W weekend na torach kolejowych niedaleko Życzyna w rejonie stacji Mika na Mazowszu i w Puławach w województwie lubelskim doszło do aktów dywersji. Premier Donald Tusk potwierdził w poniedziałek, że koło stacji Mika doszło do eksplozji ładunku wybuchowego.
Kto mógł podłożyć bombę?
W "Faktach po Faktach" TVN24 płk rez. Maciej Matysiak, ekspert Fundacji STRATPOINTS, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, ocenił, że aktu dywersji w okolicy Miki prawdopodobnie nie dokonała przypadkowa osoba zwerbowana przez internet.
- Nie sądzę, aby tego konkretnego aktu dokonał ktoś, kto nie miał w ogóle do czynienia z materiałami wybuchowymi, albo nie był do tego chociaż trochę przygotowany. Jestem też instruktorem saperskim, i miałem do czynienia z materiałami wybuchowymi, więc nie uważam, aby to zrobił tak zwany agent jednorazowy, ktokolwiek zwerbowany przez sieć, bez jakiegokolwiek przeszkolenia. Uważam to za mało prawdopodobne - podkreślił ekspert.
Pułkownik Matysiak stwierdził też, że ktokolwiek zlecił ten czyn, musiał się liczyć z tym, że może dojść do tragedii. - Bo przy użyciu materiałów wybuchowych, przy takiej ingerencji w sieć komunikacyjną kolejową, nie da się być pewnym, że do tych ofiar nie dojdzie - mówił.
"Zleceniodawca, czyli Rosjanie"
W rozmowie płk Matysiak powiedział, że zleceniodawcami musieli być Rosjanie. - Bo jeżeli nie oni, to kto? - mówił.
- To jest trochę taka gra w durnia, jak w 2014 roku Putina, że rosyjscy żołnierze to nie byli rosyjscy żołnierze, tylko zielone ludziki przebrane w rosyjskie mundury, które można kupić w sklepie - powiedział gość programu, nawiązując do "zielonych ludzików", którzy zajmowali Półwysep Krymski po tym, jak wskutek protestów z Ukrainy uciekł prorosyjski prezydent Wiktor Janukowycz.
Jak wyjaśnił ekspert Fundacji STRATPOINTS, takich materiałów wybuchowych, jakich użyto na Mazowszu, nie kupuje się w sklepie. - Raczej nie wykonuje się ich z domowych materiałów. Można wykonać koktajl Mołotowa i podpalić Marywilską, ale nie wysadzić szynę kolejową, tor kolejowy. Ponadto trzeba do tego co najmniej podstawowych umiejętności, czyli jakiegoś treningu - wymieniał.
Maciej Matysiak w programie przypomniał o sprawie rosyjskiego małżeństwa, które zostało przez polskie służby oskarżone o szpiegostwo. Igor R. w lipcu 2024 roku miał uczestniczyć w nadaniu i zleceniu odbioru przewożonej przez firmę kurierską paczki z materiałem wybuchowym - nitrogliceryną.
Co mogą zrobić zwykli obywatele?
W rozmowie z pułkownikiem Matysiakiem została też poruszona kwestia tego, co mogą zrobić zwykli obywatele w związku z zagrożeniem aktami dywersji i sabotażu.
Ekspert wyjaśnił, że należy zwracać uwagę na rzeczy odbiegające od normy. - Na przykład aktywność osób. Pojawianie się osób nieznanych, robienie przez nich zdjęć, rozmieszczanie jakichś rzeczy, pojawiające się pojazdy, które nie pojawiały się wcześniej - mówił gość programu. Takie spostrzeżenia należy zgłosić na policję.
- Nie lekceważmy takich sytuacji. Jeżeli słyszeliśmy eksplozję - tak, zawiadommy. Nie ma informacji, które są mało istotne - podkreślił płk Matysiak.
Zdaniem byłego szefa SKW akty dywersji i sabotażu służą temu, żeby kwestionować udzielanie pomocy Ukrainie w wojnie z Rosją, ale ich sprawcy mogą zostać złapani, nawet jeśli są wyszkolonymi agentami.
Autorka/Autor: fil/tr
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP