Kontrole szkoleń pilotów bez egzaminatora na pokładzie, loty bez lądowań i startów pozwalające oszczędzić paliwo i szkolenia na symulatorach tylko w teorii - tak według informatora TVN24 przedstawiała się sytuacja w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego, który odpowiedzialny jest za transport najważniejszych osób w państwie.
Rozmowę z informatorem, który w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego wylatał setki godzin, dziennikarz TVN24 przeprowadził przed tegorocznymi wakacjami. Jego opowieść o nieprawidłowościach w jednostce była szokująca. Od tamtego czasu trwało dziennikarskie śledztwo w tej sprawie.
- Zaczęło się to chyba w momencie, kiedy dowództwo sił powietrznych doszło prawdopodobnie do wniosku, że w momencie szkolenia można zrealizować jakieś oszczędności - mówi informator. - Samolot nie musi lądować i startować po każdym kręgu. Wystarczy, jeśli wystartuje na loty szkolne i odbędzie 15-18 lotów bez dotykania kołami ziemi - dodaje. Jak zaznacza, to pozwala zaoszczędzić paliwo i koła, które nie niszczą się tak szybko. - Natomiast w dziennikach załóg, które wykonują ćwiczenia, pozostają wpisane loty, a nie lądowania. Mnóstwo ćwiczeń zostało wykonanych w sposób nieprawidłowy - przyznaje mężczyzna.
Szkolenia, których nie było
W sprawie pojawia się także wątek ćwiczeń na symulatorach, o czym informował portal tvn24.pl. W tej sprawie od kilku miesięcy pojawiają się sprzeczne informacje. Kilka dni temu płk Tomasz Pietrzak, były dowódca 36. specjalnego pułku transportowego, powiedział, że szkolenia na symulatorach nigdy nie były obowiązkowe. Według niego wprowadzono je dopiero po katastrofie 10 kwietnia 2010 roku. Tymczasem szef szkolenia sił powietrznych Anatol Czaban twierdzi, że szkolenia były, ale z nich zrezygnowano, bo moskiewskie symulatory nie były odpowiednio przystosowane. Portal tvn24.pl ustalił, że piloci szkolili się na symulatorach Tu-154 M tylko wtedy, gdy te maszyny były u Rosjan w remoncie.
Informator TVN24 mówi, że zaplanowane szkolenia na symulatorach lotu nie zawsze się odbywały. - Byliśmy na kabinach treningowych, rozmawialiśmy z instruktorami, ale ćwiczeń nie wykonywaliśmy - twierdzi. Sam przypomina sobie 4-5 wyjazdów do Moskwy na ćwiczenia na symulatorach, które się nie odbyły.
Jego zdaniem, ćwiczenia na symulatorach bardzo pomogłyby pilotom lądującym 10 kwietnia w Smoleńsku, w trudnych warunkach i gęstej mgle.
Przeprowadzali kontrole na nieznanym samolocie
Informator mówi również, że na kontrole szkoleń pilotów przyjeżdżały oddelegowane do tego osoby, które nie znały wcale samolotów, na których ćwiczyli piloci. - Te osoby przyjeżdżały z Dowództwa Sił Powietrznych, podpisywały się w naszych książkach lotnych, że szkolenie i kontrola się odbyły, niekoniecznie w tym uczestnicząc - mówi. I przyznaje, że zdarzały się sytuacje, kiedy egzaminatorów nie było na pokładzie samolotu podczas kontroli. - Ta osoba przyjeżdżała do naszej jednostki. W odpowiednim momencie dostawaliśmy komendę, że książki mają być złożone w pewnym gabinecie i po odebraniu takiej książki, mieliśmy już podpisy i pieczątki - dodaje.
Za mało pieniędzy?
Osoba z kierownictwa jednostki po kilku tygodniach potwierdziła zeznania lotnika. Twierdzi, że powodem nieprawidłowości nie było złe zarządzanie, ale cięcia finansowe. Oszczędzano na paliwie, wykonując tylko kilka godzin lotu rocznie. Rzadko ćwiczono starty i lądowania, bo w jednostce znajdował się tylko jeden komplet zapasowych kół i hamulców.
Zdaniem informatora TVN24, mnóstwo osób z tego powodu odeszło do lotnictwa cywilnego. - A młodzi, którzy zostali, wyznaczeni na szkolenie się na TU-154, dla nich był to ogromny awans. Nawet nie zdawali sobie sprawy, że nie wykonując ćwiczeń tak jak należy, nie są wyszkoleni tak, jak potrzeba - twierdzi.
Śledztwo trwa
TVN24 oparte na rewelacjach informatora pytania wysłała do Dowództwa Sił Powietrznych. Wojskowi pytania dziennikarzy nazwali zarzutami, do których nie mogą się odnieść, bo odpowiednie dokumenty zabezpieczyła prokuratura.
Nagranie z rozmowy z pilotem dostała Prokuratura Wojskowa. Podjęła trop. Przesłuchano pilotów, nawigatorów, mechaników oraz dziennikarza TVN24 Piotra Świerczka, jako autora materiału. Śledztwo nadal trwa, ale jest trudne, bo świadkowie - głównie piloci - nie chcą mówić o nieprawidłowościach.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/SPLT