Afera solna pokazała jak na dłoni braki i luki w systemie kontroli żywności w Polsce. Receptą ma być stworzenie nowego centralnego urzędu, który miałby dbać o bezpieczeństwo i jakość tego, co jemy. Dziś zajmuje się tym aż siedem instytucji, co momentami może prowadzić do chaosu. Nie ma jednak pewności, że powstanie jednego urzędu usprawni kontrolę tego, co trafia na nasze talerze.
Za bezpieczeństwo i jakość żywności w Polsce odpowiada aż siedem instytucji. Najważniejsze inspekcje to Główny Inspektorat Sanitarny, który kontroluje bezpieczeństwo żywności pochodzenia niezwierzęcego na etapie produkcji oraz wszystkich produktów na sklepowych półkach. Z kolei Główny Inspektorat Weterynarii odpowiedzialny jest za żywność pochodzenia zwierzęcego, ale tylko na etapie produkcji. Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych kontroluje jakość żywności u producenta. Za to Inspekcja Handlowa dba o jakość żywności w obrocie detalicznym.
- Moim zdaniem to powinno być pod jednym parasolem. Wtedy nie byłoby żadnych problemów z jakimiś kompetencjami, nachodzeniem na siebie różnej tematyki, bo to dzisiaj tworzy pewien chaos - twierdzi prof. Krzysztof Krygier z Wydziału Nauk o Żywności SGGW.
Chaos kompetencyjny i administracyjny
Sprawy zaczynają się komplikować już u podstaw funkcjonowania powyższych inspekcji. Jak się okazuje, działania każdej z tych instytucji regulowane są odrębnymi ustawami, które bardzo często posiadają odmienne, bądź wykluczające się przepisy. Jak sygnalizuje dr Paweł Wojciechowski z zakładu prawa rolnego UW, "może okazać się, że nieco inaczej zakreślony jest zakres kompetencji inspekcji w ustawie o bezpieczeństwie żywności i żywienia, a nieco inaczej w ustawie jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych".
Moim zdaniem to powinno być pod jednym parasolem. Wtedy nie byłoby żadnych problemów z jakimiś kompetencjami, nachodzeniem na siebie różnej tematyki, bo to dzisiaj tworzy pewien chaos prof. Krzysztof Krygier z Wydziału Nauk o Żywności SGGW
Chaos jest również w zakresie nadzoru administracyjnego. Na przykład Sanepid na szczeblu wojewódzkim podlega wojewodom, ale powiatowy oddział inspekcji odpowiada już przed starostą. Może to powodować różne interpretacje przepisów, również unijnych, przez różne placówki. Potwierdzają to reprezentanci polskich producentów i handlu. - Brak jasnych procedur, a przynajmniej brak współpracy z poszczególnymi instytucjami, które za to odpowiadają, spowodowało to, co mamy dzisiaj na rynku - podkreślił Waldemar Nowakowski, prezes Polskiej Izby Handlu.
"Tylko zmiana szyldu"
Jak się okazuje, plany stworzenia jednolitego urzędu, kontrolującego żywność nie są nowe. Połączenie tych instytucji w jedną inspekcję zapowiedział już w 2006 roku ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz. Ten pomysł nie spodobał się jednak Sanepidowi i weterynarzom, którzy w tym czasie domagali się podwyżek. Od planów ujednolicenia odstąpił rok później nowy minister rolnictwa Marek Sawicki, który dziś o tych planach mówi nieco odważniej. - Myślę, że tak, jak w wielu państwach europejskich również i w Polsce powinniśmy taką inspekcję stworzyć, która będzie rzeczywiście dbała o poszczególne etapy wytwarzania żywności i o handel tymi produktami - przekonuje teraz.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24