Rodzice i samorządowcy chcą wiedzieć, kiedy rząd zniesie limit liczby dzieci w grupach przedszkolnych i żłobkowych. Inaczej będzie przybywać dzieci, które nie znajdą opieki w placówkach. Jeśli zasiłki opiekuńcze się skończą, a reżim sanitarny nie zostanie zdjęty, prawdziwe kłopoty zaczną się już w wakacje.
1 czerwca minister edukacji Dariusz Piontkowski poinformował, że w tym roku szkolnym dzieci nie wrócą już na normalne zajęcia dydaktyczne w szkołach i przedszkolach. Nie wiadomo, jak będzie wyglądała edukacja po wakacjach. - Gdyby spełnił się ten gorszy scenariusz i epidemia rzeczywiście nie ustąpiła, to wówczas mamy przygotowane już rozwiązania prawne. Do kształcenia na odległość przygotowani są nauczyciele i uczniowie - mówił na antenie Radia Plus minister edukacji Dariusz Piontkowski.
Przyznał, że nie da się teraz jednoznacznie powiedzieć, czy we wrześniu nie będziemy musieli wrócić do nauki na odległość.
A to rodzi potężne problemy szczególnie w kwestii nauki i opieki najmłodszych dzieci - w przedszkolach i żłobkach (te drugie podlegają ministerstwu pracy). Co prawda Marlena Maląg, minister rodziny, pracy i polityki społecznej poinformowała we wtorek, że dodatkowy zasiłek opiekuńczy związany z koronawirusem zostanie przedłużony do 28 czerwca, ale nie wiadomo, co będzie dalej.
Gdy zasiłek się skończy, wielu rodziców będzie musiało wrócić do pracy. A jeśli utrzymany zostanie reżim sanitarny, to może być bardzo trudne, bo dla części dzieci zwyczajnie zabraknie miejsc w przedszkolach i żłobkach. Problemem będzie zorganizowanie opieki dla wszystkich chętnych już w czasie wakacji, a o wrześniu dyrektorzy placówek nawet nie chcą rozmawiać.
Miejsca dla mniej niż połowy dzieci
Wytyczne Głównego Inspektora Sanitarnego, które zostały opracowane po konsultacjach z resortami edukacji i zdrowia, zakładają przede wszystkim ograniczenie liczebności grup do 12 dzieci (w wyjątkowych przypadkach do 14) oraz przyporządkowanie do nich opiekunów.
"W praktyce oznacza to, że dyrektor placówki musi ograniczyć o ponad połowę liczbę dzieci, które mogą skorzystać z wychowania przedszkolnego oraz skrócić czas pracy placówki” – czytamy w piśmie, które w tym tygodniu do ministra edukacji wystosował Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy.
W poniedziałek 1 czerwca już ponad 60 z 350 stołecznych przedszkoli poinformowało, że nie jest w stanie zapewnić opieki wszystkim chętnym.
Już latem będzie trudno
Stołeczny ratusz opracował procedurę, która zakłada wskazywanie dzieciom miejsc w innej placówce, gdy w macierzystej nie ma dla nich miejsc. Prezydent Trzaskowski poprosił resort edukacji o opinie w tej sprawie, jednak nie otrzymał odpowiedzi. Teraz w liście do Piontkowskiego zauważa: "Takie rozwiązanie wydaje się satysfakcjonujące do momentu, gdy przedszkole dysponuje wolnymi miejscami. W dłuższym okresie i przy zwiększającym się zainteresowaniu rodziców opieką przedszkolną niemożliwym będzie przekierowanie dzieci do coraz to innych placówek".
Trzaskowski twierdzi, że minister edukacji, nie odpowiadając na jego pisma, "ignoruje tysiące warszawskich rodzin, które wciąż nie wiedzą, jak będzie wyglądała opieka nad dziećmi w okresie wakacji".
Prezydent Warszawy w swoim ostatnim piśmie pyta Piontkowskiego, kiedy zostanie zniesiony limit dzieci w grupie oraz nakaz przyporządkowania do grupy tych samych opiekunów lub nauczycieli. To ważne, bo w stolicy aż 64 procent rodziców zgłosiło, że chcą, by ich dzieci uczestniczyły w zajęciach przez co najmniej sześć tygodni. Przy obecnych zasadach – bez informacji o tym, czy dzieci można przekierowywać do innych placówek – ratusz nie ma szans, by te miejsca zapewnić.
Codziennie dzwonię do żłobka
Ten problem dotyczy nie tylko Warszawy. A jeszcze gorzej niż w przedszkolach jest w żłobkach, których w całym kraju jest wyraźnie mniej.
- Mój syn dostał miejsce w przedszkolu od 1 czerwca, ale dla córki w żłobku miejsca nadal nie ma, a ja naprawdę muszę wrócić do pracy - mówi Grażyna z Gorzowa Wielkopolskiego. - Do tej pory chodziłam do biura na dwa dni w tygodniu, wtedy dziećmi zajmował się ojciec. Ale on jest rolnikiem i właśnie zaczyna się dla niego bardzo pracowity okres, nie może z nimi zostać. Dzwonię codziennie do żłobka, do wydziału spraw społecznych, pod który podlegają placówki, ale nic nie potrafią mi powiedzieć. Od dyrektorki usłyszałam, że są w gotowości do otworzenia pełnych grup, ale ciągle brak wytycznych.
Rozżaleni są też dyrektorzy placówek. – W tej chwili mam zgodę organu prowadzącego na opiekę dla 28 dzieci, ale chętnych jest więcej. Już dziś na liście rezerwowej mam szóstkę dzieci, a będzie ich przybywać – mówi dyrektorka publicznego żłobka w województwie lubuskim. – Rodzice naciskają na nas, ale co mamy zrobić? Trudno im zrozumieć, że można organizować wesela na 150 osób, otworzono bawialnie z kulkami w centrach handlowych, a nie można normalnie funkcjonować w żłobku.
Dzieci jest coraz więcej
W Krakowie w tym tygodniu do przedszkoli poszło już niemal 17 procent dzieci - 2905. O niemal tysiąc więcej niż tydzień wcześniej.
W Białymstoku w przedszkolach było już około 22 procent wszystkich dzieci (zajęły około połowę przygotowanych przez miasto miejsc).
Z danych Ministerstwa Edukacji Narodowej wynika, że w czwartek 4 czerwca czynnych było ponad 15 tys. przedszkoli, a opiekę w nich znalazło ok. 204 tys. dzieci.
- Oczekujemy, że rząd się zdecyduje. Albo luzujemy obostrzenia, bo sytuacja związana z koronawirusem wygląda przyzwoicie, albo je utrzymujemy, ale z wyraźnymi wytycznymi, jak powinniśmy postępować. Na przykład, czyje dzieci mamy przyjmować do placówek w pierwszej kolejności - mówi Renata Kaznowska, wiceprezydentka Warszawy do spraw edukacji.
I dodaje: - Jeśli reżim w przedszkolach utrzyma się do września, a wszyscy rodzice będą wtedy chcieli, aby ich dzieci wróciły do placówek, to musielibyśmy w wakacje dobudować ich nawet 350. Wszyscy wiedzą, że to nierealne.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock