Z racji niesamowitej nagonki na PiS przy użyciu mojego nazwiska złożyłem oświadczenie o rezygnacji z członkostwa w partii - poinformował były rzecznik MON Bartłomiej Misiewicz, gdy opuścił pierwsze posiedzenie komisji Prawa i Sprawiedliwości badającej jego karierę. Rzeczniczka PiS Beata Mazurek przekazała na Twitterze, że "to definitywnie kończy jego sprawę".
Bartłomiej Misiewicz tuż przed godziną 15 w czwartek opuścił siedzibę PiS, gdzie trwało posiedzenie partyjnej komisji w jego sprawie.
Oświadczył, że z racji "niesamowitej nagonki na PiS" przy użyciu jego nazwiska złożył oświadczenie o rezygnacji z członkostwa w partii.
- Wszelkie sukcesy rządu pani premier Beaty Szydło, zwłaszcza te socjalne (...) były przykrywane przez media, często na kłamstwach, wykorzystując moje nazwisko do tej brudnej kampanii. Złożyłem tę rezygnację, żeby nie obarczać całej Zjednoczonej Prawicy - dodał.
- Chciałbym przeprosić wszystkich Polaków za to, że muszą oglądać ten żenujący spektakl - powiedział.
Na Twitterze rzeczniczka PiS Beata Mazurek potwierdziła rezygnację Misiewicza.
"B. Misiewicz rezygnuje z członkostwa w PiS i przeprasza Polaków. To definitywnie kończy jego sprawę" - napisała Mazurek.
B.Misiewicz rezygnuje z członkostwa w PiS i przeprasza Polaków.To definitywnie kończy jego sprawę
— Beata Mazurek (@beatamk) 13 kwietnia 2017
PO: Kaczyński powinien usunąć Macierewicza
Do rezygnacji Misiewicza odnieśli się posłowie PO Jan Grabiec i Marcin Kierwiński.
Grabiec zapowiedział, że Platforma w najbliższych dniach dołoży wszelkich starań, by przypomnieć nazwiska osób związanych z PiS, które z rekomendacji partii objęły stanowiska w państwowych spółkach.
- Jeśli prezes Kaczyński chce być konsekwentny, to po Misiewiczu, z tych stanowisk, które obsadzają "Misiewicze" i "PiS-iewicze", usunąć powinien tysiące osób - stwierdził rzecznik Platformy.
- A przede wszystkim samego pana Antoniego Macierewicza - dodał Marcin Kierwiński.
"Oczywiste naruszenie dóbr"
Posiedzenie komisji rozpoczęło się o godz. 11. Wówczas na Nowogrodzką przyjechał Bartłomiej Misiewicz. Wygłosił oświadczenie. Nie chciał odpowiadać na pytania dziennikarzy.
Powiedział, że jest mu przykro, że "Fakt" oraz "Rzeczpospolita", które podały informację o jego zarobkach, napisały - jak stwierdził - nieprawdę. - To jest oczywiste naruszenie dóbr osobistych i trzeba się zastanowić nad dalszymi konsekwencjami prawnymi - dodał. - Rozumiem, że część mediów w Polsce - zwłaszcza z kapitałem zagranicznym, ale także środowiska w Polsce, które walczą o odzyskanie władzy po ośmiu latach rządzenia i wspierają te media - bardzo by chciały, żeby za taką działalność jak pomoc przy badaniu, docieraniu do prawdy przy katastrofie smoleńskiej, jak odbicie z rąk ludzi, którzy współpracowali z funkcjonariuszami Federalnej Służby Bezpieczeństwa Władimira Putina, Centrum Eksperckiego Kontrwywiadu NATO... czy wreszcie młody wiek jest powodem - dla wszystkich państwa - do emigracji i nigdzie w Polsce nie można pracować, a na podstawie pisania nieprawdy można każdego zdyskredytować? - pytał. - Bardzo się z tego cieszę, bo pokazujecie wszystkim młodym ludziom - moim rówieśnikom - co będziecie robili wtedy, kiedy będzie dochodziło do przemiany pokoleniowej. Gdzie mamy zdobyć to doświadczenie, gdzie mamy się nauczyć tego warsztatu, gdzie mamy potem korzystać z tego wszystkiego, tak aby skutecznie, słusznie i w pełni pracować dla Rzeczypospolitej Polskiej? - kontynuował Misiewicz.
Macierewicz przed komisją
Już po rozpoczęciu obrad komisji do siedziby partii przyjechał prezes PiS Jarosław Kaczyński. Około godz. 12 przed komisją stawił się minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Nie odpowiadał wtedy na pytania zgromadzonych przed siedzibą PiS dziennikarzy. Budynek opuścił tuż po godz. 14, także bez żadnego komentarza.
Specjalna partyjna komisja została powołana w środę. Jej głównym zadaniem jest - jak tłumaczyła rzeczniczka klubu PiS Beata Mazurek - wyjaśnienie zarzutów formułowanych wobec Misiewicza i zbadanie okoliczności jego zatrudnienia. W skład zespołu wchodzą politycy Prawa i Sprawiedliwości: dwaj wiceprezesi partii Joachim Brudziński i Mariusz Kamiński oraz Marek Suski, także członek Komitetu Politycznego PiS.
"Komentarz po zakończeniu prac"
Minister, koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński przed rozpoczęciem posiedzenia podkreślił, że dopiero rozpoczyna ona prace.
- I byłoby czymś niestosownym i niewłaściwym, gdybym wygłaszał jakiekolwiek komentarze w tej sprawie - dodał. Zaznaczył, że bierze udział w pracach komisji jako wiceprezes PiS, a nie jako koordynator służb specjalnych. - Komentarz oczywiście, i rekomendacje w tej sprawie będą przekazane państwu po zakończeniu prac komisji - dodał Kamiński.
Partyjna komisja to odpowiedź Jarosława Kaczyńskiego na informację o zatrudnieniu Misiewicza w zarządzie państwowej Polskiej Grupie Zbrojeniowej, do spraw komunikacji w spółce. Jak podały w środę "Rzeczpospolita" i "Fakt", były rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej miałby tam zarabiać 50 tys. zł. Do tego mógłby liczyć na służbowy samochód i wysoką premię.
Zawieszony w partii
Prezes Jarosław Kaczyński odniósł się do sytuacji na briefingu prasowym. Sprawę nazwał "bulwersującą" i oprócz powołania komisji, postanowił zawiesić Misiewicza w prawach członka PiS.
Sprawę doprecyzowała na Twitterze posłanka Beata Mazurek. Napisała, że zawieszenie Misiewicza ma związek z art. 7 statutu PiS. "Zgodnie z art. 7 Statutu PiS zawieszenie w związku z uzasadnionym przypuszczeniem narażenia dobrego imienia lub działania na szkodę PiS" - poinformowała.
Podczas briefingu prezes PiS podkreślał, że "w okresie pomiędzy posiedzeniami Komitetu Politycznego, prezes partii w Prawie i Sprawiedliwości wypełnia funkcje Komitetu".
- Mam więc prawo powołać taką komisję i z tego prawa mam właśnie zamiar skorzystać - mówił dziennikarzom. Wyraził nadzieję, że komisja będzie działała szybko, chociaż - jak zastrzegł - "oczywiście troszkę czasu to zajmie".
- Wtedy wyjaśnimy wszystkie szczegóły tych wszystkich wydarzeń, które tak bulwersowały opinię publiczną w ciągu ostatnich miesięcy - oświadczył lider PiS.
Macierewicz nie komentuje
Antoni Macierewicz także w środę nie komentował sprawy.
Był pytany o to przez dziennikarzy m.in. podczas uroczystości otwarcia wystawy w Muzeum Katyńskim. Nie udało się jednak uzyskać oczekiwanej odpowiedzi. - Czy wy nie macie ani honoru, ani żadnej wrażliwości, żeby tu wprowadzać politykę? - odparł krótko szef MON.
Umowa rozwiązana
Do doniesień mediów w środę odniósł się za to rzecznik PGZ Łukasz Prus. Zaprzeczył, jakoby miesięczne wynagrodzenie Misiewicza miało wynosić 50 tys. zł. "Należy jednocześnie podkreślić, że wynagrodzenie żadnego z pełnomocników zarządu PGZ S.A. nie sięga tej kwoty" - czytamy w jego oświadczeniu.
Rzecznik nie poinformował jednak, ile miałby w PGZ zarabiać były rzecznik MON.
Kilka godzin później (czyli chwilę po godzinie 18) pojawił się natomiast komunikat dotyczące rozwiązania umowy między PGZ a Misiewiczem - za porozumieniem stron.
Jak poinformowano, rozwiązanie umowy nastąpiło na wniosek Misiewicza, "któremu nie przysługuje odprawa".
Autor: kw,js//sk,rzw / Źródło: TVN24/PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24