Przyjedziemy po pacjenta, jak doktor znajdzie dla niego miejsce w szpitalu - warunkują służby ratownicze w Skarżysku Kamiennej. To lekarz POZ ma wskazać, do którego szpitala ma karetka pacjenta wieźć, bo pogotowie nie wie. Teoretycznie w takich sytuacjach pomagać mają koordynatorzy. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Zdesperowani lekarze pierwszego kontaktu ze Skarżyska Kamiennej już nie wiedzą, gdzie szukać ratunku. Od kilku dni to jest ich codzienność. - Uzgodnienie miejsca dla takiego pacjenta to jest ładnych kilka godzin – zwraca uwagę lekarka Podstawowej Opieki Zdrowotnej ze Skarżyska Kamiennej, która chce pozostać anonimowa.
Ma kontakt z wieloma pacjentami z podejrzeniem zakażenia. Opowiada nam, co się dzieje, kiedy uzna, że pacjent pilnie potrzebuje transportu do szpitala. - W momencie kiedy zgłaszamy transport do szpitala i wydajemy skierowanie do szpitala, spotykamy się z odmową transportu – mówi.
Karetka po chorego nie przyjedzie, chyba że lekarz spełni jeden warunek – sam uzgodni miejsce dla chorego. Sformułowanie "uzgodnić miejsce" oznacza, że to lekarz POZ kiedy uzna, że pacjent jest w tak złym stanie, że musi go zabrać karetka, sam ma obdzwonić szpitale i sam ma szukać dla tego pacjenta miejsca. - W takiej sytuacji ja odkładam kilkadziesiąt innych porad, które mam w ciągu dnia, innych osób z objawami, które nie są jeszcze zdiagnozowane i oni wszyscy muszą poczekać – podkreśla lekarka.
"Karetka jechała do kilku szpitali. W każdym odmawiano przyjęcia"
Mówimy tu o pacjentach, którzy zdaniem lekarzy wymagają pomocy szpitala. - Często się zdarza, że wysyłanie tych pacjentów do szpitala jest zupełnie niepotrzebne – informuje Renata Solnica z Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego. - My prosimy, żeby lekarz który teoretycznie zbadał pacjenta, wie co mu dolega, prowadzi go, zadzwonił do lekarza oddziału zakaźnego i zapytał, czy taki pacjent się kwalifikuje do szpitala – dodaje.
- Mieliśmy pacjenta, którego lekarka badała w przychodni. Pacjent ma wykonane zdjęcie klatki piersiowej i mamy potwierdzone, że to jest stan wymagający leczenia szpitalnego i tak samo ten problem jest, że musiała uzgodnić pacjentowi miejsce – zwraca uwagę lekarka ze Skarżyska Kamiennej.
Lekarka zwraca uwagę, że nawet jeżeli trafi już do karetki, "to są pacjenci z zagrożeniem bezpośrednim życia", to często zdarza się, że godzinami krąży od szpitala do szpitala. Dzieje się tak niemal w każdym województwie. - Szukamy miejsca dla takiego pacjenta, jeżdżąc po całym województwie. Były sytuacje, że karetka jechała do kilku szpitali i w każdym szpitalu odmawiano przyjęcia i pacjent wracał do domu – mówi Renata Solnica.
Lekarzom i załogom karetek mieli pomagać koordynatorzy. Powinni być w każdym województwie. To koordynator powinien wiedzieć o wszystkich wolnych łóżkach w szpitalach, to on powinien wymóc na szpitalu przyjęcie pacjenta. - Nie tyle rozdysponowuje karetki, które mają gdzieś jechać po pacjenta i zawieźć go w odpowiednie miejsce, co wypowiada się w sytuacjach trudnych medycznie – twierdzi rzeczniczka prezydenta Poznania Joanna Żabierek.
O rozmowę z koordynatorami i możliwość pokazania ich pracy dziennikarze "Polski i Świata" zapytali sześcioro wojewodów - żaden się nie zgodził. - Musi być jeden decydent, a reszta się może odwoływać, ale po tym, kiedy to wykona – wskazuje Leszek Kliś, dyrektor Szpitala im. Orłowskiego w Warszawie. Lekarze i resort zdrowia zapewniają jednak, że mimo trudności żaden pacjent nie zostanie bez pomocy.
Źródło: TVN24