- Donald Trump przyjeżdża do Polski dlatego, że ma problemy z Rosją. Wygłosi deklarację, że będzie chronił Europę Środkową, że Rosja popełnia błędy - prognozował Kazimierz Marcinkiewicz w "Faktach po Faktach". - Gdyby tak było, to Donald Trump mógłby wygłosić antyrosyjskie przemówienie w Pradze, w Bratysławie, gdziekolwiek - polemizował z nim Leszek Miller. - Jeżeli chodzi o Rosję, to Trump powtórzy to, co zawsze się przy tego typu okazjach mówi - ocenił.
W środę około godziny 22.00 w Warszawie wyląduje Donald Trump. W czwartek wygłosi długo oczekiwane przemówienie na placu Krasińskich. Co powie? Nad tym zastanawiali się goście "Faktów po Faktach", byli premierzy Leszek Miller i Kazimierz Marcinkiewicz.
"Obie strony pieką smakowitą pieczeń"
- Chyba nic nieoczekiwanego nie będzie miało miejsca - powiedział Miller. - Ta wizyta jest głównie z powodów wizerunkowych. Donald Trump, który ma kłopoty wewnętrzne i zewnętrzne w Ameryce, pragnie, żeby kolejna wizyta w Europie była wizytą uśmiechniętych, życzliwych ludzi. Żeby te obrazki zobaczyła Ameryka. Jednym słowem, żeby Trump i jego współpracownicy powiedzieli: zobaczcie, naszego prezydenta otacza wspaniała atmosfera - stwierdził.
- Taką samą potrzebę ma obóz rządzący, który będzie mógł mówić, że Polska nie jest przez nikogo izolowana. Że gościła światowego polityka numer jeden. Obie strony pieką smakowitą pieczeń, którą będą się karmić jeszcze długo - dodał były premier.
"On nie mógł wybrać lepiej"
- Ja na to inaczej patrzę. Donald Trump przyjeżdża, żeby wygłosić "deklarację warszawską" i przyjeżdża dlatego, że ma problemy z Rosją - zaznaczył Kazimierz Marcinkiewicz.
- Ma problemy wizerunkowe, problemy utraty zaufania w Stanach Zjednoczonych. On ma problemy z doradcami, już jeden odszedł. To są dziś jego główne problemy wewnętrzne. On wybrał fajne rozwiązanie PR-owe. Przyjeżdża do miejsca, które jest antyrosyjskie - z założenia jest takie. Wygłosi deklarację, że będzie chronił Europę Środkową, że Rosja popełnia błędy, na placu, gdzie jest pomnik Powstania Warszawskiego. On nie mógł wybrać lepiej. Żadna deklaracja z innego miasta nie zabrzmi tak dobrze, tak silnie, jak z Warszawy - powiedział Marcinkiewicz.
"Mógłby wygłosić antyrosyjskie przemówienie gdziekolwiek"
- Nie podzielam tego poglądu. Gdyby tak było, to Donald Trump mógłby wygłosić antyrosyjskie przemówienie w Pradze, w Bratysławie, gdziekolwiek - ripostował Miller.
- Jeżeli chodzi o Rosję, to Trump powtórzy to, co zawsze się przy tego typu okazjach mówi. Gdyby Donald Trump chciał wygłosić historyczne przemówienie, doprowadzić do sytuacji, w której Warszawa rzeczywiście byłaby na ustach całego świata, to tutaj właśnie w Warszawie wygłosiłby kilka propozycji dotyczących zmniejszenia napięcia. Przedstawiłby jakiś plan zmniejszenia wyścigu zbrojeń, zaakcentowałby potrzebę działań pokojowych. Ale on nie wyjdzie poza schemat - stwierdził.
Marcinkiewicz przekonywał, że przemówienie Trumpa będzie jednak wystąpieniem o znaczeniu globalnym. - Wczoraj byłem w ambasadzie i rzeczywiście rozmowy z wieloma Amerykanami świadczyły o tym, że oni znają treść wystąpienia. Podkreślają, że będzie to bardzo ważne przemówienie. Nie dla Polski, ale w ogóle dla Europy i świata. Ale jak próbowałem dociec, o czym będzie, oni powiedzieli, że z Trumpem się tak nie da, że jak będzie zadowolony, będzie ładna pogoda, to on może coś dodać, coś ująć. On jest nieprzewidywalny i to mówili jego doradcy - podkreślił Marcinkiewicz.
"Wszyscy dotychczasowi prezydenci amerykańscy spotykali się z polskimi premierami"
Byli premierzy odnieśli się też do kwestii braku zaplanowanego spotkania Beaty Szydło z Donaldem Trumpem.
- Jest jedna kwestia, której niestety nie ma w agendzie, a byłaby bardzo ważna. Nie ma tam spotkania z prezes Rady Ministrów, co jest dla mnie czymś niezwykłym - powiedział Leszek Miller. Podkreślił, że on, będąc szefem polskiego rządu, spotykał się z amerykańskim prezydentem.
- Z prezydentem Bushem spotykałem się czterokrotnie. Dwa razy w Gabinecie Owalnym w Białym Domu i dwa razy w Polsce, z czego raz. gdy nie byłem premierem, tylko szefem SLD. Jeśli chodzi o władzę, to odpowiednikiem amerykańskiego prezydenta jest polska premier. Polski prezydent to jest władza ceremonialna - zaznaczył. - Wszyscy dotychczasowi prezydenci amerykańscy spotykali się z polskimi premierami - dodał.
Kazimierz Marcinkiewicz zauważył, że "pani premier nie bierze udziału czynnego w zjeździe PiS-u, nie bierze czynnego udziału w wizycie prezydenta Stanów Zjednoczonych". - W jednym i drugim są sami mężczyźni. Oni kobietom pokazują, jakie jest ich miejsce. Do poważnych spraw, ważnych spotkań, wysyła się mężczyzn. Kobieta ma siedzieć z tyłu i nic nie robić. To jest naprawdę fatalne - ocenił.
- Jednym dziwactwem jest to, że nie ma spotkania z premier Szydło, ale jest drugie dziwactwo. Na Placu Krasińskich polski prezydent nie występuje. Dlaczego? Przecież zawsze polski prezydent witał, występował, potem wchodził Amerykanin i mówił swoje - dodał Miller.
ZOBACZ CAŁY PROGRAM "FAKTY PO FAKTACH":
Autor: bpm/bgr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24