Ponad godzinę tłumaczył się ze swoich związków z aferą hazardową Mirosław Drzewiecki. - Nigdy nie rozmawiałem z panem Sobiesiakiem na temat ustawy hazardowej - zapewniał minister sportu. Podkreślił, że oddał się do dyspozycji premiera i czeka, aż służby wyjaśnią tę sprawę. Dziennikarzy jednak nie przekonał.
Konferencja rozpoczęła się od stanowiska ministra sportu, który najpierw przedstawił swoją wersję losów ustawy hazardowej, a następnie mówił o swojej znajomości z Ryszardem Sobiesiakiem.
- Pana Sobiesiaka znam od ponad 10 lat. Wydawał mi się sympatycznym człowiekiem, z którym można grać w golfa - mówił Drzewiecki. - To tylko znajomość sportowa. Nawet nie wiem, gdzie on mieszka. O tym, że jest skazany za korupcję dowiedziałem się teraz z gazet - kontynuował.
Rozmowy o golfie
Zapewnił, że nigdy o ustawie hazardowej z Sobiesiakiem nie rozmawiał. Jak mówił, ostatnio widział się z nim w maju. Nie potrafił jednak określić czy do spotkania doszło przed czy po 20 maja. Data ta jest o tyle istotna, że właśnie tego dnia ministerstwo sportu po raz ostatni oficjalnie opowiedziało się za utrzymaniem zapisu o dopłatach w ustawie hazardowej. Później zmieniło zdanie.
Drzewiecki zaznaczył również, że nigdy nie rozmawiał o sprawie ustawy hazardowej ze Zbigniewem Chlebowskim. Jednocześnie dopytywany przez dziennikarzy przyznał, że gdy w rozmowach Chlebowskiego pada imię "Miro", chodzi o niego.
Dodał, że podczas spotkania z premierem Tuskiem 19 sierpnia, nie dowiedział się o działaniach CBA w sprawie ustawy. - Spotkałem się z premierem, kazał mi jedynie przygotować kalendarium prac nad ustawą. Nie wiem czy po tym spotkaniu była sporządzona notatka - powiedział. Jak dodał o akcji dowiedział się z gazet.
- Nie mam nic do ukrycia. Jestem do dyspozycji wszystkich organów: CBA, prokuratury... - zapewnił.
Trudne starcia z dziennikarzami
I choć faktycznie wydawało się, że minister nic nie ukrywa, to jego odpowiedzi nie były najwyraźniej satysfakcjonujące dla dziennikarzy. A przecież przekonanie właśnie mediów było warunkiem Tuska, by Drzewiecki pozostał na swoim stanowisku.
W końcu jednemu z dziennikarzy puściły nerwy i padła ostra kontra, związana z finansowaniem Narodowego Centrum Sportu. - Pan mi mówił, ja to pamiętam, mogę zaświadczyć, było kilku innych dziennikarzy z innych redakcji prasowych. Mówił pan, że pieniądze są potrzebne na inwestycje związane z Euro 2012. Nie na inwestycje związane z Narodowym Centrum Sportu.
Po tej wypowiedzi zapadła chwila milczenia, minister obejrzał się na swoją rzeczniczkę. Słowo wyszeptane do ucha chyba jednak nic nie wyjaśniło. - Pamięta pan tę rozmowę 10 sierpnia - zapytał dziennikarz.
- Nie, nie kojarzę, ale... my często rozmawiamy i pan dokładnie wie, że jeżeli chodzi o stadion, nigdy nie było w projekcie stadionowym pieniędzy z dopłat na stadion.
Ministerstwo zmiennym jest
Drzewiecki starał się wyjaśnić fakt, że jego resort kilkukrotnie zmieniał swoje zdanie wobec dopłat zapisanych w projekcie ustawy hazardowej. Pierwotnie MSiT było za tymi dopłatami, 30 czerwca 2009 r. się z nich wycofało, a we wrześniu, gdy CBA już pracowało nad sprawą, znów wyraziło chęć korzystania z uzyskanych w ten sposób środków.
- Jako MSiT byliśmy pierwotnie zainteresowani uzyskaniem dopłat z tej ustawy. Środki miały trafić na Narodowe Centrum Sportu, w projekcie którego oprócz Stadionu Narodowego, była też pływalnia i hala sportowa (II etap budowy - red.) - przypominał Drzewiecki.
- Jak zostałem ministrem podstawą było zapewnienie środków finansowych. Uznałem, że Stadion Narodowy musi mieć finansowanie pewne i nie budzące wątpliwości UEFA. Takim finansowaniem było jedynie finansowanie z budżetu państwa. W kwietniu 2008 r. wiceminister Kapica zwrócił się do nas z pytaniem, czy chcemy dopłat. Odpowiedzieliśmy, że chcemy finansować Stadion z budżetu. Z dopłat budowa stadionu nie byłaby zabezpieczona - kontynuował.
Z dopłat miałaby być finansowana jedynie budowa pływalni i hali wchodzących w skład NCS.
Jak tłumaczył, następnie w wyniku decyzji UEFA zrezygnowano jednak z budowy tej części Centrum. - Doszliśmy do wniosku, że II etap NCS-u nie ma szans na budowę. Stwierdziliśmy, że wokół stadionu powstanie jedynie zabudowa komercyjna. Z końcem czerwca nastąpiła definitywna decyzja o rezygnacji z II etapu - podkreślił Drzewiecki.
Źle zrozumiane intencje
Jednak dziennikarze zadawali ministrowi pytania także o wywiady z początku sierpnia, w których sam Drzewiecki i urzędnicy z jego ministerstwa mówili, że resort z tego źródła finansowania zrezygnuje. Minister powiedział, że takich wypowiedzi nie pamięta.
Drzewiecki powiedział, że nigdy nie było jego intencją zrezygnowanie z pieniędzy dla sportu. - Biuro prawne przygotowało takie pismo, bo mieliśmy taki obowiązek - powiedział. W piśmie tym resort wnosił o wykreślenie artykułu dot. dopłat z ustawy. Ale przyznał, że być może zostało ono źle sformułowane, bo - jak podkreślił - resortowi wcale nie zależało na usunięciu zapisu. - Jedyną intencją była informacja, że nie mamy tytułu prawnego do brania tych pieniędzy - zaznaczył.
Powiedział także, że on jedynie podpisał wniosek, za którego przygotowanie odpowiadało biuro legislacyjne resortu. Przyznał, że prawdopodobnie został popełniony błąd, a odpowiedzialny za niego jest pracownik ministerstwa.
Kolejna zmiana zdania
We wrześniu resort sportu znów zwrócił się do MF o pozostawienie zapisu o dopłatach w projekcie ustawy hazardowej. Dlaczego? - Okazało się, że na sport jest znacznie mniej pieniędzy i zwróciliśmy się, czy można z tych pieniędzy skorzystać, na inne cele, skoro i tak wciąż dopłaty są zapisane w projekcie ustawy - powiedział.
Afera hazardowa
Czwartkowa "Rzeczpospolita" opublikowała stenogramy rozmów szefa klubu PO Zbigniewa Chlebowskiego z biznesmenami z Dolnego Śląska: Ryszardem Sobiesiakiem i Janem Koskiem.
Wynika z nich, że politycy PO (Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki) zobowiązali się zablokować niekorzystne dla tych biznesmenów zapisy w tzw. ustawie hazardowej, nad którą pracuje rząd. Brak tych zapisów mógłby doprowadzić budżet państwa do starty 469 mln zł.
Akcję w tej sprawie (pod kryptonimem "Black Jack") prowadziło CBA. Jego szef Mariusz Kamiński poinformował o niej prezydenta, premiera i marszałków Sejmu i Senatu.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24