Warto rozważyć, czy nie należy zaproponować w przyszłości rozwiązań, które mogłyby ułatwić procedury związane z prowadzeniem postępowań dyscyplinarnych - powiedział Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji. Odniósł się do sprawy komendantów dolnośląskiej i wrocławskiej policji, którzy po tym, jak zostali odwołani ze swoich stanowisk w związku z okolicznościami śmierci Igora Stachowiaka, jeszcze przez pół roku byli zatrudnieni w policji.
- Nas wiążą przepisy, a więc procedury, które mówią jak prowadzi się postępowanie dyscyplinarne, administracyjne. Co nam wolno, co przysługuje też obwinionemu, bo i on ma swoje prawa i obowiązki - powiedział młodszy inspektor Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji.
- Niestety wiele osób wykorzystuje różnego rodzaju kruczki prawne tak, aby to postępowanie przedłużać - dodał.
- Natomiast zapewniam, że ze strony kierownictwa policji były brane pod uwagę wszelkie możliwości, aby postępowanie przeprowadzić jak najszybciej, jak najefektywniej, jak najlepiej tak, aby doprowadzić je do końca - podkreślił.
Dodał, że "jeżeli wziąć pod uwagę same określone prawem terminy procesowe, nie da się człowieka zwolnić z dnia na dzień".
Zaznaczył, że gdyby obwinieni nie próbowali uniknąć odpowiedzialności dyscyplinarnej, nie odchodziliby na emeryturę "to my te postępowania podjęlibyśmy i prowadzilibyśmy do samego końca skutecznie, ponieważ nie ma możliwości, aby przez wiele miesięcy unikać odpowiedzialności czy zasłaniać się zwolnieniami lekarskimi".
"Nie wykluczone, że będziemy wnioskować o zmianę procedur"
Rzecznik podkreślił, że ze wszystkich sytuacji trzeba wyciągać wnioski. - Nie jest wykluczone, że - również biorąc pod uwagę to jak toczyły się postępowania i czynności wyjaśniające w tej sprawie - będziemy wnioskować, aby niektóre procedury zmienić, poprawić, ulepszyć - powiedział.
- Z jednej strony bardzo duży nacisk kładziemy na to, aby obwinieni - nie tylko w postępowaniach dyscyplinarnych, ale także i w karnych - mieli swoje określone prawa, ale też bardzo często te prawa są w jakiś sposób - można powiedzieć - nadużywane. W ten sposób paraliżują bardzo często możliwości organu procesowego. Dlatego warto jest rozważyć również to, czy nie należy przeanalizować, a po dokonaniu analizy zaproponować w przyszłości rozwiązań, które mogłyby ułatwić procedury związane z prowadzeniem postępowań dyscyplinarnych - dodał.
Miały być kary dyscyplinarne, były uniki
Jak ustaliły "Fakty" TVN, niemal całe kierownictwo dolnośląskiej policji stosowało różne uniki, aby nie odpowiedzieć dyscyplinarnie przed wewnętrzną komisją. Zarówno komendanci wojewódzki i miejski oraz ich zastępcy ani razu nie pojawili się na przesłuchaniach prowadzonych w ramach postępowania dyscyplinarnego.
- Między innymi przedstawiali wydane przez lekarzy zaświadczenia - tłumaczył młodszy inspektor Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji. Dzięki tym zabiegom odwlekali przesłuchania, w wyniku czego, w końcu po trzech miesiącach postępowania zostały umorzone. Policjanci zostali zwolnieni, ale nie w trybie dyscyplinarnym, co oznacza, że nie będą mieli kłopotów z pobieraniem emerytury policyjnej. Jeden z byłych komendantów wciąż jest zatrudniony w policji. Inny jeszcze przez rok będzie otrzymywał pełne wynagrodzenie.
Śmierć w komisariacie
25-letni Igor Stachowiak został zatrzymany 15 maja 2016 r. na wrocławskim Rynku. Kilka godzin później mężczyzna zmarł.
Reporter "Superwizjera" TVN dotarł do nagrań i informacji pokazujących, jak wyglądała policyjna interwencja. Na nagraniach z paralizatora widać leżącego na podłodze toalety mężczyznę. Jest skuty kajdankami i rażony paralizatorem.
W czerwcu 2017 r. pracę w policji zakończyli czterej policjanci, którzy zatrzymywali mężczyznę.
Na początku września, byli już funkcjonariusze, usłyszeli prokuratorskie zarzuty przekroczenia uprawnień i znęcania się nad Stachowiakiem. Zdaniem śledczych działanie policjantów "nie ma związku przyczynowego" ze śmiercią mężczyzny.
- W ocenie biegłych ani zastosowanie wobec Igora Stachowiaka chwytów obezwładniających, ani rażenie go taserem, nie mogło bezpośrednio doprowadzić do jego śmierci - poinformowała Ewa Bialik z Prokuratury Krajowej.
Autor: js/sk / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24