenia o metodach szkoleniowych, o podejściu do zawodników i zawodniczek". - Bo słyszymy, że nie nie jest to jednostkowy przypadek pana Skrzypczyńskiego - dodał.
- Nie jest tajemnicą, że o tych relacjach, o tych oskarżeniach, o których pisaliśmy, informowaliśmy z Januszem Schwertnerem w Onecie, świat tenisowy wiedział od dawna - mówił dalej Harłukowicz.
- Wypadałoby podkreślić że zarząd PZT składa się, mówiąc kolokwialnie, z ludzi Mirosława Skrzypczyńskiego. To są ludzie, którzy go wspierali, wspierają. Środowisko tenisowe jest dość podzielone na kilka zwalczających się obozów, ale ci ludzie, którzy teraz stoją na czele PZT, to są ludzie przez lata współpracujący z Mirosławem Skrzypczyńskim i to są ludzie, którzy posiadali wiedzę o tych oskarżeniach, które są wysuwane pod jego adresem. Wydaje się zasadne pytanie o ich odpowiedzialność - dodał.
Oskarżenia o molestowanie
W październiku portal Onet ujawnił, że szef Polskiego Związku Tenisowego Mirosław Skrzypczyński miał przez lata stosować przemoc psychiczną i fizyczną wobec swojej rodziny oraz trenowanych przez niego zawodniczek. Tenisistki, z którymi rozmawiali autorzy publikacji, oskarżały Skrzypczyńskiego o molestowanie.
W opublikowanym w poniedziałek wywiadzie Onetu posłanka Lewicy Katarzyna Kotula ujawniła, że jako nastolatka była napastowana seksualnie przez Skrzypczyńskiego, który wówczas był jej trenerem w klubie Energetyk w Gryfinie. "Byłam dzieckiem, 13-, a potem 14-letnią dziewczynką z blond lokami. A on - dziś to wiem na pewno - był seksualnym predatorem" - powiedziała. Szerzej o sprawie posłanka mówiła w poniedziałkowej "Kropce nad i".
We wtorek Onet opublikował kolejny artykuł. Dziennikarze rozmawiali z Ewą Ciszek, która pracowała w hotelu pod Warszawą, w którym Skrzypczyński nocował przy okazji otwarcia centrum tenisowego i memoriału Marii i Lecha Kaczyńskich. - Był to najbardziej obrzydliwy dziad, z jakim miałam do czynienia w ostatnich latach. Bez cienia żenady zaproponował, bym spędziła noc w jego pokoju - mówiła. - Czułam, że zaczyna się do mnie przysuwać i ocierać o moje nogi kroczem. Rzucił też coś w stylu 'zajmę się panią, będzie miło i bardzo ciekawie'. Gdy zobaczył mnie następnego dnia, 'żartował', że mogłam jednak zostać, bo byłabym dobrze wymasowana - wspominała Ewa Ciszek.
Źródło: TVN24