Roman Giertych zapowiadał, że w razie porażki LPR, zrezygnuje z funkcji prezesa Ligi. - Wyniki wyborów trzeba zadedykować premierowi. Sam tego chciał - skomentował zaś szef klubu LPR Szymon Pawłowski po ogłoszeniu sondaży.
W sztabie Ligi Prawicy Rzeczpospolitej panował smutek. Podobnie jak Samoobrona, LPR nie przekroczyła progu wyborczego. Według wstępnych wyników PBS DGA z godz. 23.59 otrzymała 1,5 proc. głosów.
Przed wyjściem z siedziby Ligi Giertych mówił, że on nie popierał wyborów. - Niech się martwią ci, którzy je zrobili. Mieli wszystko, a pewnie za moment będą mieli nic. Powinni się zastanowić, czy warto było atakować koalicjantów i prowadzić do wyborów - podkreślił.
Pytany o koalicję z PiS, lider LPR powiedział, że jej nie żałuje. Jak argumentował, pełnienie funkcji ministra edukacji to był dla niego "wspaniały okres". - Okres, w którym udało mi się trochę zmienić polską rzeczywistość - zaznaczył. Giertych zapowiedział, że jeżeli nie będzie w parlamencie, wróci do zawodu adwokata.
"Premier sam jest sobie winien, że traci władzę" - Jeśli wyniki się potwierdzą, damy sobie radę w życiu pozaparlamentarnym i bez finansowania budżetowego - zadeklarował Pawłowski. Jak dodał, LPR trwa nadal i działa. - Będziemy pokazywać te rzeczy, które nie podobają nam się w polityce parlamentarnej i będziemy się starali robić to, co robiliśmy w Sejmie - podkreślił.
Jego zdaniem, przyspieszone wybory to efekt decyzji Jarosława Kaczyńskiego i z tego punktu widzenia premier - jak uważa Pawłowski - sam jest sobie winien, że traci władzę. - Kampania była skumulowana wokół dwóch partii, które toczyły ze sobą walkę. Pozostałe komitety nie bardzo miały szansę się przebić - mówił polityk LPR.
Pawłowski był jednym z nielicznych polityków Ligi, którzy pozostali w siedzibie partii do ogłoszenia sondażowych wyników. Wcześniej jedynie na chwilę pojawił szef LPR Roman Giertych.
Źródło: TVN24, PAP