Ludzie wiedzieli o gwałtach. Mogli coś zrobić, zareagować na krzywdę dziecka. Nie zrobili nic, bronili księdza - mówił w programie "Superwizjer" w TVN24 Mariusz Milewski, który jako dziecko był ofiarą księdza pedofila. Po wielu latach jego oprawca został skazany na trzy lata więzienia.
Mariusz Milewski jako ośmioletni chłopiec chciał zostać księdzem. Ksiądz Jarosław P. znał jego sytuację i wiedział o trudnej sytuacji materialnej rodziny dziecka. W reportażu "Superwizjera" we wrześniu ubiegłego roku Milewski opowiedział o licznych sytuacjach, kiedy ksiądz go gwałcił i zakazywał mówić o tym komukolwiek.
Zniesiony "sekret papieski"
Po dziewięciu latach wykorzystywania, w listopadzie 2012 roku, Milewski opowiedział o wszystkim biskupowi toruńskiemu Andrzejowi Suskiemu, którego znał osobiście. Hierarcha nie zawiadomił wówczas prokuratury. Powołał sąd biskupi, ale w sprawie Milewski wystąpił tam nie jako ofiara, lecz jako "wspólnik w grzechu cudzołóstwa".
W sierpniu 2015 roku sąd biskupi uznał, że Jarosław P. jest niewinny, choć pół roku wcześniej prokuratura oskarżyła go o pedofilię. Ksiądz został uniewinniony, jak napisano w wyroku: "W imię Pańskie. Amen".
W kurii toruńskiej Mariuszowi wielokrotnie odmówiono prawa do przejrzenia kościelnych dokumentów, bo akta spraw o pedofilię objęte były tak zwanym sekretem papieskim, a decyzję o ich ujawnieniu może podjąć tylko Watykan. W tej sprawie, wyjątkowo, "sekretu papieskiego" nie udało się utrzymać i akta trafiły w końcu do sądu świeckiego. Sam "sekret papieski" został w grudniu ubiegłego roku zniesiony decyzją papieża Franciszka.
W 2019 roku Milewski doczekał się prawomocnego orzeczenia w sądzie powszechnym. Ksiądz Jarosław P. został uznany za winnego molestowania seksualnego i skazany na trzy lata więzienia.
"Mogli coś zrobić, zareagować na krzywdę dziecka. Nie zrobili nic"
W sobotę w TVN24 został wyemitowany reportaż "Superwizjera" TVN o sprawie księdza pedofila. Gościem programu był Mariusz Milewski.
Powiedział, że Kościół "to faktycznie było miejsce, w którym chciał być, bo czuł się potrzebny". - Teraz myślę, że zostałem z tego Kościoła brutalnie wyrzucony. Jestem niechciany w Kościele lokalnym, w społeczności w Ostrowitem i w diecezji toruńskiej. A myślę, że tam, gdzie kogoś nie chcą, to się po prostu do tego miejsca nie idzie - podkreślił.
Dodał, że "wiara może po części została, ale nie taka mocna, jak była wcześniej". - Jest bardzo, bardzo słaba - wyznał.
Zaznaczył, że nie została w nim także wiara w ludzi, którzy kłamali na jego temat, wiedzieli o gwałtach i ich nie zgłaszali. - Oni mogli coś zrobić, zareagować na krzywdę dziecka. Nie zrobili nic i do samego końca bronili księdza, a mnie na każdym etapie oczerniano - powiedział Milewski. Skarżył się, że "nikt tak po chrześcijańsku mu nie pomógł". - Nawet tak, żeby powiedział: walcz. Nikogo takiego nie było - mówił.
"Zarzucają mi kłamstwo. To, że chcę wyciągnąć pieniądze od Kościoła"
- Po wyroku sądu na początku myślałem, że jeżeli ludzie zobaczą, że ten ksiądz został skazany i siedzi w więzieniu, to może zaczną zmieniać podejście do mojej osoby, ale niestety... Zarzucają mi kłamstwo, to, że chcę wyciągnąć pieniądze od Kościoła. Nie patrzą na to, co mi się działo, jak ja to przeżywałem i z czym do tej pory muszę żyć, tylko patrzą na pieniądze. Nie ma na świecie sumy, która by zwróciła te stracone lata i zniszczoną psychikę - podkreślił Milewski.
Dodał, że niektórzy "nadal bronią księdza, chociaż materiał (reportaż - red.) opisuje sprawę krok po kroku". - I tak są ludzie, którzy wierzą księdzu, że był niewinny - zauwazył.
Milewski zaznaczył, że "dalej walczy o sprawiedliwość". - Ta sprawiedliwość księdza w pewnym sensie dosięgnęła, ale teraz walczę o zadośćuczynienie od kurii, która też dołożyła cierpień przez proces w sądzie biskupim - powiedział.
"Stało się to, o co od dawna prosiły ofiary"
Współautorka reportażu "Superwizjera" Maria Mikołajewska tłumaczyła, co zmieniło się w sprawach ofiar księży pedofilów po zniesieniu w grudniu "sekretu papieskiego".
- Zmieniło się przede wszystkim to, że dokumenty, do których z wielkim trudem, dziwnym zbiegiem okoliczności, dotarł Mariusz i dotarłyśmy my (tworząc reportaż - red.), teraz teoretycznie powinny być dostępne w każdym procesie karnym - mówiła dziennikarka.
Dodała, że "stało się to, o co od dawna prosiły ofiary". - Czyli żeby przynajmniej na etapie procesu przed sądem świeckim sąd albo prokuratura mogły wystąpić o te dokumenty i je otrzymać - wyjaśniła. - Tam często znajdują się dowody, które ciężko zdobyć nawet prokuraturze i organom ścigania - podkreśliła.
Źródło: Superwizjer TVN
Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN