Ten marsz może być punktem przełomowym, bo ludzie policzyli się, zobaczyli swoją siłę, uwierzyli, że mogą wygrać - mówił w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 Marek Migalski, komentując marsz 4 czerwca. Politolog odniósł się także do "lex Tusk". - To sytuacja, w której obóz władzy myśląc, że dobije opozycje, de facto zaszkodził samemu sobie, przy walnym udziale Andrzeja Dudy - zauważył.
Gościem Konrada Piaseckiego był w poniedziałek Marek Migalski, politolog, profesor Uniwersytetu Śląskiego i były europoseł, który komentował wczorajszy marsz 4 czerwca. - To jest nokaut. Myślę, że ta liczba uczestników jest zaskoczeniem zarówno dla PiS-u, co widzieliśmy w reakcjach, jak i dla organizatorów - stwierdził.
- Coś się dzieje. Ten sukces frekwencyjny jest zarówno skutkiem pewnej zmiany nastrojów, jak i być może przyczyną pogłębiania się tej zmiany. To i skutek i przyczyna. Skutek dlatego, że rzeczywiście coś się zmienia w nastrojach społecznych. To być może kwestia anty-Tusk, być może kwestia niepoważnej postawy Andrzeja Dudy, pogarszającej się sytuacji materialnej ludzi, a być może również znużenia czy brutalności obozu władzy, bezwstydu, który zapanował wśród liderów obozu władzy - sugerował.
Migalski stwierdził przy tym, że "zahamowanie wzrostu PiS-u może być kontynuowane". - Ten marsz może być punktem przełomowym, ponieważ ci ludzie, zwolennicy opozycji, policzyli się, zobaczyli swoją siłę. To było istotne, być może to był zamysł Donalda Tuska, żeby ludzie uwierzyli, że mogą wygrać. Więc w tym znaczeniu może mieć wpływ na przyszłość - zwrócił uwagę.
"To zadanie liderów opozycji, aby ten entuzjazm i to poczucie siły, sprawczości, mocy utrzymać"
Gość "Rozmowy Piaseckiego" pytany, czy ten entuzjazm utrzyma się do jesiennych wyborów parlamentarnych, odparł, że "na pewno w ciągu najbliższych czterech miesięcy zdarzy się wiele rzeczy, które przykują nasze emocje i odwrócą naszą uwagę od wyraźnego sukcesu opozycji z wczoraj". - Emocje mają to do siebie, że przypływają i odpływają. To zadanie liderów opozycji, aby ten entuzjazm i to poczucie siły, sprawczości, mocy utrzymać u swoich wyborców - zauważył.
- Natomiast to, że przez najbliższe cztery miesiące będziemy bombardowani innymi kwestiami, które będą absorbować naszą uwagę i emocję, to jest oczywiste - dodał.
Zdaniem politologa w niedzielnym marszu "udało się przekonać, że zwycięstwo jest możliwe". - Ja to ciągle podkreślam, że z ewolucyjnego punktu widzenia mamy tendencje do tego, żeby przyłączać się do silniejszych i to się politologicznie odbija. Ma to swoje znaczenie. Ludzie, którzy są nieprzekonani o swoim zwycięstwie, przegrywają. To jest potwierdzone w psychologicznych eksperymentach, że przekonanie o zwycięstwie zbliża do niego - tłumaczył.
Migalski: nastrój wyczekiwania zmiany, nastrój degeneracji obozu władzy może się utrzymać
Zdaniem Migalskiego "jeśli w najbliższych dniach sondaże pokażą, że wyborcy opozycji uwierzyli w zwycięstwo i zaczynają dawać temu wyraz, również w poparciu dla poszczególnych partii politycznych, to nastrój wyczekiwania zmiany, nastrój degeneracji obozu władzy może się utrzymać".
- Tu jest jeszcze jeden element: czy to będzie tylko przypływ do Platformy Obywatelskiej i czy ten przypływ nie będzie kosztem na przykład spadku notowań Trzeciej Drogi czy w mniejszym stopniu Lewicy? Tutaj jedyne niebezpieczeństwo, które widzę przed opozycją, to to, że ten marsz, ta euforia będzie skutkować poważnym zwiększeniem popularności Platformy Obywatelskiej, ale kosztem Trzeciej Drogi, która może zacząć obawiać się, czy próg ośmiu procent zostanie przez ową koalicję pokonany - zauważył.
Ocenił przy tym, że na wczorajszym marszu był "tylko jeden aktor główny, bohater tej opowieści", którym był Donald Tusk, a inne partie opozycyjne "zostały zmarginalizowane".
"Polityczne nunczako" prezydenta w sprawie "lex Tusk"
W tym kontekście Migalski komentował także uchwalone niedawno przepisy "lex Tusk", czyli ustawę o powołaniu komisji do spraw badania wpływów rosyjskich, oraz zapowiedzianą przez prezydenta - po kilku dniach od podpisania - nowelizację w tej sprawie. - Ja to nazwałem politycznym nunczako. To jak początkujący karateka chce pokazać swoje umiejętności z nunczako i najczęściej sam się uderza niż uderza przeciwnika i to jest ten przykład - stwierdził.
- To sytuacja, w której obóz władzy myśląc, że dobije opozycję, de facto zaszkodził samemu sobie, przy walnym udziale Andrzeja Dudy - dodał. - Bo do momentu, kiedy ta ustawa była tylko straszna, to można było jeszcze uważać, że część ludzi się przestraszy. Ale jak ona przestała być straszna, zaczęła być śmieszna. Po tańcu Andrzeja Dudy i po tym szpagacie, który nam zaprezentował, to zaczęło być i straszne, i śmieszne, a to jest najgorsze dla władzy, która udaje autorytarną i po części jest autorytarną - mówił politolog.
Przyznał, że gdyby miał doradzać Jarosławowi Kaczyńskiemu w tej sprawie, "to by nic nie powiedział". - Nie wiedziałbym, jak doradzić. Oni się tak zakałapućkali, tak się zaplątali prawą nogą przez lewe ramię, że z tego nie ma dobrego wyjścia - przypomniał.
- Jedno jest pewne: Andrzej Duda czegoś się wystraszył. Mógł się wystraszyć Amerykanów, mógł się wystraszyć tego, że de facto obóz władzy na tym bardzo mocno stracił, mógł się wystraszyć, że jego kariera międzynarodowa właściwie legła w gruzach, mógł się wystraszyć Trybunału Stanu, ale z jakiegoś powodu się wystraszył i napytał biedy obozowi władzy - powiedział Marek Migalski.
Migalski: Czarnek powinien być uznany jako persona non grata na każdej polskiej uczelni
Decyzję prezydenta w sprawie "lex Tusk" skrytykowało wielu profesorów prawa, prawników i konstytucjonalistów, którzy twierdzą, że podpisana przez niego ustawa łamie konstytucję. Do tej krytyki odniósł się szef MEiN Przemysław Czarnek, który mówił między innymi, że profesorowie "występują jawnie przeciwko prezydentowi" i jest to "rzecz, z którą będzie trzeba skończyć w następnej kadencji bezwzględnie". "To są chamskie postawy tak zwanych profesorów" - twierdził Czarnek.
Marek Migalski, pytany w "Rozmowie Piaseckiego" o takie zachowania szefa resortu edukacji i nauki, ocenił, że "minister Czarnek przekroczył czerwone linie". - Uważam, że powinien być uznany jako persona non grata na każdej polskiej uczelni. Jego słowa na temat środowiska naukowego i jego sposób myślenia, przypomina mi styl poruszania się knura w salonie z porcelaną. Tego nie da się połączyć z byciem zwierzchnikiem naukowców - oświadczył.
- Jestem porażony - dodał. Oczywiście damy sobie z tym radę, bo polska nauka przeżyje Czarnka - zaznaczył. Uczulał przy tym, że "będziemy pamiętać ten okres i będą się liczyć nasze postawy w tym okresie". - Uważam, że milczeć już nie wolno - ocenił Migalski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24