Kilka "kliknięć" na czacie zmieniło życie Jolanty z Opola w koszmar. Do domu 41-letniej kobiety wtargnął młody mężczyzna, groził śmiercią jej i jej dzieciom, a potem z nimi "zamieszkał". Gehenna trwała trzy dni. Zakończyła ją akcja antyterrorystów. Pani Jolanta ciągle jednak nie może dojść do siebie. Nadal się boi.
Kobieta od półtora miesiąca znała Adriana S. z internetu.
- Poznałam go na czacie. Kliknął do mnie. Powiedział, że jestem w jego typie i będzie się mnie tak długo czepiał, aż zgodzę się z nim żyć... A jak nie, to on przyjedzie i zabije siebie i mnie - opowiada Jolanta.
Kobieta początkowo zbagatelizowała groźby mężczyzny, ale kolejne wiadomości były coraz bardziej konkretne.
Nieproszony gość
- Ja wiem, gdzie ty mieszkasz, tak do mnie pisał. Podał mi moje nazwisko, gdzie siedzę - wspomina kobieta. - Pewnego dnia, około 19, usłyszałam dzwonek do drzwi. Otwieram. Wpada. Trzyma pistolet. Rozpłakałam się. Powiedział: "zrób tylko jeden głupi ruch, a złapie któreś twoje dziecko i nożem zabiję - relacjonuje roztrzęsionym głosem Jolanta.
Pewnego dnia, około 19, usłyszałam dzwonek do drzwi. Otwieram. Wpada. Trzyma pistolet. Rozpłakałam się. Powiedział: "zrób tylko jeden głupi ruch, a złapie któreś twoje dziecko i nożem zabiję Pewnego dnia, około 19, usłyszałam dzwonek do drzwi. Otwieram. Wpada. Trzyma pistolet. Rozpłakałam się. Powiedział: "zrób tylko jeden głupi ruch, a złapie któreś twoje dziecko i nożem zabiję
Z ustaleń policji wynika, że do mieszkania wtargnął 24-letni mieszkaniec Lublina Adrian S. Mąż pani Jolanty przebywał w tym czasie w pracy za granicą. Kobieta prawdopodobnie nie widziała Adriana S. nigdy wcześniej i nigdy go nie zapraszała.
Domowe więzienie
Mężczyzna wtargnął do domu i od razu się „rozgościł”. Mimo próśb kobiety, Adrian S. nie zamierzał opuszczać mieszkania. Zagroził jej, że jeśli spróbuje zawiadomić policję, to zakończy się to strzelaniną.
- Musiałam udawać, że wszystko jest w porządku. On podchodził, całował mnie po głowie, dotykał tam gdzie nie trzeba... - z trudem opowiada o tragicznych wydarzeniach kobieta.
Adrian S. zabronił jej i dzieciom opuszczania budynku bez jego zgody, grożąc przy tym przedmiotem przypominającym pistolet. Gdy poszedł spać, kobieta przeszukała jego rzeczy. Znalazła wśród nich nóż oraz pistolet, który jak się później okazało był straszakiem. Przerażona starała się nie wchodzić mu w drogę.
Wykorzystała nieuwagę
Po trzech dniach kobietę odwiedziła matka. Córka opowiedziała, w jakiej znalazła się sytuacji.
- Powiedziałam matce, żeby zawiadomiła policję. Prosiłam, żeby nikt nie był umundurowany, żeby on się nie zorientował - relacjonuje pani Jolanta. Matka natychmiast zawiadomiła policję. Ta podjęła decyzję o wykorzystaniu funkcjonariuszy z sekcji antyterrorystycznej, którzy interweniowali jeszcze tego samego dnia. Pani Jolanta wyszła z dziećmi do ogródka. Adrian S. obserwował ją przez okno.
- Na zewnątrz zauważyłam, jak policja zaczyna objeżdżać dom. Potem kazano nam się schować za garażem na okrzyk "policja!". Wtedy go złapali - opowiada Jolanta.
"Motywy nie są jednoznaczne"
Mężczyzna został zatrzymany 21 lutego.
- Tym, jak dokładnie przebiegała znajomość, policja jeszcze się zajmie. Motywy bowiem nie są jasne - powiedział Jarosław Dryszcz z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu. Adrian S. stanął już przed sądem. Teraz spędzi trzy miesiące w areszcie. Za groźby oraz pozbawienie wolności osób wbrew ich woli, grozi mu kara nawet do 12 lat więzienia.
Pani Jolanta nadal się jednak boi.
- Ciągle wydaje mi się, że on ucieknie... Albo, że stoi koło drzwi... Wszędzie go widzię... - mówi z płaczem kobieta.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24