- Tata to petarda, podczas gdy ja tylko bywam rakietą i pistoletem i dość szybko się przepalam - powiedziała artystka Maria Peszek w "Kropce nad i". Mówiła też o zmianie swego wizerunku, własnym ateizmie i krytyce ze strony pism katolickich.
Piosenkarka była gościem specjalnego wydania "Kropki nad i". Odniosła się do zarzutów, że nie chce występować na scenie z ojcem - Janem Peszkiem - bo rzekomo boi się być przez niego przyćmiona. - Jan ma taką przypadłość, że gdy jest na scenie, to jest bardzo trudno być lepszym od niego - przyznała. Zaznaczyła jednak, że głównym powodem rezygnacji w występowania u jego boku ojca były ograniczenia czasowe.
Jawnie kocha Radka Sikorskiego
Artystka skomentowała też pojawiającą się w "Naszym Dzienniku" krytykę pod swoim adresem - szczególnie to, że jakoby potajemnie kocha się w szefie polskiego MSZ.
- Zarzut o potajemnej miłości do ministra Radka Sikorskiego jest przesadzony i nieprawdziwy. Ja publicznie powiedziałam, że kocham Radka Sikorskiego – przypomniała piosenkarka.
Bóg nie jest mi potrzebny
Jak sama mówi, krytyka jej osoby na łamach pism pism katolickich bierze się z otwartego przełamywania tematów tabu: mówienia wprost o ludzkiej seksualności, czy własnym ateizmie. W tym własnie upatruje silnych emocji i ostrych recenzji swojej działalności przez np. „Nasz Dziennik”
- Ja nie gardzę wiarą i nie gardzę kościołem, za to dość wyraźnie obnoszę się ze swoim ateizmem - powiedział piosenkarka. - Ja nie mam nic przeciwko kościołowi i nic przeciwko ludziom, którzy wierzą w Boga […] Mnie osobiście Bóg nie jest potrzebny do tego, żeby być szczęśliwym - dodała Maria Peszek.
Jestem Marią-awarią
Ja nie mam nic przeciwko Kościołowi i nic przeciwko ludziom, którzy wierzą w Boga […] Mi osobiście Bóg nie jest potrzebny do tego, żeby być szczęśliwym. Maria Peszek
- Myślę, że fantastyczną sprawą w ludziach jest to, że jesteśmy zlepkiem sprzeczności. A w ogóle kobiety się w tym specjalizujemy - powiedziała w "Kropce nad i". Sama siebie Maria Peszek określiła się jako "Marię-awarię, czyli kobietę z poprzepalanymi bezpiecznikami w głowie".
Przyznała, że mimo nieznajomości samej siebie, bardzo się lubi i lubi mówić o sobie dobrze. – Rzeczywiście, nadużywam pomysłu na to, że mówię o tym, jak bardzo siebie lubię – powiedziała. Zaznaczyła jednak, że w naszej kulturze brakuje tego, żeby mówić dobrze o nas samych i to trzeba zmienić.
Odniosła się też do sprawy tak przyziemnej jak własny wygląd. Jeszcze kilka lat temu była "puchatym misiem", teraz jest znacznie szczuplejsza. - Ciało puchatego miśka przestało mi wystarczać, zaczęło mi przeszkadzać, w związku z tym postanowiłam mieć inne. I mam - ucięła dyskusję.
Nie chciałam być skandalistką
Jej teksty są bardzo szczere, wręcz ekshibicjonistyczne. Twierdzi jednak, że nie zamierzała celowo wywoływać skandalu. - W najśmielszych oczekiwaniach i marzeniach nie spodziewałam się, że ta płyta i to co ja piszę wywoła takie zamieszanie - powiedziała artystka.
- Moim planem była próba odczarowania języka, którego używa popkultura do mówienia o miłości i rzeczach najważniejszych dla człowieka. O sprawach intymnych i sprawach dotyczących seksualności. Ponieważ seksualność dotyczy wszystkich żywych istot - oceniła.
Jak wielokrotnie podkreślała, nie czuje się rewolucjonistką i nie miała na celu jej wywoływania. Po prostu chciała sprawdzić, na ile można wykorzystać szczerość.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24