Epidemia zdecydowanie nie wygasa - ostrzegał w TVN24 profesor Zbigniew Gaciong z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Wygasa za to - zaznaczył profesor - "akceptacja restrykcyjnych warunków". - To widać po zachowaniu ludzi. Jest wiele miejsc, gdzie ani dystans, ani maseczkowanie w ogóle nie funkcjonuje - powiedział. Rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz mówił jednak, że "możemy się zdecydować na pewne luzowania z uwagi na fakt, że w Polsce nie mamy wirusa na ulicy". Dodał, że nie ma jeszcze decyzji w sprawie poluzowania obostrzeń. - Na razie zakończyliśmy proces konsultacji - przyznał.
Liczba zakażeń w Polsce przekroczyła w niedzielę 40 tysięcy. Do poniedziałku infekcję potwierdzono u 40 383 osób, spośród których 1 627 zmarło. W ubiegłą sobotę na świecie padł kolejny rekord potwierdzonych zakażeń - jednej doby odnotowano blisko 260 tysięcy przypadków. Do tej pory zachorowało ponad 14,6 miliona ludzi, a ponad 600 tysięcy zmarło.
"Epidemia zdecydowanie nie wygasa"
Profesor Zbigniew Gaciong z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, który był w poniedziałek gościem "Wstajesz i wiesz" w TVN24, podkreślał, że "epidemia zdecydowanie nie wygasa" i "codziennie rejestrujemy znaczącą liczbę nowych chorych".
- Czy da się zupełnie wyeliminować to zakażenie? Obawiam się, że nie - stwierdził. Jako przykład podał grypę. - Jej nie udało się wyeliminować, pomimo tego, że dysponujemy szczepionką, która zmniejsza prawdopodobieństwa zakażenia - wskazywał.
Jego zdaniem "jedyna rozsądna strategia" to chronienie osób, które są "najbardziej narażone na tragiczne skutki infekcji" czyli osób starszych i przewlekle chorych.
"Akceptacja restrykcyjnych warunków wygasa w społeczeństwie"
Profesor Gaciong komentował też proponowane dalsze luzowanie obostrzeń. W piątek Ministerstwo Zdrowia opublikowało projekt rozporządzenia Rady Ministrów w tej sprawie. Według projektu między innymi ma zostać zmniejszony wymagany dystans społeczny, a zwiększony limit publiczności na obiektach sportowych.
Gość TVN24 mówił, że "obawia się", że pomimo luzowania obostrzeń "społeczeństwo, my wszyscy, nie wytrzymamy już tych restrykcji".
- Chyba powoli akceptacja restrykcyjnych warunków wygasa w społeczeństwie. To widać po zachowaniu ludzi. Jest wiele miejsc, gdzie ani dystans, ani maseczkowanie w ogóle nie funkcjonuje. Zobaczymy, jakie będą efekty - powiedział profesor.
"Półtora metra może być, o ile obie strony mają maseczki"
O planowanym luzowaniu obostrzeń mówiła w TVN24 też specjalistka do spraw chorób zakaźnych profesor Anna Boroń-Kaczmarska. - Półtora metra może być, o ile obie strony mają maseczki. Jeżeli sięgniemy do informatora ECDC (Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób), to półtora metra jest podawane jako dystans bezpieczny - powiedziała.
Zaznaczyła, że duże ryzyko rozprzestrzenienia zakażenia istnieje w większych skupiskach ludzi, na przykład na weselach, czy imprezach sportowych, które - jak mówiła - "z całym zezwoleniem prawnym mogą być organizowane". Podobne ryzyko - dodała Boroń-Kaczmarska - istnieje w miejscach pracy, gdzie "możliwości przestrzegania bezpiecznego kontaktu są mocno ograniczone".
Przypominała o konieczności dokładnego mycia rąk mydłem i korzystania z płynów dezynfekujących, które mają wysoką zawartość alkoholu, powyżej 65 procent.
"U nas skala przyrostów nie jest duża"
O epidemii w Polsce i skali zachorowań mówił w rozmowie z TVN24 rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz. - Jeżeli porównamy Polskę i przyrost zachorowań w Polsce do innych chociażby europejskich państw, to naprawdę u nas ta skala przyrostów nie jest duża - ocenił.
- Ta skala ustabilizowała nam się w większej części tygodnia na poziomie poniżej 300 przypadków. Oczywiście mieliśmy weekend, gdzie było ponad 300 przypadków, ale to jest to, o czym my mówimy, jeżeli pojawia się jakiekolwiek nowe ognisko jest możliwy skok o 40-50 do 100 przypadków. Z taką sytuacją mamy właśnie do czynienia - mówił.
Zaznaczył, że "mieliśmy na początku tego miesiąca blisko 11,5 tysiąca przypadków aktywnych". - To znaczy osób, które wciąż chorują. Dzisiaj mamy 8200 osób, które ciągle chorują. Widzimy więc spadek i to dość istotny spadek osób, które aktywnie chorują - powiedział.
- Mamy ponad 30 tysięcy osób, które już wyzdrowiały, więc to też jest obraz naszej skali epidemii, która wydaje się w Polsce - w porównaniu do innych państw - naprawdę niewielka - mówił.
"Nie mamy wirusa na ulicy"
Rzecznik resortu zdrowia odniósł się także do słów profesora Zbigniewa Gacionga z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, który powiedział, że "powoli akceptacja restrykcyjnych warunków wygasa w społeczeństwie". - To widać po zachowaniu ludzi. Jest wiele miejsc, gdzie ani dystans, ani maseczkowanie w ogóle nie funkcjonuje. Zobaczymy, jakie będą efekty - powiedział profesor.
- My systematycznie apelujemy o ten dystans i o maseczki - odpowiedział Andrusiewicz.
Dodał jednak, że dzisiaj był konsultowany publicznie projekt nowego rozporządzenia. - Tam wchodzi to poluzowanie dystansu społecznego do półtora metra, tam wchodzą też pewne poluzowania dotyczące stadionów, ale to nadal nie są całe stadiony, które będą mogły być obsadzone kibicami, to są różne rodzaju imprezy sportowe, gdzie nadal ten dystans będzie obowiązywał - wymieniał.
Jego zdaniem, "możemy się zdecydować na te pewne luzowania z uwagi na fakt, że w Polsce, w przeciwieństwie do innych państw, nie mamy tego wirusa na ulicy". - My się nie zakażamy w Polsce na ulicach. My się zakażamy raczej w zakładach pracy czy też marginalnie także w domach opieki, domach pomocy społecznej. Tam mamy niewielkie skale zakażeń, które kumulacyjnie doprowadzają nas do tego dobowego wyniku około 300 przypadków - ocenił.
Zaznaczył, że w sprawie projektu rozporządzenia o poluzowaniu niektórych obostrzeń "jeszcze decyzji nie ma". - Na razie zakończyliśmy proces konsultacji. Apel nasz pozostaje - podsumował.
Źródło: TVN24