Na sumę nawet 626 tys. zł. mogła oszukać wrocławską firmę Polbus jej księgowa. Gdy nieprawidłowości zaczęły wychodzić na jaw, kobieta zniknęła. Firma przechodziła właśnie proces prywatyzacji. - Kwoty nie są tak znaczne, by mogły zagrozić przedsiębiorstwu. Pani została zwolniona dyscyplinarnie - stwierdza Ryszard Żarski, kierownik obsługi dworca należącego do Polbusu.
Jak dowiaduje się TVN24 księgowa prawdopodobnie prowadziła podwójną księgowość. Miała pobierać gotówkę z kasy konduktorskiej (od kilku do kilkunastu tysięcy złotych), wystawiając dokumenty księgowe. Potem jednak nie zapisywała tych operacji w dokumentacji spółki. Istnieje również podejrzenie, że kobieta co najmniej raz podrobiła podpis radcy prawnego Polbusu.
Co z prywatyzacją?
Zanim przekręt wyszedł na jaw przedsiębiorstwo przechodziło prywatyzację. Według informacji "Gazety Wyborczej" proces wstrzymano. Potwierdza to Bogusław Ziobrowski, jeden z udziałowców spółki i zarazem były szef Solidarności w Polbusie. Z kolei według Ryszarda Żarskiego, kierownika dworca przy ul. Suchej należącego do Polbusu, który wypowiedział się dla TVN24, afera nie wstrzymała prywatyzacji.
Ziobrowski informuje też, że komornik zajął konto firmy, bo spółka nie płaciła zobowiązań wobec ZUS i Urzędu Skarbowego. Urzędnik miał też zająć hipotekę warsztatów przy ul. Kościerzyńskiej we Wrocławiu.
- Gdy te nieprawidłowości zaczęły wypływać, księgowa poprosiła o dwa dni urlopu. Potem wysłała maila, w którym złożyła prośbę o natychmiastowe rozwiązanie umowy o pracę. Następnie zniknęła. Nie ma z nią kontaktu - mówi udziałowiec Polbusu.
Sprawą zajęła się już prokuratura i ministerstwo skarbu. Biegli liczą ile pieniędzy dokładnie zniknęło z kasy wrocławskiej firmy.
Źródło: TVN24, Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24