W ubiegłym tygodniu pobrano wymazy od ponad 136 tysięcy osób, które dziś miały wrócić do pracy w szkołach. To nauczyciele i pracownicy podstawówek, które zostały właśnie otwarte dla dzieci w edukacji wczesnoszkolnej. Choć niektórzy mieli test już tydzień temu, rząd nie zamierza testować nauczycieli ponownie. - Wyniki pokazują, że skala zakażeń jest dość mała - twierdzi rzecznik resortu zdrowia.
Akcja testowania nauczycieli na obecność koronawirusa rozpoczęła się 11 stycznia i trwała przez cały drugi tydzień ferii zimowych. Wcześniej Ministerstwo Zdrowia informowało, że chęć przeprowadzenia testu zadeklarowało około 165 tysięcy osób - to nauczyciele wczesnoszkolni i pracownicy szkolnej administracji. Miał być to element przygotowań do powrotu do szkół najmłodszych uczniów, którzy dziś rozpoczęli zajęcia stacjonarnie.
Z danych przekazanych dziś przez Ministerstwo Edukacji i Nauki wynika, że ostatecznie w testach wzięło udział około 136 tysięcy osób, wyniki otrzymało już około 134 tysięcy osób. - Pozytywny test na obecność koronawirusa dotyczył 2591 osób to jest 2 procent wszystkich wyników badań - poinformowała Anna Ostrowska, rzeczniczka MEiN.
Najchętniej badaniu poddawali się nauczyciele i pracownicy niepedagogiczni w województwach: warmińsko-mazurskim i pomorskim (87 proc.), podkarpackim (85 proc.) i zachodniopomorskim (83 proc.). Najmniej chętnie zgłaszały się osoby z województw: opolskiego (71 proc.) i podlaskiego (72 proc.).
Co dziś są warte testy z ubiegłego tygodnia?
Badania były dobrowolne i bezpłatne. Mogli się na nie zgłosić się nie tylko nauczyciele, ale również pracownicy szkoły, to jest: obsługa administracyjna, kierownictwo szkoły, personel sekretariatu, personel pomocniczy, odpowiedzialny za funkcjonowanie techniczne szkoły, sprzątający, a także wykonujący bieżące prace naprawcze na terenie szkoły.
Badania można było zrobić w 600 punktach wymazowych na terenie całego kraju, akcję wspomagało 130 zespołów Wojsk Obrony Terytorialnej.
Testy spotkały się z krytyką m.in. związków zawodowych. - Nauczyciel przetestowany w ubiegły poniedziałek za tydzień może być już chory, nie wiemy, czy wraca do pracy zdrowy - mówi Sławomir Broniarz, w rozmowie z tvn24.pl. I dodaje: - Cały czas apelowaliśmy o testy, ale takie, które byłyby przeprowadzane regularnie - zwracał uwagę szef Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Czy testy będą powtarzane?
W piątek minister Przemysław Czarnek podkreślał, że testy miały sprawić, że powrót do szkół będzie bezpieczniejszy. Nie wykluczał też, że w przyszłości taka akcja będzie powtarzana. - Teraz ta bramka, czyli to dodatkowe testowanie, została przewidziana dla tych, którzy wracają do szkoły po przerwie. Rozmawiamy z Ministerstwem Zdrowia i Głównym Inspektorem Sanitarnym o powtarzaniu takiego testowania za jakiś czas i może wtedy obejmie też inne grupy nauczycieli – wskazał minister edukacji. Testów domagają się m.in. nauczyciele przedszkolni, którzy od maja pracują w reżimie sanitarnym.
O możliwości testowania kolejnych grup mówił w poniedziałek rzecznik prasowy resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz. - Będziemy chcieli przeprowadzić testy nauczycieli na obecność koronawirusa, jeśli zapadłaby decyzja o uruchamianiu kolejnych klas i ich powrocie do szkół - poinformował. Zaznaczył jednak, że żadne dodatkowe testy nauczycieli, którzy już je przeszli, nie są planowane.
Według Andrusiewicza nauczyciele mogą być traktowani jako grupa przesiewowa, która wykazała, że epidemia jest w Polsce na bardzo niskim poziomie. - To pokazuje, że skala zakażeń jest dość mała - powiedział rzecznik resortu zdrowia.
Źródło: tvn24.pl