O zamieszczonych w internecie zdjęciach ofiar katastrofy smoleńskiej rozmawiali telefonicznie ministrowie sprawiedliwości Polski i Rosji. Tymczasem sprawa ta trafiła do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Tamtejsi śledczy zdecydują, czy będzie śledztwo w tej sprawie. - Na decyzję trzeba będzie jednak jeszcze poczekać - poinformowała rzeczniczka prasowa praskiej prokuratury Renata Mazur.
Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami o sprawie zdjęć ofiar minister sprawiedliwości Jarosław Gowin rozmawiał w poniedziałek ze swoim rosyjskim odpowiednikiem Aleksandrem Konowałowem.
- Minister Konowałow wyraził żal i ubolewanie z powodu publikacji zdjęć w internecie. Zapewnił, że rosyjskie służby od razu podjęły działania mające na celu zablokowanie publikacji tych materiałów oraz na bieżąco monitorują sytuację i - tam gdzie mogą - takie publikacje starają się blokować - powiedziała rzeczniczka prasowa ministra sprawiedliwości Patrycja Loose. Dodała, że podczas telefonicznej rozmowy z Gowinem Konowałow zapewnił także, iż strona rosyjska "dąży do wyjaśnienia sprawy i ukarania odpowiedzialnych osób".
Polski minister sprawiedliwości w rozmowie - jak zaznaczyła Loose - wskazywał, że sprawa publikacji zdjęć "jest bardzo bolesna dla bliskich ofiar i wszystkich Polaków".
Będzie śledztwo?
Materiały dotyczące zamieszczenia w internecie drastycznych zdjęć ofiar zostały w czwartek wyłączone z prowadzonego przez prokuraturę wojskową śledztwa dotyczącego tej katastrofy i przekazane do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Ta jednak - z powodu obciążenia innymi postępowaniami - wystąpiła w piątek do stołecznej prokuratury apelacyjnej o przekazanie sprawy innej jednostce. - Decyzja jest taka, że materiały zostaną przekazane do praskiej prokuratury - powiedział rzecznik prasowy warszawskiej prokuratury apelacyjnej prok. Zbigniew Jaskólski.
Wyłączone materiały wpłynęły do praskiej prokuratury w poniedziałek po południu. - Na razie prokurator będzie zapoznawał się z tymi materiałami i na decyzję trzeba poczekać - poinformowała prok. Renata Mazur.
Nie pochodzą z materiałów rosyjskiego śledztwa?
W ubiegłym tygodniu polskie media ujawniły, że na rosyjskich stronach internetowych znajdują się drastyczne zdjęcia ofiar katastrofy smoleńskiej, w tym prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zachowanie takie - zdaniem prowadzącej śledztwo w sprawie katastrofy prokuratury wojskowej - można rozpatrywać przez pryzmat art. 266 Kodeksu karnego. Przepis ten przewiduje grzywnę, karę ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch dla tego, kto wbrew przepisom ustawy lub przyjętemu na siebie zobowiązaniu, ujawnia lub wykorzystuje informację, z którą zapoznał się w związku z pełnioną funkcją lub wykonywaną pracą. - Należy rozważyć, czy zachodzi uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa polegającego na ujawnieniu na zagranicznych i krajowych witrynach internetowych fotografii, które zostały uzyskane w związku z pełnioną funkcją lub wykonywaną pracą, podczas czynności prowadzonych w Rosji w dniach 10 i 11 kwietnia 2010 r. w sprawie katastrofy smoleńskiej - mówił płk Zbigniew Rzepa z Naczelnej Prokuratury Wojskowej. Według informacji ABW zdjęcia pojawiły się 28 września na rosyjskich stronach internetowych. - Po dokonaniu analizy akt śledztwa ustalono, że zdjęcia te nie pochodzą z akt postępowania dotyczącego katastrofy smoleńskiej i zostały najprawdopodobniej wykonane przez osoby niebędące obywatelami polskimi, które w związku z katastrofą miały dostęp do czynności wykonywanych na terenie Federacji Rosyjskiej - mówił płk Rzepa. Także rosyjski Komitet Śledczy w zeszłym tygodniu zapewnił, że zdjęcia nie pochodzą z materiałów rosyjskiego śledztwa w sprawie katastrofy, nie zostały także wykonane przez jego przedstawicieli.
Autor: mon//kdj / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24