W nocy z wtorku na środę członkowie grupy "Medycy na Granicy" pomogli grupie kilkudziesięciu migrantów, w tym dzieciom i kobiecie w ciąży, przebywającej w podlaskim lesie poza strefą stanu wyjątkowego. W mediach społecznościowych zamieścili relację z akcji pomocowej. "Wróciliśmy do bazy po 6 rano - cała akcja trwała około sześciu godzin. To była najcięższa z naszych dotychczasowych interwencji. Nigdy, w całym swoim życiu zawodowym, nie widzieliśmy czegoś takiego" - napisali.
Grupa "Medycy na Granicy" opublikowała w środę na Facebooku wpis, w którym opisała sytuację związaną z przeprowadzoną przez siebie akcją w województwie podlaskim.
Lekarze i ratownicy z grupy "Medycy na Granicy" ruszyli na pomoc migrantom w lesie
"Po północy nasz zespół otrzymał od organizacji pomocowej zgłoszenie o dużej grupie osób potrzebujących pomocy. Poszkodowani przebywali w lasach od wielu dni. Na miejsce udali się Andrzej Dziędziel (kierowca-ratownik), Weronika Bujko-Kiersnowska (lekarka) i Piotr Kołodziejczyk (ratownik medyczny)" - czytamy.
Wyjaśniono, że "zgłoszenie dotyczyło grupy ponad 30 osób przebywających poza strefą stanu wyjątkowego". "Na miejsce pojechała też Anna Borkowska (lekarka), która miała zacząć swój dyżur o godz. 8, ale przebywała już w naszej bazie. Okazało się, że niemożliwe jest dotarcie do poszkodowanych żadnym pojazdem - musieliśmy zaparkować na końcu drogi i przedrzeć się do grupy nocą przez gęsty las razem z naszym sprzętem oraz pakietami pomocowymi. Nieśliśmy ze sobą około 35 litrów wody oraz kilka termosów z gorącą herbatą. Marsz po grząskim terenie, przez gęsto usiane przewalone drzewa trwał około 40 minut" - napisano dalej.
Kilkadziesiąt osób potrzebowało pomocy, w tym 16 dzieci
"Na miejscu zastaliśmy grupę 8 mężczyzn, 6 kobiet i 16 dzieci. Najmłodsze z nich miało około roku, było karmione piersią. Cała grupa była wychłodzona, bardzo głodna i spragniona" - napisała w swojej relacji w mediach społecznościowych grupa.
Dodano, że potrzebującym zostały przekazane żywność, woda i koce. "Jedna z kobiet była w drugim trymestrze ciąży. Jej stan bardzo nas niepokoił - dolegliwości, które zgłaszała, mogły świadczyć o poważnych powikłaniach położniczych. Po nakarmieniu, ogrzaniu i nawodnieniu jej stan się poprawił. Oceniliśmy też medycznie kilkoro dzieci oraz mężczyznę w podeszłym wieku, po amputacji części nogi, który wędrował przez las od wielu dni. Obejrzeliśmy kikut nogi, zaopatrzyliśmy go i przekazaliśmy odpowiednie leki przeciwbólowe" - czytamy dalej.
"Skonsultowaliśmy medycznie i podaliśmy odpowiednie leki kilku innym osobom, które cierpiały z powodu urazów, a także dolegliwości internistycznych i ginekologicznych" - przekazano. Medycy i ratownicy przekazali, że na miejscu pomagała im "jedna z członkiń grupy, która w swoim kraju pochodzenia pracowała jako pielęgniarka anestezjologiczna".
"Zostawiliśmy poszkodowanym bardzo duże ilości leków na ich choroby, a także żywność i wodę. Do grupy dotarli również członkowie organizacji pomocowych, którzy wraz z nami świadczyli pomoc humanitarną. Wszyscy nasi pacjenci kategorycznie odmówili przewiezienia do szpitala. Obawiali się bycia oddzielonymi od rodzin. Grupa była nam ogromnie wdzięczna za udzieloną pomoc. Na pożegnanie zostaliśmy wyściskani" - napisano.
"Cała akcja trwała około sześciu godzin"
"Wróciliśmy do bazy po 6 rano - cała akcja trwała około sześciu godzin. To była najcięższa z naszych dotychczasowych interwencji. Nigdy, w całym swoim życiu zawodowym, nie widzieliśmy czegoś takiego" - czytamy we wpisie grupy "Medycy na Granicy".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Facebook@medycynagranicy / tvn24.pl