Dzięki ustawie o dostępie do informacji publicznej możemy poznać, na co idą nasze pieniądze, jak państwo je wydatkuje, ile zarabiają politycy i osoby publiczne. Teraz pierwsza prezes Sądu Najwyższego chce tę transparentność ukrócić. Protestują organizacje pozarządowe. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Pierwsza prezes Sadu Najwyższego chce, by Trybunał Konstytucyjny za niekonstytucyjną uznał część ustawy, która umożliwia obywatelom uzyskanie informacji na temat działalności instytucji czy urzędów. Sformułowania ze słowem "publiczne" jej zdaniem są niejasne i pozwalają obywatelom dowiedzieć się zbyt dużo, nawet jeśli chodzi o instytucje utrzymywane z ich podatków.
To walka o pełną kontrolę nad przekazem - tak o wniosku do Trybunału Konstytucyjnego mówią organizacje pozarządowe. Sami tym apelem walczą o jawność i transparentność. Krzysztof Izdebski z Fundacji ePaństwo uważa, że jeśli pismo, które pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska skierowała do Trybunału Konstytucyjnego zostanie rozpatrzone pozytywnie, "wywróci to do góry nogami system informacji publicznej".
"Formułowane wnioski dotyczące osób wymienianych z imienia i nazwiska"
Pod apelem podpisało się kilkadziesiąt organizacji pozarządowych. Wspólnie uznają, że "wiedza o tym, kto z imienia i nazwiska odpowiada za określone decyzje, to warunek sine qua non rozliczalności i odpowiedzialności władzy na każdym szczeblu", a sam "wniosek uderza w fundamenty ustawy zawierającej procedury realizacji prawa do informacji".
Dlatego proszą pierwszą prezes Sądu Najwyższego o wycofanie go. Szanse na to są raczej niewielkie. Rzecznik Sądu Najwyższego Aleksander Stępkowski przyznaje, że apel organizacji pozarządowych robi "niewielkie" wrażenie. Grzegorz Makowski z Fundacji im. Stefana Batorego przypomina, że wcześniejsza pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf występowała z podobnym wnioskiem, ale po sprzeciwie organizacji wycofała się z niego.
- Są formułowane wnioski dotyczące osób wymienianych z imienia i nazwiska – zwraca uwagę Aleksander Stępkowski. - Chodzi nam nie o osoby pełniące funkcje publiczne, ale na przykład osoby zatrudnione w sekretariatach – wyjaśnia. Czyli zdaniem kierownictwa Sądu Najwyższego moglibyśmy się dowiedzieć, ile zarabia szef Narodowego Banku Polskiego, ale te - ujawnione kiedyś przez media - zarobki dyrektor banku i szefowej jego gabinetu być może pozostałyby tajemnicą.
Ograniczany dostęp do informacji publicznej
Nie wiadomo, jak bardzo, jeśli to tego dojdzie, Trybunał Konstytucyjny ograniczy dostęp do informacji - ale wiadomo, że ustawa w obecnym kształcie gwarantuje nam wgląd do pensji polityków i na dużym, i na małym szczeblu. Gdyby nie ona, nie dowiedzielibyśmy się też o nagrodach, jakie przyznawali sobie ministrowie.
Kwoty za respiratory od handlarza bronią czy maseczek bez atestów mogłyby nadal pozostać tajemnicą. Podobnie jak astronomicznie wydatki Polskiej Fundacji Narodowej. To na podstawie tej ustawy rządzący musieli ujawnić listy poparcia do Krajowej Rady Sądownictwa, które pokazały skalę powiązań sędziów z ministrem sprawiedliwości.
- Tak naprawdę ten dostęp jest ograniczany niezależnie, czego dotyczy pytanie. Instytucje publiczne zaczęły się powoływać na to, że one do czasu aż zapadnie rozstrzygniecie, nie będą udzielać informacji – zwraca uwagę Filip Pazderski z Instytutu Spraw Publicznych.
Wniosek więc nawet nierozpatrzony, a częściowo już działa. Trybunał nie wyznaczył zaś dotąd daty, kiedy zajmie się tą sprawą.
Dawid Rydzek
Źródło: TVN24