Prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś wydał w środę oświadczenie, w którym odnosi się między innymi do ustaleń "Superwizjera" TVN. "Wszystkie moje nieruchomości nabyłem na podstawie aktów notarialnych w sposób uczciwy i zgodny z prawem, w tym kamienicę, która stała się powodem ataku na mnie" - podkreślił Banaś.
W środę na stronie internetowej Najwyższej Izby Kontroli opublikowano oświadczenie Mariana Banasia, w którym odniósł się on między innymi do ustaleń "Superwizjera" TVN.
Oświadczenie Banasia
"Wszystkie moje nieruchomości nabyłem na podstawie aktów notarialnych w sposób uczciwy i zgodny z prawem, w tym kamienicę, która stała się powodem ataku na mnie" - przekonuje w oświadczeniu prezes NIK. Przytacza historię nabycia kamienicy na mocy umowy dożywocia z Henrykiem Stachowskim, byłym żołnierzem AK.
Marian Banaś komentuje też sprawę dzierżawy krakowskiej kamienicy, w której - jak ustalił "Superwizjer" - działał hotel na godziny. Szef NIK twierdzi, że umowę dzierżawy kamienicy zawarł zgodnie z przepisami. Drugą stroną umowy - pisze - była osoba "nie wzbudzająca jakichkolwiek podejrzeń czy wątpliwości mogących sugerować, że nie powinienem zawierać przedmiotowej umowy dzierżawy".
Prezes NIK oświadcza dalej, że przekazał dzierżawcy numer telefonu na wypadek konieczności nagłego kontaktu. "Z oburzeniem przyjmuję fakt łączenia mojej osoby z człowiekiem przedstawianym w reportażu filmowym jako ojczyma dzierżawcy (tak w oryginale - red.) oraz braćmi tego mężczyzny, których nigdy nie spotkałem i nie znam. Nie miałem wpływu na to, komu dzierżawca kamienicy udostępnił numer mojego telefonu. Kiedy zorientowałem się, że rozmawiam z osobą niebędącą dzierżawcą przerwałem połączenie" - pisze Banaś.
Prezes NIK o sprzedaży kamienicy
Banaś pisze w oświadczeniu, że umowę dzierżawy zawarł z myślą o sprzedaży nieruchomości. Informuje, że w związku z objęciem funkcji wiceministra finansów 19 grudnia 2015 roku zawarł w formie aktu notarialnego przedwstępną warunkową umowę sprzedaży nieruchomości dotychczasowemu dzierżawcy.
Prezes NIK twierdzi, że dzierżawca zobowiązał się kupić nieruchomość najpóźniej do 30 września 2017 roku, jednak ze względu na nieotrzymanie kredytu bankowego w marcu 2018 roku zrezygnował z kupna. "Tym samym nie zgadzam się z zarzutami wskazującymi, że powyższa umowa miała charakter fikcyjny czy sprzeczny z obowiązującymi przepisami prawa" - dodaje prezes NIK.
Odnosząc się do zarzutów dotyczących oświadczeń majątkowych, Marian Banaś wyraża opinię, że z treści wzoru oświadczenia "nie można wyprowadzić wniosku", iż trzeba w nim uwzględnić "hipotekę umowną ustanowioną na nieruchomości, a zabezpieczającą cudzą wierzytelność, podczas, gdy dłużnikiem jest osoba trzecia".
Banaś: łączenie mnie z osobami podejrzanymi o przestępstwa jest manipulacją
Banaś odnosi się również do informacji, jakie ujawniła w zeszłym tygodniu "Rzeczpospolita". Dziennik napisał, że od dwóch lat toczy się śledztwo w sprawie wyłudzeń podatku VAT dokonywanych przez grupę przestępczą, którą mieli kierować wysocy urzędnicy Ministerstwa Finansów. Zarzuty usłyszeli między innymi współpracownicy Banasia z czasów, gdy zarządzał on resortem: Arkadiusz B., który był dyrektorem Krajowej Szkoły Skarbowości, czyli "kuźni kadr Krajowej Administracji Skarbowej", i Krzysztof B., wicedyrektor Departamentu Kontroli Celnej, Podatkowej i Kontroli Gier w Ministerstwie Finansów.
Banaś pisze: "Łączenie mnie z działalnością osób podejrzanych o popełnienie przestępstw karno-skarbowych, a zatrudnionych wcześniej w resorcie finansów, jest manipulacją i nadużyciem". "W chwili, w której dotarły do mnie jako Szefa Krajowej Administracji Skarbowej informacje o potencjalnych nieprawidłowościach dotyczących osób pracujących w strukturach Ministerstwa Finansów, natychmiast podjąłem decyzję o ich odwołaniu z zajmowanych stanowisk i rozwiązaniu z nimi stosunków pracy" - zaznacza prezes NIK. Dodaje, że nastąpiło to na kilka miesięcy przed opisywanymi w artykule zatrzymaniami.
Hotel na godziny
W wyemitowanym 21 września reportażu dziennikarz "Superwizjera" Bertold Kittel przyjrzał się kamienicy w krakowskim Podgórzu, którą do oświadczeń majątkowych wpisywał prezes Najwyższej Izby Kontroli. Dziennikarz trafił na prowadzony tam hotel na godziny i spotkał przestępcę skazanego prawomocnym wyrokiem. Odbył on w obecności reportera rozmowę telefoniczną, twierdząc, że rozmawia z Banasiem. Po publikacji reportażu prezes NIK przyznał, że rzeczywiście odebrał ten telefon i tłumaczył, że wynajął kamienicę synowi tego mężczyzny.
W ostatnim upublicznionym oświadczeniu majątkowym Banaś zadeklarował, że z wynajmu dwóch mieszkań i 400-metrowej kamienicy w 2018 roku zarobił nieco ponad 65 tysięcy złotych. To oznacza średni miesięczny dochód w wysokości 5475 złotych.
To niska kwota, bo za wynajem samej kamienicy w takiej krakowskiej lokalizacji, według lokalnych biur nieruchomości, mógłby uzyskać co najmniej trzy razy więcej, około 15 tysięcy złotych miesięcznie.
W rozmowie z państwową telewizją Banaś przekonywał, że "niższa cena (najmu - red.) wzięła się stąd, że ta kamienica miała być kupiona na podstawie umowy przedwstępnej i w finale, przy rozliczeniu, ta cena miała być wyrównana".
Po emisji reportażu Banaś udał się na bezpłatny urlop, z którego powrócił 17 października.
Kontrola CBA i wyjaśnienia Banasia
Od 16 kwietnia Centralne Biuro Antykorupcyjne prowadziło kontrolę oświadczeń majątkowych Banasia. Zakończyło ją 16 października. Postępowanie objęło dokumenty złożone w latach 2015-2019, gdy był on kolejno wiceministrem i ministrem finansów, a potem prezesem NIK.
Banaś w siedmiodniowym terminie skierował wyjaśnienia do zastrzeżeń zawartych w protokole CBA. Jak ustalił portal tvn24.pl, uwagi prezesa NIK do raportu dotarły już do Biura. Liczą kilkanaście stron.
Autor: ads//rzw / Źródło: tvn24