Wybieram osoby z dostępnych mi zasobów, z rejestrów lekarzy, pielęgniarek, opiekunów społecznych, którzy są bezczynni, ponieważ pracują w miejscach, które w związku z epidemią zostały zamknięte - przekonywał w czwartek wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł, mówiąc o kierowaniu do pracy w szpitalach lub domach pomocy społecznej dodatkowego personelu medycznego. Dodał, że "samotne matki, czy w ogóle matki małych dzieci, nie stanowią większości tych osób skierowanych, ale być może takie się zdarzyły".
W związku z epidemią COVID-19 w wielu domach pomocy społecznej, a także w szpitalach, panuje trudna sytuacja. Zakażona koronawirusem jest często duża część personelu medycznego. Do pracy w szpitalach i domach pomocy społecznej wzywane są przez wojewodów kolejne osoby, również matki na urlopach macierzyńskich i samotnie wychowujące dzieci - o czym pisaliśmy na tvn24.pl.
Radziwiłł: wybieramy osoby, nie znając ich statusu
O takich sytuacjach mówił w rozmowie z TVN24 wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł.
- Nie wybieram do tych skierowań osób, które sprawują opiekę nad dziećmi, czy znajdują się w jakichś innych szczególnie trudnych sytuacjach - zapewnił. - Wybieram osoby z dostępnych mi zasobów, z rejestrów lekarzy, pielęgniarek, opiekunów społecznych, (…) którzy są bezczynni, ponieważ pracują w miejscach, które w związku z epidemią zostały zamknięte - wyjaśniał wojewoda.
Jak przekonywał, "z tych zasobów po prostu wybieramy osoby, nie znając ich statusu rodzinnego, nie znając ich aktualnego stanu zdrowia ani innych informacji poza tymi formalnymi informacjami". - To znaczy, jak się nazywają, gdzie mieszkają i to jest podstawą do tego, żeby wysłać skierowanie do pracy w takim ośrodku, w którym jest dramatyczna potrzeba wsparcia kadrowego - dodał Radziwiłł.
"Smotne matki, czy w ogóle matki małych dzieci, nie stanowią większości tych osób skierowanych"
Jak mówił wojewoda mazowiecki, "osoba, która dostaje takie skierowanie, ma obowiązek stawić się w miejscu pracy, chyba że dzieje się coś nadzwyczajnego". - Ma oczywiście możliwość poinformowania nas o tym, że na przykład jest na zwolnieniu lekarskim albo jest samotną matką opiekującą się małym dzieckiem, czy (jest - red.) w jakiejś innej sytuacji, która uniemożliwia przejście do tej innej, nowej pracy. Wówczas po rozpatrzeniu takiego odwołania oczywiście ta decyzja w sprawie skierowania jest uchylana. Nie ma tu najmniejszego problemu - kontynuował.
Konstanty Radziwiłł przekonywał, że "z całą pewnością samotne matki, czy w ogóle matki małych dzieci, nie stanowią większości tych osób skierowanych, ale być może takie się zdarzyły".
- W każdym takim przypadku - już to też miało miejsce - kiedy dowiedziałem się, że jest taka sytuacja, skierowanie zostało uchylone - mówił.
Uznał, że "trudno sobie wyobrazić", żeby zanim wyda skierowanie do pracy np. w święta lub późnym wieczorem "obdzwaniał osoby, które są ewentualnie w zasobach, którymi dysponuje i pytał się, jaka jest ich sytuacja rodzinna". - To jest zupełnie niemożliwe - ocenił.
"W skierowaniu jest powołanie się na przepisy"
- Jeżeli w centralnym rejestrze lekarzy jest lekarz o danej specjalności, która jest przydatna w danym miejscu, jak wojewoda miałby ustalić, czy to jest osoba, która ma na przykład małe dzieci? - pytał Radziwiłł.
Zauważył, że "w skierowaniu jest powołanie się na przepisy". - Dzisiaj każdy człowiek może zajrzeć do tego przepisu i dokładnie przeczytać cały przepis, co on stanowi i jakie osoby są z tego wyłączone - uznał.
- Ja jednak chciałbym przypomnieć, że nawet jeśli są kategorie osób, które mogą odmówić takiemu skierowaniu, odwołać się skutecznie, w takim sensie, że ja uchylę takie skierowanie, to jednak są też takie osoby, które skierowałem, a które mają na przykład więcej niż 60 lat, które pełnią funkcje, które wyłączają z tej kategorii osób mogących być skierowanymi i które podjęły taką pracę - wskazywał. Jak mówił, jest to między innymi wicemarszałek Senatu Stanisław Karczewski (PiS).
Kary za niestawienie się. Radziwiłł: nikt niczego nie zapłaci, jeżeli może skutecznie się odwołać
Decyzje o skierowaniu personelu medycznego do danej placówki wojewoda podejmuje na podstawie Ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. Mają one rygor natychmiastowej wykonalności, a więc lekarze zobowiązani są stawić się do pracy. Wojewoda w przypadku niestosowania się do decyzji skieruje do placówki kolejnych lekarzy. Z kolei na te osoby, które nie wypełniają nałożonego obowiązku, nakładane będą kary administracyjne od 5 do 30 tysięcy złotych.
Do tej pory wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł w drodze decyzji nałożył pięć kar po 5 tysięcy złotych.
W rozmowie z TVN24 Radziwiłł stwierdził, że "nikt niczego nie zapłaci, jeżeli rzeczywiście jest w sytuacji, w której mamy do czynienia z osobą, która może skutecznie się odwołać".
- Jesteśmy lekarzami, pielęgniarkami - mówię my, bo ja też jestem lekarzem - i opiekunami, którzy są na wojnie z wirusem. Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że na pierwszym miejscu są nie ci, którzy pracują, tylko ci, którzy wymagają opieki, ratunku. Naprawdę, kto jak kto, ale lekarze, pielęgniarki, opiekunowie powinni sobie z tego zdawać sprawę. Niestety, mamy do czynienia z czymś zupełnie innym - mówił dalej wojewoda.
- Mamy do czynienia z problemem takim, że prawie 80 procent z tych, którzy się nie zgłaszają, przedstawia zwolnienie lekarskie, które zaczyna się w momencie, kiedy dostali skierowanie. W sytuacji, kiedy to dotyczy tak ogromnej liczby osób, mam uzasadnione powody do tego, żeby podejrzewać, że coś tu nie gra - kontynuował.
Jak wskazywał, "nie tylko ktoś ucieka na zwolnienie, ale ktoś inny jest skłonny mu je wystawić". - Mamy do czynienia z poważnym problemem - dodał.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24