W trakcie epidemii rząd ułatwił sobie dostęp do danych o nas wszystkich, danych między innymi od operatorów komórkowych - a jednocześnie utrudnił obywatelom dostęp do informacji publicznych. Te dane to też klucz do naszej prywatności - czy złożymy ją na ołtarzu walki z wirusem? Materiał reporterów programu "Czarno na białym".
Współczesny świat technologii daje ogromne możliwości, a dzięki kilku zdaniom w nowo powstałej ustawie państwo te możliwości może wykorzystać. Kwarantanna domowa może okazać się cennym źródłem informacji. Były zastępca szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Paweł Białek mówi, że "jest to sprawa bardzo niebezpieczna, która wymaga szczegółowego przemyślenia".
Tak zwana ustawa Covidowa, która weszła w życie 18 kwietnia, w jednym z punktów zobowiązuje operatorów komórkowych na żądanie Ministerstwa Cyfryzacji do podawania danych o lokalizacji chorych i kwarantannowanych. Przy okazji wprowadzono jeszcze jeden przepis o podawaniu do ministerstwa lokalizacji każdego numeru telefonu - niezależnie, czy jego użytkownik jest zagrożony wirusem, czy nie.
Operator (…) jest obowiązany do przekazania (…) zanonimizowanych danych o lokalizacji urządzeń końcowych użytkowników końcowych.
Krzysztof Izdebski, prawnik i dyrektor fundacji E-Państwo wyjaśnia, że użytkownik końcowy to jest każdy użytkownik telefonu. Informacje, gdzie w danym momencie są nasze telefony mają być przekazywane, jak mówi ustawa, w celu przeciwdziałania COVID-19 podczas stanu zagrożenia epidemicznego.
- Nie można było żądać danych całych grup obywateli, a w tej chwili tak naprawdę taka możliwość istnieje - dodaje Krzysztof Izdebski.
Ministerstwo Cyfryzacji zapewnia, że dane o tym, gdzie były w ciągu ostatnich dwóch tygodni osoby na kwarantannie, nie mają służyć śledzeniu tych osób, tylko śledzeniu wirusa.
"Dane o miejscu przemieszczania się tych osób w ostatnich 14 dniach mają na celu sprawdzenie, w jakich miejscach mogło dochodzić do zarażeń, tak, aby odpowiednio wcześnie przygotować służby medyczne na ewentualne wzrosty zakażeń/zachorowań" - odpowiada Ministerstwo Cyfryzacji.
- Ale w praktyce może się okazać, że to tak nie działa. Że będziemy mieli więcej chaosu, będziemy mieli bardzo dużo różnych danych, które będą musiały być przetwarzane przez instytucje zupełnie do tego nieprzygotowane kadrowo i sprzętowo - uważa Paweł Białek. - One będą dostawać jakieś gigantyczne ilości plików od operatorów, które będą następnie wadliwie analizowane, a następnie będą zapisywane wielokrotnie w różnych miejscach systemowych i później utraci się nad nimi jakąkolwiek kontrolę - dodaje.
"Rządowi jest często wygodnie dokonywać inwigilacji swoich obywateli"
Do tej pory to służby specjalne, prokuratura czy policja zbierały dane o lokalizacji. Teraz to rząd może nakazać operatorom komórkowym przesłanie danych do ministerstwa. "Dane te będą wykorzystywane do prac analitycznych i informacyjnych związanych z przeciwdziałaniem rozprzestrzenianiu się koronawirusa. Nie ma więc mowy o inwigilacji obywateli" - przekonuje Ministerstwo Cyfryzacji. "Zanonimizowane dane nie są danymi osobowymi - na ich podstawie nie jest możliwe zidentyfikowanie osoby. Dane zanonimizowane nie będą zawierały na przykład imienia i nazwiska, adresu czy też numeru telefonu" - dodano w odpowiedzi.
- Jeżeli my zaczynamy coraz szerszym strumieniem takie dane udostępniać różnym ministerstwom i służbom, istnieje pewne ryzyko, że te informacje będą wykorzystywane niekoniecznie tylko w oficjalnych celach - podejrzewa były zastępca szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
W teorii to przepisy, które mogą obowiązywać tylko w poszczególnych sytuacjach, jak zagrożenia epidemicznego, stanu epidemii czy stanu klęski żywiołowej. - Często tego typu przepisy zostają z nami na dłużej. Więc może w nieco innej formie, ale one gdzieś będą jeszcze w innych ustawach, dlatego że rządowi jest często wygodnie dokonywać inwigilacji swoich obywateli, powołując się na względy zdrowia czy bezpieczeństwa państwa - komentuje Krzysztof Izdebski.
"Wynikiem tego pośpiechu jest spore niedopatrzenie"
Paweł Białek zwraca uwagę, że "systemy, w których się informacje przetwarza, muszą być bezpieczne". - Jeżeli robi się to na szybko, żeby coś załatwić dzisiaj, bo mamy problem, to jest ryzyko, że takie dane będą wyciekać. W jeszcze gorszej sytuacji, część tych informacji o osobach może być wykorzystywana w celach przestępczych: szantażu czy wymuszeń - dodaje były zastępca szefa ABW.
Choć Ministerstwo Cyfryzacji zapewnia, że to zanonimizowane dane, to możemy się przekonać, że czasami sam numer telefonu może być cenną informacją. Jak wykazał serwis Niebezpiecznik.pl, mając czyjś numer telefonu i rządową aplikację do kwarantanny można sprawdzić, czy dana osoba jest na kwarantannie czy nie.
- "Kwarantanna domowa" jest to aplikacja, która powstała bardzo szybko. Prawdopodobnie wynikiem tego pośpiechu jest spore niedopatrzenie, jeśli chodzi o prywatność - mówi Piotr Konieczny, szef zespołu bezpieczeństwa serwisu Niebezpiecznik.pl. Wskazuje na wady aplikacji. - Można udać, że jest się konkretną osobą i rozpocząć proces instalacji takiej aplikacji. Wtedy do dyspozycji mamy podanie numeru telefonu i jeśli ten numer telefonu podlega kwarantannie, jest w bazie, to zobaczymy komunikat: "Podaj kod z SMS-a". Natomiast jeśli tego numeru nie byłoby w bazie osób z kwarantanną, wtedy będziemy mieli komunikat: "Niestety, nie ma cię jeszcze w bazie z kwarantanną".
Na potwierdzenie, że aplikacja ma wady, serwis Niebezpiecznik.pl prezentuje na swojej stronie krok po kroku, jak do tego doszli. Ale Ministerstwo Cyfryzacji twierdzi, że aplikacja "posiada szereg zabezpieczeń, podlega też ciągłemu monitoringowi. Aplikacja nie daje możliwości uzyskania informacji na temat osób objętych kwarantanną przez osoby postronne. Posiada zabezpieczenia przed próbkowaniem numerów telefonów" - przekonuje resort.
Prawo czasu epidemii wprowadza jeszcze jedną ważną zmianę - może być odpowiedzią na zadawanych wiele pytań - to czas, w którym rząd może wiedzieć o nas więcej, ale w drugą stronę to nie zadziała. Krzysztof Izdebski podkreśla, że ustawa zniosła obowiązek odpowiedzi na wnioski do informacji publicznej. - Te przepisy dotyczą obywateli, jak i dziennikarzy. Pytanie może być zadane, ale urzędy czy instytucje, które są zobowiązane do udostępnienia informacji, nie muszą tego wniosku na chwilę obecną rozpatrywać - dodaje.
Źródło: TVN24