Pracownicy sanepidu stanęli na pierwszej linii walki z pandemią. Przemęczeni i przeciążeni pracą odbierają telefony i udzielają informacji pacjentom. Otrzymują też obraźliwe maile i pogróżki. - Rozumiemy, że często ludzie, z którymi rozmawiamy, są w trudnej sytuacji, ale musimy wykonać też swoją pracę - mówi Iwona Jażdżewska z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Chojnicach. Materiał magazynu "Polska i Świat".
- Te ulotki ewidentnie podżegają do nienawiści - mówi dyrektor Powiatowej Stacji Epidemiologiczno-Sanitarnej we Wrocławiu doktor Paweł Wróblewski. Trafiły do skrzynek pocztowych na osiedlu, na którym mieszka dyrektor wrocławskiego sanepidu i prezes Dolnośląskiej Izby Lekarskiej. Ktoś oskarżył go o to, że pozbawił pracy kilkadziesiąt osób, w tym lekarkę.
- Restauracje są zamknięte z dekretu rządowego, natomiast nieodpowiedzialną, niekompetentną lekarkę, która namawiała swoich pacjentów do niebezpiecznych zachowań, osądził i zawiesił prawo wykonywania zawodu trzyosobowy skład sędziowski plus rzecznik, więc ja nic do tego nie miałem - wyjaśnia doktor Wróblewski.
"Szkaluje się policjantów, pracowników inspekcji, lekarzy"
Dyrektor sanepidu zawiadomił prokuraturę, bo jak mówi, miarka się przebrała, a treść ulotek to jego zdaniem nie tylko nękanie i pomówienia, ale też próba wpływania na pracę sanepidu. Za to grożą nawet trzy lata więzienia. Na ulotkach pojawiła się też nazwa jednej z akcji przeciwników rządowych obostrzeń, z którymi wrocławski sanepid ma do czynienia na bieżąco.
Doktor Wróblewski stwierdza, że stale odbywają się protesty pod inspekcjami sanitarnymi i izbami lekarskimi, "podczas których z imienia i nazwiska szkaluje się policjantów, pracowników inspekcji, lekarzy". - To trzeba naprawdę przerwać - uważa.
To, o czym mówi dyrektor, nie dotyczy tylko wrocławskiego podwórka. Sanepidy w całym kraju prowadzą wywiady epidemiologiczne i decydują o kwarantannie, ale nakładają też kary za łamanie obostrzeń. To nie wszystkim może się podobać. - Wszystkie środki, które ograniczają nasze życie, również życie gospodarcze, można o nich dyskutować, natomiast organy inspekcji działają w celu ochrony zdrowia publicznego - podkreśla rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego Jan Bondar.
Agresja słowna, wybijane szyby, wylewany kwas masłowy
Mimo to pracownicy sanepidów często muszą mierzyć się z agresją. Rzeczniczka Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Chojnicach Iwona Jażdżewska mówi, że "agresja słowna wyrażana jest w postaci złośliwości albo wulgaryzmów". - Rozumiemy, że często ludzie, z którymi rozmawiamy, są w sytuacji trudnej, ale musimy wykonać też swoją pracę - dodaje.
W stacji sanepidu w Chojnicach pod koniec ubiegłego roku ktoś wybił szyby. Nie wiadomo jednak z jakich dokładnie powodów, bo sprawcy do dzisiaj nie znaleziono. - Stacja wyceniła straty na kwotę około ośmiu tysięcy złotych - informuje Mirosław Orłowski z Prokuratury Rejonowej w Chojnicach. - Postępowanie zostało umorzone na początku stycznia - dodaje.
W Poznaniu tylko w tym roku ktoś już czterokrotnie próbował utrudniać życie pracownikom sanepidu. - Dwa z tych zgłoszeń dotyczą uszkodzenia mienia, wybicia szyb w lokalach, natomiast dwa rozlania kwasu masłowego w budynkach - relacjonuje starszy sierżant Marta Mróz z Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu.
Po rozlaniu kwasu masłowego trzeba było ewakuować pracowników budynku. W żadnej z tych czterech spraw na razie nie namierzono winnych. Dyrektor z Wrocławia ma jednak nadzieję, że w jego przypadku uda się ukarać sprawców, że jego przykład posłuży jako przestroga dla innych.
- My się krytyki nie boimy, natomiast niewątpliwie utrudnia nam pracę działalność przestępcza, opisywana właśnie w taki sposób. Liczymy na to, że jednak działania policji ostudzą trochę te gorące głowy - podkreśla doktor Wróblewski.
Monika Celej
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24