Widać, że w Narodowym Banku Polskim obowiązuje zasada, że kto jest bliżej prezesa albo w bliższej zażyłości, ten po uważaniu dostaje bardzo dużo - mówił w "Kropce nad i" Bronisław Komorowski, komentując ujawnione zarobki w NBP. - Wszyscy będą wiedzieli i pamiętali, że ktoś dostał 500 złotych z tytułu dziecka, a ktoś dostał 50 tysięcy z tytułu znajomości z prezesem Glapińskim. To wyraźna dysproporcja, która będzie ludzi irytowała - dodał były prezydent.
- Jestem przyzwyczajony do takich bulwersacji, bo pewnie każdy myśli, że w Polsce prezydent zarabia najwięcej, a to oczywiście jest nieprawda. Myślę, że byłoby bardzo miło, gdyby zarabiał porównywalnie do jakiejś dyrektorki od promocji - mówił w "Kropce nad i" w TVN24 były prezydent Bronisław Komorowski.
Odniósł się w ten sposób do informacji Narodowego Banku Polskiego, który w środę opublikował wysokość zarobków kadry kierowniczej w 2018 roku. Według zestawienia sporządzonego przez NBP, najwyższe średnie miesięczne wynagrodzenie brutto pobierała dyrektor departamentu komunikacji i promocji - 49 563 zł. Funkcję tę od sierpnia 2016 r. sprawuje Martyna Wojciechowska. Średnie zarobki szefowej gabinetu prezesa, którą w ubiegłym roku była Kamila Sukiennik, wyniosły 42 760 zł.
Komorowski: w NBP obowiązuje zasada, że kto jest bliżej prezesa, ten dostaje bardzo dużo
- To, co jest naprawdę bulwersujące to to, że te panie zarabiają najwięcej pieniędzy, więcej niż dyrektorzy działów merytorycznych, ważnych. Widać, że tam obowiązuje zasada, że kto jest bliżej prezesa albo w bliższej zażyłości, ten po uważaniu dostaje bardzo dużo - ocenił Komorowski.
Pytany, czy jego zdaniem Jarosław Kaczyński ma taką siłę, że spowoduje odejście Adama Glapińskiego, odpowiedział, że nie sądzi.
- Pan Adam Glapiński należy do samego jądra, serca środowiska PiS-owskiego, kiedyś Porozumienia Centrum i zawsze zajmował się kwestiami pieniędzy, także pieniędzy partyjnych. Więc sądzę, że raczej należy do gatunku takich nienaruszalnych - stwierdził.
Odwołanie prezesa NBP może nastąpić, gdy nie wypełnia on swych obowiązków na skutek długotrwałej choroby; został skazany prawomocnym wyrokiem sądu za popełnione przestępstwo; złożył on niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne, stwierdzone prawomocnym orzeczeniem sądu; Trybunał Stanu orzekł wobec niego zakaz zajmowania kierowniczych stanowisk lub pełnienia funkcji związanych ze szczególną odpowiedzialnością w organach państwowych. Prezes NBP może odejść ze stanowiska tylko wtedy, gdy sam złoży rezygnację.
Jak dodał Komorowski, "na szczęście opinia o Narodowym Banku Polskim nie przekłada się na spadek wartości polskich pieniędzy, czy niepokój inwestorów".
"Wyraźna dysproporcja, która będzie ludzi irytowała"
Bronisław Komorowski odniósł się także do wprowadzenia od 1 lipca 500 plus także dla pierwszego dziecka, o czym mówił podczas sobotniej konwencji PiS Jarosław Kaczyński. Obok zmian dotyczących tego programu lider partii zapowiedział również zniesienie podatku PIT dla pracowników do 26. roku życia, "trzynastkę" w postaci najniższej emerytury - 1100 zł - dla każdego emeryta, a także przywrócenie zredukowanych połączeń autobusowych i obniżenie kosztów pracy.
- Myślę, że wszyscy z przyjemnością przyjmą te pieniądze, ale jednak będą wiedzieli i pamiętali, że ktoś dostał 500 złotych z tytułu dziecka, a ktoś 50 tysięcy z tytułu znajomości z prezesem Glapińskim. To jest taka wyraźna dysproporcja, która będzie ludzi irytowała - ocenił były prezydent.
Jego zdaniem, chodzi o to, żeby "przykryć notowania PiS-u, przykryć aferę ze spółką Srebrna". - Żeby ludzie zwrócili zainteresowanie w inną stronę. Każdy człowiek pieniędzy potrzebuje, ale nie sądzę, żeby się dało w tak prosty sposób kupić głosy wyborcze (…). To wcale nie musi oznaczać, że w imię wdzięczności zagłosują na PiS - stwierdził.
- Z 500 plus będzie się cieszyło 80 procent Polaków, ale zagłosuje na PiS o wiele mniej, bo ludzie nie chcą mieć poczucia, że są przekupywani - dodał.
"Cud nad urną wyborczą"
Bronisław Komorowski zwrócił także uwagę, że PiS "dało trzynastą pensję emerytom w tym roku, ale nie na stałe, nie w ramach systemu".
- Nie wprowadza tego w rozwiązaniu systemowym, bo - według mnie - ma świadomość, że przestrzelił, jeśli chodzi o możliwości budżetu, więc daje w tym roku, a po wyborach to już nie będzie zmartwienia - ocenił.
- Ja nie mam nic przeciwko tym postulatom, wręcz przeciwnie. To są wszystko miłe prezenty, ale nie sądzę, że to będzie powodowało, że ludzie będą chcieli dać się kupić, jeśli chodzi o głosy wyborcze - stwierdził.
Jednak, jak dodał, "nie w porządku z punktu widzenia funkcjonowania państwa jest to, co zrobiło Prawo i Sprawiedliwość z budżetem".
- Świeżo przyjęli budżet i twierdzili, że nie ma pieniędzy więcej, na przykład dla nauczycieli, dla służby zdrowia, dla różnych grup, a teraz co to jest? Cud? To jest cud nad urną wyborczą, że pieniądze są - powiedział.
- Ludzie mają prawo pytać skąd się te pieniądze biorą. Więc ja państwu powiem, one się biorą z naszych kieszeni i naszych podatków. (Wyborcy - red.) powinni zainteresować się tymi nadmiernymi wydatkami, szczególnie ci, którzy płacą podatki i z trudem czasami wiążą koniec z końcem - mówił.
Podkreślił, że "każda z tych osób musi mieć świadomość w jak ogromnej mierze finansuje swoje 500 plus".
"Chcę pomóc Koalicji Europejskiej'
Były prezydent w "Kropce nad i" stanowczo podkreślił, że nie będzie startował w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale chce pomóc opozycji.
- Ja nie jestem członkiem Koalicji Europejskiej. (…) Ale doszedłem do wniosku, że mogę pomóc, bo chcę jej pomóc - mówił.
Dopytywany, czemu nie chce kandydować, odparł: - Myślę, że polityka ma to do siebie, że - jak rzeka - płynie. Z trudem się wchodzi po raz drugi do tej samej rzeki.
- Bardzo chętnie pomogę Koalicji Europejskiej, bo uważam, że to jest gra o bardzo wiele. Tu nie chodzi tylko o same wybory do Parlamentu Europejskiego. To się będzie przekładało zarówno na to, jak Polska będzie postrzegana w Unii Europejskiej, czy będą tam ludzie poważni, zaangażowani, zdolni do skończenia niepotrzebniej wojny, którą rząd polski wypowiedział UE. Ale także jest to ważne z punktu widzenia wyników następnych wyborów w Polsce, więc bardzo chętnie się będę angażował, wspierając Koalicję Europejską - zaznaczył.
"Tusk wewnętrznie podjął decyzję taką, że jest skłonny kandydować"
Bronisław Komorowski skomentował też spekulacje o ewentualnym starcie Donalda Tuska w wyborach prezydenckich. - Odnoszę wrażenie, że wewnętrznie podjął decyzję taką, że jest skłonny kandydować. Ale sądzę, że rozsądek polityczny i doświadczenie mu podpowiadają, że jego szanse będą w znacznej mierze zależały od wyniku wyborów do Parlamentu Europejskiego i do parlamentu polskiego - stwierdził.
Jak powiedział, "w pewnym wieku zaczyna się myśleć także o tym, jaki będzie finał własnej kariery politycznej". Jego zdaniem, Donald Tusk decyzje podejmie wtedy, kiedy będzie widział, jak wyglądają jego realne szanse.
Autor: kb//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24