"Krzyki, wyzwiska, strzały z kałasznikowa". Greenpeace opisuje akcję rosyjskich służb

Działacze zostali aresztowani
Działacze zostali aresztowani
Źródło: Superwizjer TVN
- To były sceny jak z filmu. Funkcjonariusze przylecieli helikopterem i zjechali na linach. Wszystkich ludzi wyciągnięto na pokład – mówi w wywiadzie dla "Superwizjera" TVN jeden z działaczy Greenpeace, który opisuje kulisy akcji rosyjskich służb wobec aktywistów tej organizacji. W połowie września z pokładu statku "Arctic Sunrise" pływającego pod banderą Holandii członkowie Greenpeace – w tym Polak Tomasz Dziemianczuk - usiłowali dostać się na platformę "Prirazłomnaja" należącą do Gazpromu. Aresztowanych aktywistów oskarżono najpierw o piractwo, a potem o chuligaństwo. Grozi im do 7 lat łagru.

Członkowie Greenpeace twierdzą, że miał to być pokojowy protest polegający na rozwieszeniu na platformie transparentu nawołującego do powstrzymania wierceń w Arktyce przez takie koncerny jak Gazprom czy Shell.

"Strzały z kałasznikowa"

Jacek Winiarski, jeden z działaczy Greenpeace opowiada, że dwóch aktywistów podpłynęło pontonem pod platformę. Gdy próbowali na nią wejść, wówczas pojawiła się straż przybrzeżna Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB).

- Natychmiast w sposób niezwykle agresywny ściągnięto ich z tej platformy - mówi Winiarski. - Były krzyki, wyzwiska, strzały z kałasznikowa w powietrze i w wodę - dodaje.

Jak twierdzi, jedna z działaczek, która wisiała na linie już w drodze na platformę, była obijana o burtę.

- Funkcjonariusze złapali linę i mimo, że dziewczyna krzyczała, że schodzi na dół, uderzali tą liną o burtę - opowiada.

"Sceny ja z filmu"

Jak dodaje Winiarski, właśnie tego dnia zatrzymano dwójkę młodych aktywistów - chłopaka i dziewczynę. Reszta odpłynęła na statek. Następnego dnia komandosi weszli na pokład "Arctic Sunrise".

- To były sceny ja z filmu. Przylecieli funkcjonariusze helikopterem, zjechali na linach, wszystkich ludzi wyciągnięto na pokład. Dwaj koledzy, którzy uciekli i zabarykadowali się w pokoju radiooperatora jeszcze przez godzinę nadawali na Twitterze i od nich wiemy, co się działo na pokładzie. Pisali - "widzieliśmy naszych kolegów klęczących na pokładzie z karabinami przyłożonymi do głów" - mówi Jacek Winiarski.

Areszt dla 30 aktywistów

Statek, którym przypłynęli aktywiści został odholowany do Murmańska. Sąd rejonowy w tym mieście nakazał aresztowanie na dwa miesiące - do 24 listopada - wszystkich 30 członków załogi, w tym 26 cudzoziemców pochodzących z 18 krajów.

Wśród nich jest także Polak, 37-letni Tomasz Dziemianczuk, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego. Początkowo Komitet Śledczy postawił im zarzut piractwa, za co groziło im od 10 do 15 lat pozbawienia wolności w kolonii karnej.

23 października Komitet Śledczy zakomunikował, że zmienił oskarżonym kwalifikację czynu z "piractwa" na "chuligaństwo". Zmiana ta oznacza złagodzenie zarzutów - "chuligaństwo" jest zagrożone karą do 7 lat łagru.

"Postępowałem zgodnie z sumieniem"

Tomasz Dziemianczuk podkreśla, że biorąc udział w akcji, postępował zgodnie ze swoim sumieniem.

- Sumienie nakazuje mi dbać o przyrodę dla przyszłych pokoleń, niezależnie czy to są miejsca w Polsce, czy w każdym innym kraju na ziemi - powiedział przed rosyjskim sądem, już po zatrzymaniu.

- Jeśli wymaga to pójścia do więzienia, to ja się na to zgadzam, tylko uważam, że jest to decyzja czysto polityczna i niewspółmierna do działań, które zostały dokonane przy platformie - dodał.

Zatrzymani aktywiści mają bardzo ograniczone formy kontaktu z krewnymi. Dwa razy w tygodniu otrzymują paczki od kolegów z organizacji.

Rosja zezwoliła na spotkanie

Żona Tomasza Dziemianczuka otrzymała zgodę na widzenie i poleciała do Murmańska, gdzie Polak przebywa. Prawdopodobnie spotka się z mężem środę.

W rozmowie z "Superwizjerem" TVN, podkreśla, że pierwsze informacje o tym, że Greenpeace planuje akcję na platformie wiertniczej, pojawiły się w czerwcu. Jak mówi, trzeba było spełniać pewne warunki.

- Ważna była znajomość języka rosyjskiego, umiejętności związane ze wspinaczką. Później sprawa trochę ucichła. Ostatecznie pod koniec sierpnia stwierdził, że będzie jechał - wspomina Natalia Bajorek-Dziemianczuk.

Greenpeace od dwóch lat prowadzi kampanię na rzecz ochrony Arktyki. Ekolodzy chcą, by ONZ wprowadził w Arktyce całkowity zakaz wydobycia bogactw naturalnych i połowów.

Autor: mn, db//tka / Źródło: Superwizjer TVN

Czytaj także: