Z jednego ze szpitali otrzymaliśmy informację, że są dwie pielęgniarki na 80 chorych - przekazała w "Faktach po Faktach" Iwona Borchulska z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych. Jarosław Gucwa, wicedyrektor szpitala w Bochni, opowiadał, że "w tej chwili ma na SOR-ze dwie zaintubowane osoby, dla których nie ma w województwie miejsc". Goście programu opowiadali o tych kłopotach, odnosząc je do doniesień na temat warunków, w jakich działa tymczasowy szpital w Warszawie na Stadionie Narodowym.
Dziennikarz Paweł Reszka, szef działu krajowego "Polityki", zamieścił na Facebooku wpis, w którym opisał zapis swej rozmowy z jednym z lekarzy, który pracuje w szpitalu tymczasowym na Stadionie Narodowym. Lekarz opowiada o dobrych warunkach swojego zakwaterowania, małej liczbie pacjentów przy dużej liczbie medyków oraz o dużej liczbie drogiego sprzętu. "Chciałem panu o tym opowiedzieć, bo mi wstyd, że w tym uczestniczę" - zacytował lekarza Reszka.
"Są dwie pielęgniarki na 80 chorych"
Odnosząc się do tych doniesień, goście niedzielnych "Faktów po Faktach" opowiadali o kłopotach kadrowych i sprzętowych, z jakimi zmagają się inne placówki. Iwona Borchulska z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, pielęgniarka z dwudziestoletnim stażem w zakresie anestezjologii i intensywnej opieki, powiedziała, że z jednego ze szpitali na Śląsku otrzymała informację, iż "są dwie pielęgniarki na 80 chorych".
Borchulska przyznała, że po wpisie Reszki "zaraz się uruchomiły telefony". - I już na Śląsku koleżanki, które pracują na OIOM-ach zastanawiają się, czy jak w przyszłości pan wojewoda otworzy (Międzynarodowe) Centrum Kongresowe (ma tam działać szpital tymczasowy - red.), to czy dobrze zgłosić akces, żeby iść pracować tam za podwójną stawkę, zamiast w realiach obecnie funkcjonujących OIOM-ów, gdzie pielęgniarki pracują w bardzo ciężkich warunkach, są przemęczone, wyczerpane - skomentowała.
- Niestety, nie możemy doczekać się ogłoszenia ustawy, która miała osobom walczącym z COVID-em zwiększyć wynagrodzenia o dwieście procent - dodała. Nawiązała do podpisanej przez prezydenta, a nieopublikowanej jeszcze w Dzienniku Ustaw tak zwanej ustawy covidowej.
Szpitale tymczasowe to "dobry pomysł", ale "one muszą działać"
Jarosław Gucwa, lekarz i wicedyrektor szpitala powiatowego w małopolskiej Bochni, komentując w TVN24 relację Reszki, ocenił, że to dla niego "niepojęte". - Może jestem z innej bajki, innych czasów. Przede wszystkim wydaje mi się, że taka decyzja jak w Warszawie, gdzie mają gotowy i pusty szpital, który można uruchomić z pełną infrastrukturą, a wybiera się kulawe rozwiązania, to nieporozumienie jest tu najłagodniejszym określeniem - powiedział.
Wicedyrektor zwrócił uwagę, że polskie szpitale "zawsze funkcjonowały w realiach krótkiej kołdry, gdzie zawsze na coś brakowało". Podkreślił, że w jego placówce połowa miejsc została przekazana dla zakażonych na COVID-19. - Nie ma żywcem gdzie leczyć innych przypadków. A te inne przypadki nie poszły sobie grzecznie do domu, nie siedzą i nie czekają na lepsze czasy - powiedział.
- W tej chwili mam na SOR-ze dwie zaintubowane osoby, dla których nie ma w województwie miejsc. Mam szereg osób, które czekają na łóżka internistyczne, czy te z niewydolnością nerek, które czekają na dializy. Dla nich też nie ma miejsc - wymieniał. Mówił dalej, że w efekcie przekształcenia oddziałów szpitalnych w covidowe, "naturalną koleją rzeczy zabrakło miejsc do leczenia przypadków, które były i są". - Ci chorzy są w tej chwili o wiele bardziej schorowani, bo boją się przyjść do szpitala - powiedział. - Kiedyś śpiączkę cukrzycową leczyłem raz na cztery, pięć miesięcy. Teraz nie ma tygodnia, żeby nie trafiał do mnie człowiek w śpiączce z powodu źle prowadzonej czy nierozpoznanej cukrzycy - przyznał.
Gucwa ocenił, że szpitale tymczasowe to dobry pomysł, "żeby odciążyć inne szpitale". - Tylko one muszą działać - zaznaczył. - To nie może być tak, że było więcej konferencji na temat szpitala Narodowego niż pacjentów w szpitalu - przyznał.
Czy testy przesiewowe to dobry plan?
W trzech województwach (Podkarpacie, Małopolska i Śląsk) mają zostać przeprowadzone badania przesiewowe w kierunku wykrycia osób, które były zakażone koronawirusem SARS-CoV-2. Goście "Faktów po Faktach" odnieśli się do tych planów.
Jarosław Gucwa ocenił, że to dobry pomysł. - W tej chwili, jeżeli chodzi o badania, które robimy chociażby u nas w szpitalu, mamy regularnie w granicach 50 procent dodatnich przypadków. A testujemy tylko osoby, które się zgłaszają. Oznacza to, że gdyby robić więcej tych badań, to proporcjonalnie więcej byłoby również dodatnich przypadków - ocenił.
Dopytywany o to, na jakim etapie epidemii jesteśmy przyznał, że "to wróżenie z fusów". - Przy takim współczynniku dodatnich testów po prostu nie wiemy, ile tych pacjentów jest. Na pewno jest ich mnóstwo - ocenił.
Iwona Borchulska podzieliła zdanie Gucwy co do słuszności testów przesiewowych. - W końcu wyjaśni się, ile tak naprawdę jest osób zakażonych lub tych, którzy przeszli chorobę bezobjawowo - stwierdziła. Poruszyła przy tym temat badania pracowników ochrony zdrowia. - Niestety testuje się tylko osoby, które mają objawy, a pracowników, którzy mają styczność z chorymi, nie testuje się, bo, powiem brutalnie, nie ma kto pracować - przyznała. - Te też są potencjalni ci, którzy ewentualnie mogliby być dodatni w testowaniu - mówiła.
Źródło: TVN24