"Nie powinno się nikomu - czy to medykom, czy niemedykom - zamykać ust"

"Uważam, że nie wolno, nie powinno się nikomu zamykać ust"
"Nie powinno się usuwać osoby, która sygnalizuje jakąś nieprawidłowość"

Uważam, że nie wolno, nie powinno się nikomu - czy to medykom, czy niemedykom - zamykać ust. To jest łamanie przede wszystkim prawa konstytucyjnego, mojej wolności słowa - mówi w rozmowie z reporterem TVN24 Marcinem Gutowskim położna Renata Piżanowska, która w połowie marca została zwolniona z pracy po swoim wpisie na Facebooku. Sygnalizowała wówczas brak odpowiednich środków ochrony osobistej w szpitalu, w którym pracowała.

OGLĄDAJ TVN24 W TVN24 GO>>>

KORONAWIRUS - NAJWAŻNIEJSZE INFORMACJE. RAPORT TVN24.PL >>>

- Zaczęło się od opublikowania postu na Facebooku. Na swoim własnym koncie opublikowałam trzy fotografie. Były to zdjęcia maseczek, które sama zrobiłam oraz zdjęcie rąk po licznej dezynfekcji płynem - mówi w rozmowie z reporterem TVN24 Marcinem Gutowskim położna Renata Piżanowska. Jak zwraca uwagę, wpis zawierał pewnego rodzaju bezpośredni apel do prezydenta Andrzeja Dudy. "Panie prezydencie Andrzej Duda nie mamy wszystkiego jak widać. Nie mam podstawowego zabezpieczenia, który ma mnie czy pacjentkę chronić" - czytamy w poście.

- Byłam zdziwiona, kiedy dwa dni później dyrektor wezwał mnie na przysłowiowy dywanik i wręczył mi wypowiedzenie w trybie natychmiastowym, tak zwana dyscyplinarka, powołując się na to, że ciężko naruszyłam obowiązki pracownicze poprzez umieszczenie tego postu na Facebooku - relacjonuje.

ZOBACZ CAŁĄ ROZMOWĘ Z RENATĄ PIŻANOWSKĄ W TVN24 GO >>>

Tłumaczy, że "na razie jest w takim zawieszeniu". - Będę musiała poszukać innej pracy związanej ze szpitalem, chociaż mocno się zastanawiam, czy chcę wracać do pracy w szpitalu. Widząc, co się dzieje teraz, jaki panuje chaos wszędzie w służbie zdrowia, w szpitalach, cały czas słyszymy, że w całej Polsce brakuje podstawowych środków zabezpieczających nas, pacjentów, mocno się zastanawiam - dodaje.

"Czuję się odsunięta"

Zaznacza, że cała sytuacja ma jeszcze drugie oblicze. - Jestem położną. Nigdy nie chciałabym uciekać ze statku, który tonie. To nie jest tak. Muszę pozostać do samego końca. Muszę pozostać z pacjentkami, dzieciakami - one mnie potrzebują - wyjaśnia. I dodaje, że w jej szpitalu były tylko dwie osoby: pielęgniarka i ona - położna, z tytułem magistra położnictwa, specjalizacją neonatologiczną.

- Czuję się odsunięta. Cały czas śledzę wydarzenia, czuję, że mi tego brak. Nie jestem nauczona siedzieć bezczynnie. To jest totalna bezczynność. Chociaż tłumaczę sobie to, że jestem na urlopie i czekam, co wydarzy się po nim - oceniła.

"Powiedział prawdę, został za to zwolniony"

Położna wyraziła oburzenie tym, że personel medyczny jest zwalniany po tym, jak zwraca uwagę na nieprawidłowości w szpitalach. - W normalnych warunkach, gdyby nie było pandemii, to menedżer czy dyrektor placówki, powinien usiąść i zastanowić się nad tym, czy dana osoba, która to sygnalizuje, nie ma racji. Czy faktycznie nie zaznacza jakiegoś problemu. A jak możemy cokolwiek zmienić, jakość, poprawić konkurencyjność, jeżeli nie mamy sygnału, że cokolwiek się dzieje? - pyta położna.

- Kolega ratownik, który ośmielił się powiedzieć wszem i wobec, że nie mamy środków ochrony osobistej i że czekając na wyniki testu, nadal zajmują się pacjentami, powiedział prawdę, został za to zwolniony - mówi w rozmowie z Gutowskim lekarz, chcący pozostać anonimowym. Ratownik medyczny, przy zachowaniu anonimowości, opowiada, że "zastraszano nas bardzo mocno".

Zdaniem Piżanowskiej, sytuacja wygląda tak, jakby "nikt nie chciał, żeby pokazywać to, że mamy jakieś problemy". - Uważam, że nie wolno, nie powinno się nikomu - czy to medykom, czy niemedykom - zamykać ust. To jest łamanie przede wszystkim prawa konstytucyjnego, mojej wolności słowa - podkreśla.

"Uważam, że nie wolno, nie powinno się nikomu zamykać ust"
Zwolniona położna: "To jest łamanie przede wszystkim prawa konstytucyjnego, mojej wolności słowa"

"Medycyna uczy pokory"

Głos w sprawie Piżanowskiej zabrał minister zdrowia Łukasz Szumowski. - Zareagowali gwałtownie. Na pewno nie powinna być zwalniana z pracy - powiedział minister.

- Byłam zszokowana, bo to był pierwszy polityk z Prawa i Sprawiedliwości, który publicznie wypowiedział się w mojej obronie - wyznała Piżanowska.

- Sugerowano mi też, że rozpoczynam karierę polityczną albo usiłuję na koronawirusie zrobić z siebie celebrytkę. Oczywiście jest to dla mnie totalny absurd. Nigdy nie bawiłam się w politykę, jestem zupełnie apolityczna. Zaczęto mną ciągnąć na wszystkie strony - relacjonuje.

Piżanowska zaznacza, że po słowach Szumowskiego nikt z nią bezpośredni się nie skontaktował. - Ale ze strony ministerstwa poszły pisma do rady powiatu o wyjaśnienie danej sytuacji. Były stanowiska Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych. Poszło to wszystko do rady powiatu. Jak pan dyrektor będzie chciał rozmawiać, zawsze jestem otwarta na rozmowy - oświadcza Piżanowska.

- Medycyna uczy pokory. My, medycy, wiemy, że umiemy przegrywać - bo niejednokrotnie przegraliśmy walkę o życie ludzkie. To niejednokrotnie się zdarza, ale umiemy też wygrywać - mówi Renata Piżanowska.

ZOBACZ CAŁY REPORTAŻ MARCINA GUTOWSKIEGO W TVN24 GO >>>

Czytaj także: