Kampanię "Bezpieczne Leczenie" zainaugurują w piątek przed Sejmem lekarze z Porozumienia Rezydentów, OZZL oraz członkowie Porozumienia Chirurgów "Skalpel" i Międzynarodowego Stowarzyszenia Studentów IFMSA - Poland. Domagają się wdrożenia w Polsce systemu "no fault" gwarantującego odszkodowania ofiarom zdarzeń niepożądanych oraz ochronę lekarzy. - W tym systemie skupiamy się na pacjencie, a nie na tym kto zawinił - tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl założenia propozycji prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski. Medycy chcą także utworzenia rejestru zdarzeń niepożądanych.
"Czy wiesz, że aktualnie jedyną drogą otrzymania rekompensaty w przypadku niepożądanego zdarzenia medycznego jest droga sądowa? Takie procesy trwają wiele lat, związane są z licznymi wezwaniami do składania wyjaśnień, a często ich wyniki nie są satysfakcjonujące ani nie przyczyniają się do poprawy diagnostyki, leczenia czy eliminacji błędów" - piszą organizatorzy wydarzenia w mediach społecznościowych, na profilu Porozumienia Rezydentów.
Młodzi medycy chcą to zmienić, wprowadzając w Polsce system "no fault", który gwarantuje pacjentom wypłatę odszkodowań za błędy medyczne bez konieczności znalezienia winnego błędu i w konsekwencji bez wieloletnich procesów sądowych, a lekarzom - brak sankcji karnych w przypadku, gdy błąd nie jest wynikiem ich złej woli czy zaniedbania.
Odszkodowania dla pacjentów
O systemie "no fault" członkowie Porozumienia Rezydentów, Porozumienia Chirurgów "Skalpel", Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy i Międzynarodowego Stowarzyszenia Studentów IFMSA - Poland mówić będą w ramach akcji "Bezpieczne leczenie", którą zainaugurują w piątek o godzinie 11 na skrzyżowaniu ulic Matejki i Wiejskiej pod Sejmem.
- "Bezpieczne Leczenie" to akcja edukacyjna. Zanim siądziemy do stołu z ustawą, chcemy powiedzieć: "Słuchajcie, jest problem, który w sposób bezpośredni dotyczy pacjentów i lekarzy". Zależy nam na tym, by przybliżyć pacjentom założenia systemu "no fault", systemu odszkodowań bez orzekania o winie, "patient safety", czyli bezpieczeństwa pacjenta i podejścia "just culture", czyli równego traktowania pracowników systemu ochrony zdrowia - wyjaśnia w rozmowie z tvn24.pl Sebastian Goncerz, lekarz stażysta, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów.
Medycy: dziś trudno uczyć się na błędach
Goncerz dodaje, że w aktualnym systemie prawnym długoletnie procesy odszkodowawcze nie są korzystne ani dla pacjentów, ani dla lekarzy i zarządów placówek medycznych. - Jeśli proces trwa od trzech do sześciu lat, a postępowanie wszczyna się rok po wystąpieniu zdarzenia niepożądanego, to trudno wyciągnąć wnioski, choćby dlatego, że w ciągu tego roku mógł zmienić się personel. Przez ten rok tracimy informacje i dane, które mogłyby uratować życie i poprawić efekty leczenia - wyjaśnia.
- Problem jest niezwykle złożony, dlatego widzimy potrzebę edukacji pacjenta - dodaje.
Medycy tłumaczą, że zgodnie ze statystykami z Europy Zachodniej i USA zdarzenia niepożądane stanowią nawet kilkanaście procent wszystkich interwencji medycznych. - W systemie "no fault" nie szukamy kozła ofiarnego. Nie chodzi w nim o to, by na siłę znaleźć winnego tam, gdzie nie ma niczyjej winy, a o to, by szukać przyczyny, by wyeliminować ją na przyszłość - tłumaczy Goncerz. - W medycynie wiele zdarzeń nie jest zależne od medyków. Jest różnica między kimś, kto celowo powoduje u pacjenta uszczerbek na zdrowiu, a kimś, kto popełnia błąd z przemęczenia, bo w szpitalu spędza drugą dobę w zastępstwie za nieobecnych kolegów. Dziś obaj podlegają takiej samej odpowiedzialności karnej - mówi wiceszef Porozumienia Rezydentów.
Brak sankcji tylko dla niewinnych
W systemie no fault brak sankcji karnych dotyczyć ma tylko tych medyków, którzy nie są winni rażącego zaniedbania. Rażące zaniedbanie to na przykład pozostawienia nożyczek w brzuchu pacjenta, ponieważ podczas każdej operacji pielęgniarki instrumentariuszki nie tylko sprawdzają, czy zgadza się liczba wszystkich narzędzi chirurgicznych. Liczą także, czy nie brakuje najmniejszego wacika użytego w trakcie zabiegu.
Przykładowo, sankcji unikałby także chirurg, który operowałby zgodnie ze sztuką, ale nie mógł przewidzieć, że sprzęt, jakim się posługiwał, był nieodpowiednio serwisowany.
- W tym systemie skupiamy się na pacjencie, a nie na tym kto zawinił - tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl prezes Naczelnej Rady Lekarskiej Łukasz Jankowski. - W przypadku zdarzenia niepożądanego na pierwszym miejscu musi być pacjent i błyskawiczne zadośćuczynienie i ewentualna rehabilitacja. Stąd szybki system odszkodowań - zaznacza. - Natomiast niepożądane zdarzenie medyczne każdorazowo powinno być analizowane tak, żeby lekarze mogli uczyć się na błędach - swoich i innych - i nie popełniać ich w przyszłości - dodaje.
Wzór rozwiązań ze Skandynawii i krajów zachodnich
Ważnym elementem systemu miałby być obowiązkowy dla każdego podmiotu leczniczego rejestr zdarzeń niepożądanych, który pozwoliłby na analizę i omówienie problemu tak, by nie powtórzył się on w przyszłości. Zdarzenie można by zgłaszać anonimowo.
Lekarze podkreślają, że projekt rozwiązań nie jest jeszcze gotowy, a przygotowując je, będą opierali się na systemach funkcjonujących już w innych krajach, na przykład w Skandynawii czy na zachodzie Europy.
Kampania informacyjna ma potrwać co najmniej kilka miesięcy. Medycy chcą walczyć do skutku i przypominają, że Naczelna Izba Lekarska ze stowarzyszeniami lekarskimi pracują nad projektem ustawy, który przewiduje stworzenie między innymi systemu rejestracji zdarzeń niepożądanych oraz funduszu kompensacyjnego dla pacjentów.
- To symptomatyczne, że już młodzi lekarze, już na początku kariery, widzą, jak ważne kultura i bezpieczeństwa leczenia, których nie ma w naszym kraju. Myślę, że dla polityków to również cenna lekcja. Często powtarzają, że budują kraj dla przyszłych pokoleń, a przyszłe pokolenie lekarzy jasno pokazują, co dla niego ważne - komentuje prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Źródło: tvn24.pl