Ze szczepień przeciw covidovi zrobiła się sprawa polityczna, choć jak długo szczepionka pozostawała w sferze marzeń, to problem był czysto medyczny. Kiedy szczepionka została wyprodukowana, zaczęła przysparzać problemów politycznych.
Na przykład Andrzej Duda. Dopóki groźba szczepionki wydawała się odległa, prezydent mógł z pewną miną komunikować, że w życiu się nie szczepił i teraz też się nie zaszczepi. Z wynalezieniem szczepionki sprawa się skomplikowała. Pomińmy kłopotliwe niemiecko-turecko-imigranckie pochodzenie preparatu. Gorzej, że może okazać się skuteczna, a wtedy co? Głupio się nie szczepić. Szczególnie, że spadła na nas niespodzianie druga fala epidemii i władza zmieniła - używając współczesnej nowomowy - narrację: od propagandy sukcesu przeszła płynnie do propagandy strachu. Szczepmy się. Inaczej wszyscy skończymy na cmentarzu. Trochę późno to przyszło, trzeba było się bać od początku, bo było się czego bać, ale do tego, żeby mówić narodowi prawdę, trzeba być Churchillem, nie Prezesem. A i Churchillowi nie uszło to na sucho. Wprawdzie wygrał wojnę, ale przegrał wybory.
Po wielu wahaniach nasza władza zdecydowała, że problemem numer jeden, z którym trzeba się uporać, jest jednak epidemia. Nie strajk kobiet, nie wojna Ziobry z Gowinem, nie bitwa z Brukselą o suwerenność, ale epidemia. I żeby ją stłumić, zaryzykowała kilka niepopularnych kroków. Na przykład zamknięcie hoteli i unieruchomienie wyciągów narciarskich w czasie świąt albo rzecz zupełnie niespotykana w naszym rozbawionym kraju: odwołanie sylwestra w trosce o zdrowie Polek i Polaków. Zamiast tego zaproponowano Narodowy Program Szczepień, billboardy i rywalizację, kto się gorliwiej zaszczepi. Moimi faworytami stali się natychmiast marszałkowie Grodzki i Karczewski. Obaj z Senatu i obaj lekarze. Zaszczepili się ponadpartyjnie, dla naszego dobra. Polityka popsuła jednak atmosferę upragnionego pojednania. Leszek Miller i Krystyna Janda zaszczepili się poza kolejką.
Muszę przyznać, że przewidywałem coś takiego. Uderzmy się w pierś: chyba każdy kombinował, jak by tu się zaszczepić na własną rękę. Mnie też spotkała taka propozycja. Oczywiście nie tak luksusowa, jak Jandę i Millera, bo nie z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, tylko ze Strykowa. Zadzwoniła znajoma, osoba energiczna i troskliwa i zakomunikowała mi, że bez czekania do 15 stycznia mogę zostać zaszczepiony w szpitalu w Strykowie, bo tam zostało im kilka szczepionek. Tyle że trzeba się spieszyć i być na miejscu przed drugą.
Dzwoniła w czwartek, czyli w sylwestra, o 12.30. Z lenistwa nie pojechałem, ale przypomniał mi się dowcip o obywatelu Związku Radzieckiego, który marzy, jak to będzie pięknie w jego kraju, kiedy w następnej pięciolatce każdy obywatel stanie się posiadaczem awionetki. A po co ci awionetka? - pyta marzyciela żona. - Jak to po co? Dzwonią do mnie na przykład, że w Czelabińsku rzucili do sklepów towar. Wsiadam w awionetkę i jestem pierwszy w ogonku po śledzie.
Nie mam awionetki, nie pojechałem do Strykowa, lenistwo uchroniło mnie od kompromitacji. Ale Janda i Miller, a także parę innych osób energicznych skorzystało natychmiast z okazji i się zaszczepiło, nie czekając do 15 stycznia. I choć jest to noworoczny prezent dla Kaczyńskiego, który może pokazać, jak dalece elity są egoistyczne, przekupne i nieczułe na potrzeby narodu, i choć telewizja Kurskiego uderzyła w ton moralnego oburzenia, to według mnie z całej awantury wynika pewien pożytek: może się ona okazać dla rządzących niewygodna. Bo może zmusić władzę, aby wbrew przyzwyczajeniom zachowała się przykładnie.
Pokusa, żeby zaszczepić się poza kolejką, jest ogromna. Billboardy i wiadomość, że Cezary Pazura został ambasadorem akcji "#Szczepimysię", nie wszystkim jednak wystarczą. Ale po tym smutnym zdarzeniu będzie trudniej tworzyć dla zasłużonych towarzyszy punkty szczepień za żółtymi firankami. Nie mam natomiast żadnych wątpliwości, że czarny rynek szczepień powstanie. Podjęte zostaną także starania, aby zastosować i zmodyfikować twórczo, na potrzeby pandemii, osiągnięcie epoki późnego Gierka: ideę mięsnych sklepów komercyjnych. I kto wie, może pojawi się pomysł komercyjnych punktów szczepień. Tak jest, biorę to wszystko pod uwagę i mam mimo to nadzieję, że senator Piotrowski zastanowi się dwa razy, zanim zaszczepi się poza kolejką. Chyba że, jako człowiek nie ciemię bity, już dawno sobie to załatwił.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24