Czym czwarta fala epidemii COVID-19 różni się od poprzednich, a co jest w nich podobne? Statystyki pokazują, że w ciągu półtora miesiąca ponad trzykrotnie zwiększyła się liczba wykrywanych zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2, a dynamika wzrostu potrafi osiągać wartości wcześniej rzadko spotykane. Nowa fala epidemii startuje jednak z niższego poziomu niż dwie poprzednie i na razie nie widać, by pociągała za sobą zwiększenie liczby ofiar śmiertelnych.
Ministerstwo Zdrowia raporty z danymi o epidemii publikuje codziennie od godziny 10. Każde takie zestawienie zawiera informacje zebrane poprzedniej doby. To dlatego minister Adam Niedzielski mógł podać liczbę nowych, potwierdzonych zakażeń w wywiadzie radiowym na dwie godziny przed oficjalnym komunikatem. Oznacza to także, że dane za okres od 1 do 31 sierpnia są w ministerialnych raportach publikowanych od 2 sierpnia do 1 września.
W sierpniu w sumie ponad sześć tysięcy Polaków zakaziło się koronawirusem SARS-CoV-2. Ilu dokładnie, to już trudniej powiedzieć. Suma zakażeń ze wszystkich 31 raportów daje 6062, ale jeśli od liczby zakażonych od początku epidemii do końca sierpnia (w komunikacie z 1 września było to 2 889 036) odjąć liczbę, jaką raportowano na koniec lipca (2 883 029 w informacji z 1 sierpnia), to wychodzi 6007. Skąd te rozbieżności? Resort w codziennych tweetach powtarza zastrzeżenie, że w systemie teleinformatycznym na bieżąco wprowadzane są korekty.
Bardziej pewna jest liczba ofiar śmiertelnych, które epidemia zabrała w sierpniu w Polsce – obie metody liczenia wskazują, że zmarło dokładnie 97 osób.
To liczby, które w porównaniu z doświadczeniami ostatnich kilkunastu miesięcy, w wielu nie budzą trwogi. Jeszcze 7 maja jeden tylko dzienny raport Ministerstwa Zdrowia przekazywał informację o 6047 nowych, potwierdzonych zakażeniach koronawirusem (oraz 453 zgonach), zaś 9 czerwca mieliśmy 108 ofiar śmiertelnych (przy 428 infekcjach). W listopadzie 2020 roku, w szczycie drugiej fali oraz w marcu 2021 roku, gdy zbliżało się apogeum fali trzeciej, bywało, że przybywało nam 100 tysięcy nowych zakażeń w ciągu czterech dni, a zgonów było ponad 700-800.
Koronawirus w Polsce. Co raz więcej nowych zakażeń
Jednak to, co widać w statystykach z ostatnich tygodni, to przyrost nowych zakażeń koronawirusem. W raporcie ze środy 1 września mieliśmy 366 nowych, potwierdzonych przypadków, podczas gdy 4 sierpnia, w pierwszą środę miesiąca – tylko 164. Dlaczego porównujemy środę do środy? Bo raportowane przez ministerstwo liczby zakażeń i (jeszcze bardziej) zgonów bardzo mocno wahają się w zależności od dnia tygodnia – dane, które spływają do systemu, są z reguły zaniżone w soboty, niedziele i święta, a braki te są uzupełniane na początku tygodnia.
Dlatego specjaliści dla zobrazowania skali epidemii z reguły posługują się kroczącą średnią nowych, potwierdzanych zakażeń koronawirusem obliczaną na podstawie danych z ostatnich siedmiu dni. Po trzeciej fali epidemii w Polsce, której szczyt przypadł 1 kwietnia (średnio prawie 28,9 tys. zakażeń dziennie), wskaźnik ten spadał aż do pierwszej połowy lipca, do poziomu 78 zakażeń dziennie najpierw 10 lipca i ponownie 14 lipca. Na początku kolejnego miesiąca (raport z 2 sierpnia) było to już średnio 128 infekcji dziennie, a na końcu (raport z 1 września) – 258. Ponad trzy razy więcej niż w połowie lipca i dwa razy więcej niż na początku sierpnia.
W minionym miesiącu średnia dzienna liczba zakażeń rosła systematycznie – były tylko trzy dni, gdy na chwilę spadała, by kolejnego dnia znów podskoczyć.
Koronawirus - dynamika wzrostu
Drugi używany przez ekspertów i Ministerstwo Zdrowia wskaźnik opisujący epidemię to dynamika wzrostu lub spadku liczby nowych infekcji. To odsetek obliczany na podstawie danych z raportów danego dnia i tydzień wcześniej. Na przykład – 1 września resort zdrowia poinformował o 366 nowych, potwierdzonych infekcjach, tydzień wcześniej było to 234. Oznacza to wzrost o 132 zakażenia, czyli o 56,4 procenta. Tego dnia można było więc mówić o 56-procentowej dynamice wzrostu nowych zakażeń.
Przez cały sierpień wskaźnik ten średnio wynosił niecałe 20 procent. Oznacza to, że każdego dnia przeciętnie było o jedną piątą infekcji więcej niż tydzień wcześniej. Ale to duże uproszczenie. Obok trzech dni, gdy dynamika była ujemna, były też takie komunikaty ministerstwa, z których można było obliczyć, że rosła ona o jedną trzecią (raport z 8 sierpnia), o 41 procent (30 sierpnia) lub o ponad połowę (3 sierpnia, 1 września). W raporcie z 16 sierpnia dynamika wynosiła 100 procent, czyli było dokładnie dwa razy więcej zakażeń (128) niż tydzień wcześniej (64). Z takimi lub większymi wartościami mieliśmy do czynienia jedynie w pierwszym miesiącu epidemii COVID-19 w Polsce oraz we wrześniu i październiku 2020 roku, gdy druga fala kształtem przypominać zaczynała tsunami. Podczas trzeciej fali dynamika o wartości wyższej niż 50 procent zdarzyła się tylko dwa razy, w tym 15 marca wynosiła prawie 77 procent.
Czwarta fala epidemii - punkt startu
To, co różni drugą, trzecią i aktualnie narastającą czwartą falę epidemii, to także punkt startu. Od pierwszego wykrytego zakażenia koronawirusem w Polsce, 4 marca 2020 roku średnia dzienna liczba nowych przypadków rosła – choć nie bez przerwy – prawie do końca wakacji. 27 sierpnia mieliśmy średnio 759 zakażeń dziennie. Potem nastąpił dwutygodniowy okres spadków – 11 września średnia dzienna wynosiła 461 zakażeń. To był początek drugiej fali epidemii, której apogeum nastąpiło 11 listopada na poziomie przeciętnie 25 615 infekcji potwierdzanych każdego dnia.
Okres spadków – również przeplatany pewnymi wahaniami – trwał do 9 lutego 2021 roku, do średniego poziomu 5215 zakażeń dziennie. Od tego momentu trzecia fala wspięła się na pułap, na którym średnia liczba przypadków dziennie, obliczana na podstawie danych z siedmiu dni, wynosiła 28 873, czyli prawie 13 procent więcej niż jesienią 2020 roku.
Trzecia fala opadała do pierwszej połowy lipca, do wspomnianego już poziomu 78 infekcji dziennie. Spadek ten był w zasadzie nieprzerwany – prawie wszystkie wahania na wykresie dadzą się wytłumaczyć zaniżonymi raportami w okresie Wielkanocy, majówki i Bożego Ciała. Od 14 lipca średnia liczba nowych przypadków znów rośnie, powoli, ale w tym trendzie praktycznie nie ma zakłóceń.
Kolejne fale epidemii rozpoczynały się więc z zupełnie różnych poziomów – średnio 461 zakażeń we wrześniu 2020 roku, 5215 w lutym 2021 r. i 78 w lipcu. Wiemy już czwarta fala epidemii w ciągu siedmiu tygodni wzrosła ponad trzy razy. Jak było z falą drugą i trzecią? Wydawać by się mogło, że takie porównanie nic nie powie, bo najnowsza fala będzie korzystać z tak zwanego efektu niskiej bazy, ale jest dokładnie odwrotnie. Paradoksalnie, druga fala, aby osiągnąć poziom ponad trzy razy większy od punktu startu, potrzebowała niecałych trzech tygodni. Trzecia fala, startując z o wiele wyższego punktu, zrobiła to w pięć tygodni.
Koronawirus w Polsce - jak zmienia się liczba ofiar śmiertelnych
Czwarta fala zakażeń różni się od poprzednich także tym, że na razie nie widać, by podążała za nią kolejna fala zgonów. Jesienią 2020 roku i wiosną 2021 roku śmiertelne żniwo epidemii było największe mniej więcej dwa tygodnie po szczycie średniej liczby nowych zakażeń. Jeżeli szczyt drugiej fali zakażeń nastąpił 11 listopada 2020 r., to średnia liczba zgonów, również obliczana na podstawie danych z ostatnich siedmiu dni, osiągnęła maksimum 25 listopada, na poziomie przeciętnie 505 ofiar śmiertelnych dziennie. Wiosną, po szczycie trzeciej fali zakażeń, który nastąpił 1 kwietnia, najwyższą średnią liczbę zgonów odnotowano 14 kwietnia – było ich wtedy 603.
Obecnie, gdy średnia liczba zakażeń rośnie od siedmiu tygodni, nie widać, by średnia liczba zgonów wyraźnie wzrosła. Przez cały sierpień wahała się między dwoma a trzema osobami dziennie. Tylko w raporcie z 1 września przekroczyła cztery, jest jednak za wcześnie, by wyciągać z tego wnioski.
Epidemia COVID-19 - sytuacja w szpitalach
Choć eksperci powtarzają, że to nie łóżka leczą pacjentów, to zwrócić należy uwagę na dane ze szpitali. Na koniec sierpnia mieliśmy zajętych niecałe osiem procent łóżek wydzielonych do leczenia pacjentów z COVID-19 i niecałe 10 procent respiratorów przeznaczonych do tego celu. Średnia w miesiącu wynosiła odpowiednio prawie sześć i prawie osiem procent.
Jak było na początku drugiej fali, nie wiemy, bo Ministerstwo Zdrowia dopiero 23 października 2020 r. zaczęło podawać dane o łóżkach i respiratorach z podziałem na dostępne i już zajęte przez pacjentów. Natomiast gdy na początku lutego rozpoczynała się trzecia fala zakażeń, obłożenie łóżek i respiratorów zawierało się w przedziale od 40 do 50 procent, przy czym pula łóżek wynosiła ponad 27 tysięcy, a respiratorów – ponad 2,6 tysiąca.
W szczycie trzeciej fali epidemii wykorzystywanych było prawie 80 procent szpitalnych łóżek i respiratorów wydzielonych do walki z COVID-19. Działo się tak mimo że napływowi pacjentów towarzyszyło zwiększanie puli przeznaczonego dla nich sprzętu – do 46 tysięcy łóżek i ponad 4,5 tysiąca respiratorów. Obecnie na oddziałach covidowych na pacjentów czeka 6 tys. łóżek i mniej niż 580 respiratorów.
Źródło: tvn24.pl