- Dzisiaj w bardzo wielu stacjach ratownictwa medycznego brakuje strojów, kombinezonów, gogli, maseczek. To jest wielkim problemem, bo nie wiemy, co będzie dnia następnego, czy wystarczy nam tych środków, czy nie będziemy musieli odmawiać wyjazdów do osób z podejrzeniem zakażenia - mówił w TVN24 szef związku zawodowego ratowników medycznych Roman Badach-Rogowski. Jego zdaniem problemem są także warunki zatrudnienia wielu medyków.
W Polsce od ponad miesiąca trwa walka z pandemią COVID-19. Do 7 kwietnia rano potwierdzono 4532 przypadki zakażenia koronawirusem, nie żyje 111 osób.
"W bardzo wielu stacjach ratownictwa medycznego brakuje strojów, kombinezonów, gogli, maseczek"
Na pierwszej linii frontu walki z wirusem stoją pracownicy ochrony zdrowia. O warunkach pracy ratowników medycznych w TVN24 mówił przewodniczący związku zawodowego ratowników Roman Badach-Rogowski.
Jak powiedział, "w tej chwili z tyłu głowy każdego ratownika medycznego jest pytanie, czy jak przyjdę na dyżur to będę miał środki ochrony indywidualnej".
- Niestety na dzień dzisiejszy wygląda to tak, że w bardzo wielu stacjach ratownictwa medycznego brakuje tych strojów, kombinezonów, gogli, maseczek. Tam, gdzie ja pracuję, mamy to na bieżąco, ale bez zapasów - powiedział Badach-Rogowski.
- To jest wielkim problemem, bo nie wiemy, co będzie dnia następnego. Czy wystarczy nam tych środków, czy nie będziemy musieli odmawiać wyjazdów do osób z podejrzeniem zakażenia. Bo dobry ratownik to żywy ratownik - mówił.
"Bylibyśmy spokojni, gdybyśmy mieli pełne zabezpieczenie w naszej pracy"
Gość TVN24 odniósł się także do zapewnień Ministerstwa Zdrowia o dostarczeniu kolejnych milionów maseczek medykom. - Same słowa nie zastąpią czynów. Będziemy uspokojeni, gdy będziemy je mieli na półce w karetce, gdy będziemy mogli z tego korzystać - powiedział. Jak dodał, nie chodzi jedynie o maseczki.
- W tej chwili limitujemy wydawanie kombinezonów tak, że gdy dochodzi o wyjazdu zespołów (…), to dochodzi do tego, że tylko jeden z nas zakłada kombinezon i idzie do pacjenta. Jeżeli jest coś podejrzanego, to dopiero wtedy informuje pozostałych członków zespołów, żeby oni też założyli kombinezony. Jeżeli nie, wtedy w innych, mniej zabezpieczających środkach, udajemy się do pacjenta - tłumaczył.
- Miło nam, że słyszymy brawa. Miło nam, że są koncerty, ale to nie do końca o to chodzi. Bylibyśmy spokojni gdybyśmy mieli pełne zabezpieczenie w naszej pracy - powiedział.
"Zaczyna się dramat wśród ratowników"
Roman Badach-Rogowski skomentował także warunki zatrudnienia polskich ratowników. - Wiemy, że w Polsce ratownicy medyczni w znakomitej większości pracują na umowach śmieciowych, czyli na tak zwanych kontraktach. Ci ludzie mają bardzo źle, bardzo niebezpiecznie w obecnej sytuacji, ponieważ mogą pozostać bez środków do życia - mówił.
Jak tłumaczył, obecnie "gdy dojdzie do sytuacji, że dany ratownik, lekarz, pielęgniarka poddani będą kwarantannie, to niestety, jeśli nie pracują, nie otrzymują pieniędzy".
- Z kolei ratownik na etacie, czyli na umowie o pracę, otrzymuje tylko 80 procent swoich poborów i nie otrzymuje tak zwanego dodatku, który otrzymujemy na wzór tego, który dostają pielęgniarki. Tylko że pielęgniarkom włożono to w pensje, a ratownicy dostają go osobno i tylko za godziny przepracowane - tłumaczył. Jak dodał, w związku z tym "straty są takie, że jest to jedna trzecia, połowa wypłaty przynajmniej".
- Zaczyna się dramat wśród ratowników – powiedział. Zapytany o mobilizację medyków do pracy odparł jednak, że "ten, który wybrał ten zawód i który jeszcze pracuje w nim, mimo słabych wynagrodzeń, mimo jego ciężkości, mimo zagrożeń różnej natury (…), to został dlatego, że jest do tego stworzony".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24