Finansujemy budowę, rozbudowę i modernizację szkół specjalnych po to, żeby postawić weto absurdalnej, ideologicznej polityce edukacji włączającej - mówił w Węgrowie minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek. - My włączamy dzieci w życie dorosłe najlepiej w szkołach specjalnych, bo tu mamy znakomitą kadrę - dodał. Jak pisaliśmy wcześniej, inwestycje w szkoły specjalne w stylu, który proponuje minister edukacji, martwią jednak specjalistów.
Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zainaugurował w poniedziałek ogólnopolski rok szkolny w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Węgrowie. W trakcie swojego wystąpienia podkreślił wagę szkół specjalnych.
- To szkoły, w których pracują znakomici nauczyciele, do których chodzą znakomici uczniowie, do których przyprowadzają tych uczniów znakomici rodzice. Muszą mieć warunki do tego, żeby uczyć się w godnych salach lekcyjnych, salach gimnastycznych. Finansujemy budowę, rozbudowę i modernizację szkół specjalnych po to, żeby postawić weto absurdalnej, ideologicznej polityce edukacji włączającej – powiedział.
Dodał, że "my włączamy dzieci w życie dorosłe najlepiej w szkołach specjalnych, bo tu mamy znakomitą kadrę". - W tej szkole pracuje 151 nauczycieli świetnie do tego przygotowanych, tylko wszyscy potrzebujemy znakomitych warunków do pracy i takie znajdujemy - i tu w Węgrowie, i w Kozienicach, i w powiecie lubelskim, i w powiecie opolskim, i w wielu innych miejscach, w których takie szkoły są budowane - mówił Czarnek.
Spór o edukację dzieci z niepełnosprawnościami
Dziennikarka tvn24.pl Justyna Suchecka opisała w kwietniu spór o edukację dzieci z niepełnosprawnościami. Ministerstwo edukacji, kierowane przez Przemysława Czarnka, definiuje edukację włączającą jako "podejście w procesie kształcenia i wychowania, którego celem jest zwiększanie szans edukacyjnych wszystkich osób uczących się poprzez zapewnianie im warunków do rozwijania indywidualnego potencjału, tak by w przyszłości umożliwić im pełnię rozwoju osobistego na miarę swoich możliwości oraz pełne włączenie w życie społeczne".
CZYTAJ TEKST PREMIUM: Czarnek włącza czy wyłącza? Niebezpieczny spór o edukację dzieci z niepełnosprawnościami
Jak pisała Suchecka, w PiS pogubiono się w kwestii tego, czy dzieci z niepełnosprawnościami powinny chodzić do szkół ogólnodostępnych. Z jednej strony chcą unijnych miliardów na tak zwaną edukację włączającą, z drugiej boją się swoich radykalnych wyborców, którzy tę edukację nazywają "ideologią".
Małopolska kurator oświaty Barbara Nowak w zeszłym roku nazwała edukację włączającą "lewacką utopią".
CZYTAJ TAKŻE TEKST PREMIUM: Czy dzieci z niepełnosprawnościami powinny się uczyć ze zdrowymi uczniami? "W imię miłości bliźniego" pyta Barbara Nowak
Czarnek na początku kwietnia w rozmowie z PAP mówił, że "polska pedagogika specjalna jest na najwyższym światowym poziomie, mamy w tych placówkach znakomitych nauczycieli, pedagogów, tam dzieci z różnymi schorzeniami, potrzebami mogą znaleźć najlepszą pomoc i opiekę". - Oczywiście są też takie dzieci, mające orzeczenia, których schorzenie czy zaburzenie nie jest na tyle poważne, żeby nie mogły chodzić do szkoły ogólnodostępnej. Rzecz w tym, żeby znając stan i kondycję dziecka, kierując się jego potrzebami i dobrem, podjąć racjonalną decyzję, a nie mówić o jakichś gettach. Nie stygmatyzujmy szkół specjalnych - stwierdził minister. Przekonywał, że szkoły te zostaną przez niego doinwestowane.
Minister nie krył, że to właśnie pieniądze mają przekonać rodziców do wybierania szkół specjalnych. I jako przykład podał placówkę w Kozienicach.
- Tego typu inwestycje będą tym, co przekona rodziców co do tego, że warto wysłać dziecko do takiej placówki - mówił Czarnek. - To są wielkie inwestycje, z pieniędzy rządowych, nikt tego wcześniej nie robił, ale teraz ten program inwestowania w szkolnictwo specjalne trwa. Mało tego, jeśli tylko wojna na Ukrainie i związane z nią kryzysy pozwolą, to planujemy specjalny fundusz, który będzie źródłem środków dla samorządów, powiatów, na takie szkoły, nowoczesne, piękne, gdzie dzieci znajdą najlepszą edukację i opiekę - zachwalał minister.
Minister nie precyzował w żadnej ze swoich wypowiedzi, kogo sam widziałby w szkołach specjalnych. Zwykle trafiają tam dzieci, które nawet z dodatkowym wsparciem nie odnalazłyby się w szkołach ogólnodostępnych, np. ze względu na sprzężone niepełnosprawności i choroby. Szkoły specjalne powstają też dla pewnych grup niepełnosprawności, np. uczą się w nich osoby głuche lub niewidome, a szkoła oprócz standardowych przedmiotów jest przygotowana do powszechnego nauczania języka migowego czy Braille'a.
O tym, co jest najlepsze dla dziecka, dotąd decydowali rodzice, zwykle po konsultacji z poradnią psychologiczno-pedagogiczną. Szkoły specjalne nie są oblegane, z powodu niżu uczniów w nich akurat ubywa - problemem nie jest więc znalezienie w nich miejsca dla dzieci, które ze względu na swoje niepełnosprawności takiej szkoły potrzebują.
"Dobra szkoła włączająca jest dobra dla wszystkich, na tym polega jej siła"
Inwestycje w szkoły specjalne w stylu, który proponuje minister Czarnek, martwią specjalistów. Dr hab. Paweł Kubicki, socjolog i ekonomista ze Szkoły Głównej Handlowej, zwracał uwagę, że takie działania często wykorzystywane są przeciwko rodzicom, którzy chcieliby posłać dzieci do szkół ogólnodostępnych.
- Oni później słyszą: "przecież tam macie tak ładnie wyremontowaną placówkę, co wam nie pasuje?" - zauważył. I dodał: - A w wyborze szkoły dla dziecka nie chodzi tylko o to, czy budynek jest ładny i sale są odmalowane. Szkoły ogólnodostępne często dokładają starań, by zniechęcić rodziców do zapisania tam dzieci z niepełnosprawnością. Same zaczynają mówić o tym, jak to nie są dostosowane, bo nie mają odpowiedniego podjazdu dla wózka albo nigdy wcześniej nie pracowały z dzieckiem w spektrum autyzmu. Nie potrafią, nie wiedzą. Ale jak mają się nauczyć, skoro nie przyjmują takich uczniów i uczennic? Działania ministra to wysyłanie w świat sygnału: my i tak wiemy, że dla waszych dzieci szkoły specjalne będą lepsze. Nie chodzi o to, żeby w nie nie inwestować, ale równie dużo, a nawet więcej uwagi poświęcać inwestycjom w szkoły ogólnodostępne, by mogły stać się bezpiecznymi, przyjaznymi przestrzeniami do rozwoju i nauki dla wszystkich dzieci i nastolatków - podkreślał.
Kubicki obawiał się w rozmowie z tvn24.pl, że dyskusja o edukacji włączającej będzie się coraz bardziej upolityczniać, a część polityków spróbuje w kampanii wyborczej budować kapitał na lękach rodziców i nauczycieli, którzy obawiają się, że obecność dzieci z niepełnosprawnościami innymi niż ruchowe w klasach odbije się na jakości edukacji.
Kubicki zaznaczył, że dobra edukacja włączająca to długi i niełatwy proces, który wymaga zaangażowania całej społeczności szkolnej. - Przepisy nie wystarczą. Potrzebne jest przekonanie dyrekcji, rodziców, nauczycieli i uczniów, że włączanie opłaca się całej społeczności szkolnej - mówił tvn24.pl badacz. I dodał: - To, w jaki sposób o sprawie opowiada minister i kurator, nie buduje tego poczucia. Oni przekonują wręcz, że obecność dowolnego dziecka z wyzwaniami edukacyjnymi jest szkodliwa dla niego i wszystkich pozostałych. Tymczasem dobra szkoła włączająca jest dobra dla wszystkich, na tym polega jej siła. Działa tam system diagnozowania wyzwań, profilaktyki, wczesnego wsparcia. Tymczasem zamiast inwestowania w edukację włączającą, czyli kompetencje nauczycieli, zrozumienie przez nich tego, czemu jacyś uczniowie sobie w szkole nie radzą, tego, jak działają mechanizmy przemocy, wybieramy opcję odseparowywania uczniów "problemowych" - dodał.
Źródło: PAP, tvn24.pl