Koniec przemawiania do pustych ław w Sejmie. Marszałek Kuchciński chce zmian i proponuje inny podział pracy posłów. Pomysł nowy nie jest, ale na nowo budzi wiele wątpliwości. Podobnie jak pomysł posłów PiS-u, którzy chcą by marszałek karał finansowo posłów za zniewagę Sejmu. Sformułowanie jest ogólne, konkretu brak, dlatego opozycja boi się, że może to być kolejna forma nacisku na posłów. Materiał programu "Polska i Świat".
Kompletu na tej sali plenarnej nie ma nigdy. Większość jest tylko wtedy, kiedy jest niezbędna, czyli w czasie głosowań. To nie podoba się marszałkowi Kuchcińskiemu.
- Nie można zamykać oczu na to, że w wielu sprawach ta frekwencja wygląda w sposób dyskusyjny i ambiwalentny. Warto się zastanowić nad tym, dlaczego tak jest - powiedział Andrzej Grzegrzółka, dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu.
Inny podział pracy posłów
Zdaniem marszałka Sejmu, problemem są prace sejmowych komisji, które toczą się w tym samym czasie co prace na sali plenarnej. Bywa, że w jednym tygodniu jest nawet 50 posiedzeń. Dlatego marszałek proponuje prace posłów podzielić inaczej.
- Prace w sali plenarnej odbywałyby się w jednym tygodniu przez cały tydzień, w drugim tygodniu odbywałyby się prace w komisjach, podkomisjach, zespołach, a trzeci tydzień byłby związany z aktywnością posłów w pracy terenowej - wyjaśniał Grzegrzółka.
Pomysł wrócił
Pomysł nie jest nowy. Podobne rozwiązania proponowali za swoich kadencji Marek Borowski i Ewa Kopacz. Bez skutku. Tym razem zdania też są podzielone.
- Ja uważam, że to jest dobra propozycja - powiedział Andrzej Matusiewicz (PiS).
- To są jakieś doświadczenia prywatne pana Kuchcińskiego jako znanego ogrodnika. Może płodozmian wymaga tego, żeby w danym tygodniu podlewać, w drugim tygodniu coś innego robić - ocenił z kolei Michał Szczerba (PO).
Posłowie - choć nie przyznają tego oficjalnie - obawiają się, że ta sejmowa "trójpolówka" zmusi ich do znacznie częstszych przyjazdów do Warszawy. Ale jest też poważna zaleta. Rzadsze posiedzenia to więcej czasu do namysłu nad ustawami.
- Interes obywatelski wymaga, żeby prawo stanowić powoli przy jak najszerszych konsultacjach - mówił Stanisław Tyszka (Kukiz'15).
Przede wszystkim nie będzie już wymówki, że wszyscy są na posiedzeniu komisji, dlatego nikogo nie ma na sali.
Kary finansowe dla posłów
Na sali też ma być porządek. To kolejny pomysł posłów PiS, którzy chcą by marszałek mógł nakładać kary finansowe na posłów. Nie tylko za rażące naruszenie regulaminu lub nieusprawiedliwioną nieobecność - jak dotychczas - ale też tych, którzy swoim zachowaniem "naruszają powagę Sejmu". Ten przepis - z gatunku ogólnych - może być różnie rozumiany.
Szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz pytany co mieści się w tej kategorii, odparł, że "wszystko co nie będzie pasować marszałkowi".
Matusiewicz jednak twierdzi, że "to nie jest bat na opozycję". - To jest bat na tych wszystkich posłów, którzy zachowują się w sposób nieodpowiedzialny i niegodny tego miejsca - tłumaczył.
Pole do interpretacji jest szerokie. Nie wiadomo, czy powagę izby narusza tylko blokowanie mównicy, jedzenie sałatki na sali plenarnej, wulgarne gesty, przepychanki, mocne słowa, czy też wypowiedzi bez żadnego trybu.
- Idealnym przykładem naruszenia powagi Sejmu było wystąpienie Kaczyńskiego w sprawie mord zdradzieckich - skomentował Szczerba.
Podniesienie poziomu debaty publicznej?
Opozycja obawia się, że marszałek Kuchciński, który już nie raz nakładał na posłów kary finansowe, teraz będzie mógł to robić do woli i widzi w tym formę opresji.
- Ja mam kolegę takiego z okręgu, posła Brudzińskiego (Joachim - z PiS). On dostaje tyle samo nagród, co ja kar, a ja nie widzę jakiejś różnicy wielkiej w naszej pracy - skomentował Sławomir Nitras (PO).
PiS tłumaczy, że chodzi o podniesienie poziomu debaty publicznej. Choć nie wszyscy wierzą, że kary mogą tu cokolwiek poprawić.
- Poziom merytoryczny, intelektualny posłów z kadencji na kadencję jest coraz niższy - ocenił Tyszka. A to już mogą zmienić tylko wyborcy.
Autor: kb/sk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24